Obornik przed biurem Brejzy. Organizator zapowiada kolejne akcje
- Od 4 kwietnia będziemy odwiedzać inne biura, również poselskie i senatorskie - mówi Marcin Wroński, który stał na czele niedzielnej akcji, w czasie której protestujący rolnicy zostawili symboliczną skrzynkę z obornikiem przed biurem europosła Krzysztofa Brejzy w Inowrocławiu. Tłumaczy też, czy i jakie ma związki z PiS.
Krótko po akcji z obornikiem w organizatora inowrocławskiej akcji uderzył wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, który na portalu X przypomniał, że za rządów PiS był on zastępcą dyrektora generalnego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Odpowiadał m.in. za organizacje rynków rolnych, czyli również tworzenie mechanizmów do i interwencji na rynku w trudnych sytuacjach. Wroński nie zrobił nic, co obecnie można wykorzystać do rozwiązania trudnej sytuacji, dlatego tak głośno krzyczy i protestuje przeciwko swojej polityce" - napisał Kołodziejczak.
I dodał: "Coraz więcej fałszywych obrońców rolników. Jak widać wykorzystanie rolniczych protestów przez polityków przechodzi w kolejną fazę".
- Związki tej akcji z polityką są oczywiste - nie ma wątpliwości Ryszard Brejza (ojciec Krzysztofa Brejzy), który obecnie jest senatorem, bo jesienią porzucił funkcję prezydenta Inowrocławia, którą sprawował od 21 lat. Przez ten czas jeden raz zwycięsko mierzył się w drugiej turze wyborów z Wrońskim i wygrał stosunkiem procentowym głosów 51 - 49.
Były samorządowiec w rozmowie z Wirtualną Polską zarzuca Wrońskiemu, że swoją karierę zawdzięcza trzymaniu się blisko prawicowych polityków, m.in. Jarosława Gowina, a potem Adama Bielana.
- Pan Wroński sprowadza politykę PiS i swoją własną do poziomu zawartości tego pojemnika - dodaje Brejza. - To, co zrobił razem z pozostałymi panami, to dowód na to, że w tej fazie protesty są już typowo polityczne. One miały swój początek w trudnej sytuacji rolników i w słusznych postulatach, bo wydaje się, że działania Unii związane z rolnictwem poszły za daleko. Teraz, kiedy polski rząd wespół z Komisją Europejską doszli do wstępnego porozumienia w kwestii Zielonego Ładu, podrzucanie nieczystości wygląda na dzieło bojówek pisowskich - uważa Brejza.
"Bez względu na przynależność partyjną"
- To była zwykła skrzynka, taka jak do jabłek. Niewielka ilość obornika. Powiedzmy, że to ilość ostrzegawcza. Ona miała przypominać o interesach rolników, szczególnie w kontekście głosowania w sprawie Zielonego Ładu. Postawiliśmy ją równo dwa miesiące po pierwszych strajkach ostrzegawczych, a Krzysztof Brejza jest europarlamentarzystą z obozu rządzącego - tak akcję komentuje w rozmowie w WP sam Wroński.
Nadmienia, że wzięło w niej udział blisko 20 rolników, którzy nie wykluczają, że przywiozą w to samo miejsce więcej obornika, jeśli sytuacja się nie zmieni.
- Od 4 kwietnia będziemy odwiedzać inne biura, również poselskie i senatorskie - zapowiada. - I to bez względu na przynależność partyjną - dodaje.
- Czy bydgoski poseł Piotr Król z PiS też może spodziewać się takiej wizyty? - dopytujemy.
- Może. Chcemy wywrzeć pewną siłę nacisku wobec osób, które decydują o prawie w Polsce. Odwiedziny w biurach to nie jest nic nadzwyczajnego, to samo robią chociażby Zieloni. Zrobimy harmonogram odwiedzin wszystkich parlamentarzystów w okręgu bydgoskim, ale takie wizyty będą też w całej Polsce. Politycy mogą dostać różne upominki. Nie musi to być skrzynka gnoju, lecz np. bańka gnojowicy. Mamy różne pomysły - odpowiada.
Wroński odgryza się Kołodziejczakowi
Wroński zaznacza, że jest tylko jednym z kilku liderów protestów w regionie bydgoskim, nie zaś samodzielnym przywódcą. I choć ubiega się o mandat do rady powiatu inowrocławskiego z listy PiS, to protestuje jako sadownik (uprawia stare odmiany jabłoni) i członek Związku Zawodowego Rolnictwa Samoobrona, który jest głównym spadkobiercą "starej" Samoobrony Andrzeja Leppera. Twierdzi, że nie ma tu żadnego politycznego zgrzytu, bo ma prawo być członkiem każdego związku zawodowego, a do PiS nie należy.
Wyjaśnia też, że działał we współpracy ze związkiem już w latach 90. XX wieku, a sam Lepper, jako minister rolnictwa, powołał go na wiceprezesa Agencji Rynku Rolnego. Dodaje, że krytycznie o Zielonym Ładzie wyrażał się już od początku i nigdy na ten temat poglądów nie zmienił. Podkreśla, że nigdy nie wyrażał też aprobaty dla idei ugorowania czy redukcji środków ochrony roślin lub sztucznych nawozów.
Wroński zarzuca Kołodziejczakowi, że nie wie, iż KOWR jest instytucją wykonawczą, więc kluczowe decyzje nie należały do niego, tylko do polityków, również tych unijnych.
- Natomiast do rady kandyduję z terenu miejskiego, wiec rolnicy nie mogą na mnie głosować. Ciężko mi zarzucić, że prowadzę teraz grę polityczną - odpiera zarzuty. - Ja poglądów nie zmieniłem, w przeciwieństwie do pana Kołodziejczaka, który roztrwonił zaufanie rolników i sprzedał się za czapkę śliwek. Nie wiem, czemu wytyka mi się bycie politykiem, skoro jestem tylko skromnym radnym w Inowrocławiu, tak samo, jak radnym gminnym był jeszcze niedawno pan Kołodziejczak - podkreśla.
"Kolejnych akcji z obornikiem da się uniknąć"
Na koniec rozmowy Wroński wyjaśnia, że kolejnych akcji z obornikiem da się uniknąć, jeśli uda się spełnić kilka postulatów. Jednym z nich jest wstrzymanie importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy, m.in. zboża, owoców miękkich, cukru. Innym wycofanie się z Zielonego Ładu. A jeszcze innym odstąpienie od zakazów hodowli zwierzęcej.
- Problemem jest też, że produkty ukraińskie wypierają nasze z rynków zbytu, o które walczyliśmy przez ostatnie 20 lat. A robiliśmy to z sukcesem, ponieważ teraz eksport polskiej żywności to powyżej 50 mld euro rocznie - zauważa Wroński.
I dodaje: - Nigdy nie mieliśmy ok. 12 mln ton zbóż w magazynach. W najlepszym czasie nasze porty przepuszczały 1 mln ton na miesiąc. Kiedy to wyeksportujemy? A zaraz będzie nowy sezon.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski