"Oburzony Wilanów, szczęśliwe Końskie". Czy Polski Ład da się jeszcze uratować?
Pierwsze dni Polskiego Ładu okazały się dla PiS komunikacyjnym koszmarem. Chaos w przepisach, niejasne kryteria rozliczeń podatkowych, niższe pensje w budżetówce - to tylko wierzchołek góry lodowej, którą opozycja okrzyknęła mianem "Polskiego Wała". Co jednak, gdy niejasności się wyprostuje, a błędy usunie? Czy w dłuższej perspektywie realne zyski najmniej zarabiających okażą się dla rządu ważniejsze, niż krytyka mediów, liberałów i przedsiębiorców? - Z czasem PiS może na Polskim Ładzie zyskać - twierdzą zapytani przez WP politolodzy. Jest jednak kilka "ale".
- Zderzyliśmy się z rzeczywistością - powiedział w wywiadzie dla tygodnika "Sieci" minister finansów Tadeusz Kościński. Odnosił się tym samym do braku przejrzystego kalkulatora podatkowego i chaosu komunikacyjnego towarzyszącego uruchomieniu Polskiego Ładu. Programu, który w zamyśle jego twórców miał być kołem napędowym, prowadzącym Prawo i Sprawiedliwość do wyborów w przyszłym roku. Jak wyszło - widzieliśmy wszyscy.
Na poziomie suchych liczb i statystyk, dawno żadna sprawa nie rozgrzała opinii publicznej aż tak bardzo. Po alarmujących przykładach zaniżonych wypłat nauczycieli i służb mundurowych - grup zawodowych, które jako pierwsze otrzymały wynagrodzenia za styczeń - rozpoczęło się ogólnopolskie przeliczanie pensji, szacowanie strat, gorączkowe sprawdzanie "ulgi dla klasy średniej" oraz googlowanie "PIT-2". Media zaroiły się od przykładów emerytów, samotnych matek i przedsiębiorców, którzy wymieniali: "280 zł mniej", "1200 zł mniej", "zabrali mi 880 zł miesięcznie". Mało kto pytał jednak: "Od jakiej podstawy?". A to być może klucz do oceny politycznej siły rażenia reformy podatkowej.
"Istnieje potencjał na odbicie"
- "Histeria" po starcie Polskiego Ładu to nie jest słowo przesadzone. Narracja o samym projekcie brzmiała tak, jakby większość Polaków miała na nim stracić. W rzeczywistości duża część społeczeństwa - zwłaszcza elektoratu PiS - nie straci, ale zyska, nawet jeśli niewiele. Media i politycy opozycji na tyle obniżyli ich oczekiwania, że dodatkowe kilkadziesiąt złotych na pasku wypłaty, gdy spodziewano się strat, będzie pozytywnym zaskoczeniem - twierdzi w rozmowie z WP Marcin Duma, prezes Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS). I dodaje, że jeśli do tego efektu dołoży się możliwe wypłaszczenie tempa inflacji, która nie przekroczy psychologicznej bariery 10 proc., rząd może próbować przejąć inicjatywę.
- Jeśli PiS przetrzyma kilka miesięcy, uprości system i załata dziury, istnieje potencjał na odbicie. Przecież premier Morawiecki może wtedy wyjść przed kamery i stwierdzić: "Mówili wam, że inflacja będzie dwucyfrowa, a na Polskim Ładzie stracicie? Proszę bardzo - nie jest tak źle". Rząd już teraz stara się w ten sposób komunikować, myśląc o wyborach. Czy te pieniądze na dłuższą metę coś zmienią? Tego nie wiem. Mogą co najwyżej pokryć inflację - dodaje szef IBRiS.
Trend, o którym wspomina ekspert, widoczny jest również w badaniach emocjonalnego nacechowania dyskusji w mediach społecznościowych. Jak podaje profil "Polityka w sieci" na Twitterze, w drugiej połowie miesiąca "po dużej fali negatywnego sentymentu dotyczącego Polskiego Ładu, obserwujemy jego spadek i wzrost sentymentu pozytywnego w temacie". Oczywiście do wyjścia z defensywy, przy nawarstwieniu się realnych problemów z pospiesznym wprowadzeniem ogromnych zmian podatkowych, droga jest jeszcze długa. Ale nie niemożliwa.
Wyborca PiS więcej wybaczy
- PiS płaci dzisiaj nie tyle za efekty Polskiego Ładu, bo nie wiadomo jakie one będą, ale za fatalną kampanię informacyjną. Odpowiedź na banalne pytanie: ile kto zyska, a ile straci, nie była dla zwykłego wyborcy możliwa na starcie. To poważny błąd - zwraca uwagę politolożka prof. Ewa Marciniak.
A czy trend negatywny można jeszcze odwrócić?
- To karkołomne, ale wykonalne, gdy latem albo jesienią okaże się, jakie będą realne skutki reformy podatkowej dla portfela przeciętnego wyborcy. Nie chodzi o jego wpływ na ekonomię, ale percepcję obywatela, który zobaczy efekt we własnej kieszeni - twierdzi wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego. Jak dodaje, elektorat Prawa i Sprawiedliwości wykazuje cechę, która może się okazać istotna dla ratowania Polskiego Ładu. - Ci wyborcy częściej niż np. wyborcy Koalicji Obywatelskiej wybaczają błędy. Dla części elektoratu PiS jest to partia bezalternatywna, dlatego na dłuższą metę są jej w stanie więcej wybaczyć. Generacyjnie to zwłaszcza wyborca 60+, dobrze zdiagnozowany przez partię pod względem potrzeb. To o niego idzie cała gra - tłumaczy ekspertka.
Choć Polski Ład jest programem, w którym "niewielu złoży się wielu, aby wielu mogło mieć niewiele więcej, niż ma", aby ocenić jego potencjał trzeba poznać proporcje proponowanej redystrybucji. Z perspektywy umownego Wilanowa oraz wielkomiejskich baniek towarzyskich, zarabianie powyżej średniej krajowej może wydawać się oczywiste. Gdy jednak przeniesiemy się do bardziej reprezentatywnej rzeczywistości GUS, okaże się, że do tego progu nie zbliża się 83 proc. społeczeństwa.
Jak wynika z raportu platformy SpotData ujawnionego przez "Puls Biznesu", powstałego w oparciu o najnowsze dane GUS, 17 proc. Polaków nie dysponuje również oszczędnościami, które umożliwiłyby utrzymanie się przez tydzień po utracie pracy, 19 proc. nie ma środków na przeżycie miesiąca, a 22 proc. - kwartału.
"Zaklinanie rzeczywistości może się zemścić"
Zaniepokojenie komentatorów wzbudziły też doniesienia na temat emerytów, którzy stracą na Polskim Ładzie. Owszem, takie osoby istnieją, ale według Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej jest ich niespełna 500 w skali całego kraju. Bo tylko tyle Polek i Polaków otrzymuje świadczenia powyżej 12 800 zł brutto miesięcznie. 99,95 proc. emerytów znajduje się poniżej tej bariery - z czego 94 proc. na PŁ nie tyle nie straci, co skorzysta. Przynajmniej tak przekonuje na oficjalnym profilu w mediach społecznościowych premier Mateusz Morawiecki, a sprawa wymaga nowelizacji Ładu o "ulgę dla klasy średniej" również w kontekście emerytów - bez względu na to, czy podejmują pracę. To oczywiście nie znaczy, że szczęśliwi mieszkańcy Końskich rzucą się gremialnie do urn, dziękować PiS za "świadczenia", bo podobne kwoty rzędu zwykle kilkudziesięciu czy kilkuset złotych - nawet jeśli w portfelu najuboższych coś znaczą - nie zmieniają życia o 180 stopni.
Istnieje jednak spora różnica między przeświadczeniem o nieuchronnej stracie, a zweryfikowaniem go z faktami, które nie okazują się podatkową apokalipsą.
Obecnie taką - bardziej optymistyczną wykładnię - przyjmuje zarówno PiS, jak i otoczenie prezydenta. - Prezydent Andrzej Duda widzi problemy Polskiego Ładu, zwłaszcza w sposobie jego przedstawienia, w przypadku niektórych zawodów i części emerytów, ale uważa program za potrzebny społecznie. Proponowane przez nas zmiany zostaną przedstawione rządowi na dniach - powiedział w rozmowie z WP minister Paweł Szrot z KPRP. Nowogrodzka dodaje natomiast, że tak jak "krytykowano 500+ albo dostępność szczepień, tak teraz krytykują Polski Ład, a za jakiś czas się z nim przeproszą".
Zaklinanie rzeczywistości bez realnych zmian i uproszczeń w systemie podatkowym może się jednak na Prawie i Sprawiedliwości zemścić. - Pytanie na ile ludzie odczuwają kwoty rzędu kilkudziesięciu złotych jako realną zmianę w ich budżecie, gdy równocześnie rośną inflacja i ceny energii? - zastanawia się prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak wskazuje, diabeł tkwi w szczegółach, a właściwie w percepcji wyborców. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego od 2013 r. zamożność gospodarstw domowych w Polsce rosła w porównywalnym tempie - nie było tutaj różnicy między rządami PO-PSL a PiS-u - ale dopiero po 2015 r. zmiany te zaczęto w dużej mierze utożsamiać z polityką danej partii.
Sposobem na ocalenie Polskiego Ładu, poza finansami, jest zatem opowieść o jego hipotetycznych i realnych korzyściach. - Polski Ład może się ostatecznie z pozycji korzyści politycznych oraz nachalności w jego promocji nie zbilansować. Gdy Mateusz Morawiecki jako były bankier i milioner twierdzi, że zmiany podatkowe krytykują jedynie oderwane od życia elity, to wydaje się mało poważne i wiarygodne w oczach wyborców. Sama jakość reform nigdy w polityce nie wystarczała, jeśli ludzie w nie nie wierzyli. AWS zmienił system administracyjny, dowartościowując miasta powiatowe, zreformował system zdrowia, ale przy poziomie skomplikowania reform, krótkodystansowo przegrał ich dalekosiężne korzyści. I w konsekwencji oddał władzę - przypomina prof. Flis.
Czy opozycja ma odpowiedź na Polski Ład?
Osobnym pytaniem o możliwy ratunek dla programu rządowego jest również zachowanie opozycji.
- Opozycja dała do zrozumienia wyborcom, że gdyby ona rządziła, tego dodatku by najprawdopodobniej nie było. A przecież oni Polskiego Ładu nie musieli wspierać. Wystarczyło powiedzieć: system jest zły, ale można go zmienić na lepszy - pokazując jak. Dlaczego Lewica nie podniosła opowieści o III skali podatkowej, a Platforma o lepszych podatkach dla firm? Temat nadal leży na ziemi. PiS nie dojedzie na nim do kampanii i nie przebije progu 40 proc., ale jeśli opozycja nie wyjdzie poza zaklęcia o "Polskim Wale", zmarnuje swoją szansę. W polityce wygrywa ten, który popełni najmniej błędów. Ws. Polskiego Ładu w lutym opinia publiczna wystawi pierwszy werdykt - mówi Marcin Duma z IBRiS.
- Może poza Szymonem Hołownią nie słyszałam wnikliwych analiz konsekwencji Polskiego Ładu. Opozycja jest raczej przyczajona, zamiast działać aktywnie. Nie pokazano alternatywy wobec programu podatkowego, zamiast niego zaprezentowano głównie krytykę. Jeśli opozycja istnieje w przestrzeni publicznej, to raczej w kontekście tego, czy liderzy potrafią się między sobą dogadać, a nie, czy mają alternatywę dla programów rządu. Dlaczego żaden lider nie dał propozycji porządkującej tę sytuację, chaos informacyjny Polskiego Ładu? - pyta z kolei prof. Ewa Marciniak.
Gdy opadł już kurz po pierwszych negatywnych efektach największej reformy podatkowej od 25 lat, tym wyraźniej widać, że trzeba się wystrzegać przedwczesnych konkluzji ws. Polskiego Ładu. Ten program nie jest ani gwoździem do trumny PiS, ani kołem zamachowym Nowogrodzkiej. Jest natomiast charakterystycznym dla polskiej polityki pisaniem prawa na kolanie oraz poprawianiem go w biegu. Meta jeszcze przed Polakami, ale to ostatecznie oni w przyszłym roku wystawią rządowi (i opozycji) rachunek.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości