Obserwatorzy OBWE i Rady Europy krytycznie o NASK i reklamach promujących Rafała Trzaskowskiego
Działania spóźnione, niespójne i nieprzejrzyste. Tak międzynarodowi obserwatorzy wyborów w Polsce ocenili działalność NASK. To instytucja, która powinna pilnować uczciwego przebiegu kampanii wyborczej w sieci, a skupiła się na działaniach na rzecz jednego z kandydatów.
Opublikowano właśnie wstępne ustalenia Międzynarodowej Misji Obserwacji Wyborów. Kilkudziesięciu delegatów OBWE i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z 24 państw przyglądało się przebiegowi wyborów w Polsce.
Za jeden z kluczowych wątków obserwatorzy uznali promowanie z nieznanego źródła kandydatury Rafała Trzaskowskiego oraz niewłaściwą reakcję organów państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Propozycja Kaczyńskiego. "Ukradł show Tuskowi"
"Parasol wyborczy" nie uchronił
"Sposób, w jaki instytucje publiczne odpowiedzialne za ten obszar – w tym Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) – zajęły się przypadkiem sponsorowanych reklam na Facebooku, pochodzących od podmiotów trzecich o niejasnym źródle pochodzenia i finansowania, tuż przed pierwszą turą, wzbudził zaniepokojenie. W szczególności opóźnione i niespójne informowanie opinii publicznej oraz brak przejrzystości co do ustaleń i podjętych działań rodziły pytania o charakter i terminowość reakcji oraz wiązały się z ryzykiem obniżenia zaufania społecznego do zaangażowanych instytucji" - tak międzynarodowi obserwatorzy podsumowali działalność NASK oraz pośrednio Ministerstwa Cyfryzacji w toku kampanii wyborczej.
Uznano, że coś, co nazwano "parasolem wyborczym", nie chroniło wystarczająco właściwego przebiegu kampanii wyborczej.
Obserwatorzy napisali też wprost: kampania reklamowa, którą opisywała WP, promowała Rafała Trzaskowskiego i była wymierzona w Karola Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena. Dyrektor NASK Radosław Nielek twierdził inaczej. Publicznie wskazywał, że kampania reklamowa tylko pozornie wspiera Trzaskowskiego, a tak naprawdę jest skierowana przeciwko niemu.
NASK dezinformowała
Przypomnijmy. 14 maja NASK opublikował komunikat, w którym wskazał, że zidentyfikował reklamy polityczne na platformie Facebook mogące być finansowane z zagranicy. Instytucja zaznaczyła, że może to stanowić ingerencję w kampanię wyborczą. Zasugerowano prowokację:
"Działania miały pozornie wspierać jednego z kandydatów i dyskredytować innych. Realizowane przez konta reklamowe kampanie dotyczyły szczególnie Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Analiza wskazuje na możliwą prowokację. Jej celem mogło być działanie na szkodę kandydata rzekomo wspieranego przez tego typu reklamy oraz destabilizacja sytuacji przed wyborami prezydenckimi".
Później Radosław Nielek, dyrektor NASK, wielokrotnie opowiadał, że reklamy te zaszkodziły Trzaskowskiemu, bo sprawa wyszła na jaw. W efekcie jej ujawnienia zaś ludzie źle oceniali Trzaskowskiego.
15 maja w Wirtualnej Polsce ujawniliśmy, kto stał za akcją dyskredytującą Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena, a wychwalającą Rafała Trzaskowskiego. To austriacka spółka należąca w większości do amerykańskiego funduszu powiązanego z Partią Demokratyczną. W ingerencji w polską kampanię pomogła jej fundacja Akcja Demokracja, blisko związana z Koalicją Obywatelską. Łącznie na reklamy wydano ok. pół miliona zł, więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.
Od kilku tygodni staramy się wydobyć z NASK raport, który stał się podstawą sformułowania fałszywych wniosków w komunikacie z 14 maja. Bezskutecznie.
Za to wyciekł inny raport: stawiający w złym świetle Karola Nawrockiego. Z dokumentu NASK, który trafił do mediów, wynika, że jedna z organizacji sympatyzująca z Rosją zainwestowała w ostatnich miesiącach na Facebooku w reklamy promujące Nawrockiego a dyskredytujące Trzaskowskiego 23 zł. Łącznie było to niespełna 3 tys. zł.
"Rosja wspiera Nawrockiego? A co on robił w 2018 roku w Rosji? Prowadził politykę międzynarodową?" - napisał w portalu X Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej odpowiedzialny za bezpieczeństwo cyberprzestrzeni, udostępniając informacje o raporcie, który wyciekł.
Prawo do zmiany
Międzynarodowi obserwatorzy wprost odnoszą się do kwestii reklam promujących Trzaskowskiego. Wskazują też, że - jak wynika z rozmów obserwatorów - reakcja władz państwa była w tej kwestii opóźniona i nieskuteczna.
Ponadto w ustaleniach obserwatorów OBWE i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy wskazano na niedostatki legislacyjne w tym zakresie. Zgodnie z Kodeksem wyborczym agitację prowadzić mogą bowiem wyłącznie komitety wyborcze oraz sami wyborcy, a zatem organizacje pozarządowe nie mogą tego robić. Te mogą prowadzić wyłącznie kampanie profrekwencyjne, które w żaden sposób nie sugerują, na którego kandydata należy głosować, a na którego nie.
Szkopuł w tym, że od 2018 r. - wskutek zmian przeforsowanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości - działanie niezgodne z prawem nie podlega karze, o ile nie wyczerpują przesłanek z ogólnych przepisów kodeksu karnego.
W ocenie obserwatorów potrzebujemy skuteczniejszych narzędzi do egzekwowania przestrzegania przepisów.
Stronnicze media publiczne
Obserwatorzy w swoim raporcie wiele miejsca poświęcili też funkcjonowaniu mediów w kampanii wyborczej, w tym mediów publicznych.
"Polaryzacja mediów nasiliła się w trakcie kampanii przed drugą turą, gdyż większość redakcji wykazywała wyraźną stronniczość, wzmacniając konfrontacyjny charakter kampanii. Choć nadawcy publiczni TVP1 i TVP Info poświęcili obu kandydatom porównywalny czas antenowy w głównych pasmach informacyjnych, przekaz miał wyraźnie stronniczy charakter, co stoi w sprzeczności z ich obowiązkami wynikającymi z misji publicznej. Karol Nawrocki był najczęściej przedstawiany w sposób neutralny lub negatywny, zwłaszcza w cyklicznych materiałach dotyczących jego domniemanych powiązań ze światem przestępczym" - zauważyli obserwatorzy. A jednocześnie przekaz o Rafale Trzaskowskim w mediach publicznych był w większości pozytywny.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski