"Historycy utrzymują Polaków w błogim samozadowoleniu"
Publicysta historyczny zwraca uwagę, że Polska w wyniku drugiej wojny światowej poniosła największą klęskę spośród wszystkich państw, które brały udział w tym konflikcie. Niemcy i Związek Sowiecki eksterminowali nasze elity i zgładzili kilka milionów naszych obywateli. W gruzy obrócona została nasza stolica. A jednak mimo wręcz apokaliptycznej skali tej katastrofy Polacy patrzą dziś na drugą wojnę światową z bezbrzeżnym samozachwytem. Niesłusznie.
"Już od szkolnej ławy wbija nam się do głów, że z klęski tej musimy być dumni. Że nasi ówcześni przywódcy polityczni i wojskowi byli nieomylnymi mężami stanu, którzy podejmowali 'jedynie słuszne' działania. Że nie popełnili ani jednego błędu, nie zrobili żadnego fałszywego kroku, a całe zło, które na nas spadło, jest winą naszych zbrodniczych sąsiadów i wiarołomnych sojuszników" - pisze Zychowicz. Stwierdza, że Polacy przez swoich historyków utrzymywani są w błogim samozadowoleniu. "Historia nasza ma bowiem służyć pokrzepieniu serc, a nie przedstawieniu prawdy. O ile od biedy można uznać, że takie podejście miało jakiś sens w czasach rozbiorów, to teraz, gdy mamy niepodległy kraj, jest ono po prostu szkodliwe" - ocenia.
W latach drugiej wojny światowej - zdaniem autora "Obłędu'44" - elity polityczne naszego państwa całkowicie oderwały się od rzeczywistości i zatraciły poczucie racji stanu. "Ludzie, którzy decydowali o losie Rzeczypospolitej, nie podejmowali decyzji, opierając się na chłodnej analizie rzeczywistości, ale na swoich hurraoptymistycznych przewidywaniach i nadziejach. Nadziejach, które okazały się mirażami" - stwierdza.
Na zdjęciu: żołnierze zgrupowania "Radosław" po kilkugodzinnym przejściu kanałami z placu Krasińskich do ulicy Wareckiej na Śródmieściu. W hełmie Tadeusz Rajszczak "Maszynka" z batalionu "Miotła", który przeżył powstanie i wydostał się z Warszawy razem z ludnością cywilną.