PolskaObama podsumował swoją prezydenturę. Z czego jest dumny?

Obama podsumował swoją prezydenturę. Z czego jest dumny?

• Prezydent USA Barack Obama podczas konferencji prasowej na zakończenie szczytu NATO w Warszawie mówił o tym, co uznaje za dziedzictwo swej prezydentury
• Dwie kadencje upłynęły pod znakiem interwencji wojskowych oraz o tym jak zmienia się natura wojny

Obama podsumował swoją prezydenturę. Z czego jest dumny?
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański

09.07.2016 | aktual.: 10.07.2016 00:03

Pytany o to, co pod koniec swojej prezydentury uznaje za jej najważniejsze dziedzictwo, Obama powiedział, że ocenę tę woli pozostawić podręcznikom historii, jednak on sam chciałby najbardziej, by okazało się, iż jego głos "próbował pomóc nam - wszystkim Amerykanom - zrozumieć trudną spuściznę rasizmu", która nie zniknęła nagle, nawet "z wyborem Baracka Obamy" na prezydenta.

- Jeśli głos mój brzmiał prawdziwie i pozytywnie, to mam nadzieję, że choć nie rozwiązał on niczego natychmiast, to pewne rzeczy wydobył na powierzchnię, ukazał je w perspektywie, pozwolił nam skonfrontować się z tymi problemami - powiedział prezydent USA.

Wyraził nadzieję, że podjęcie takiego tematu pozwala szukać rozwiązań dla napięć na tle rasowym, aby kiedyś nie tylko jego córki - Malia i Sasha, ale też ich dzieci żyły z doświadczeniem kraju, który jest bardziej sprawiedliwy, bardziej zjednoczony", którego obywatele są traktowani w równiejszy sposób. "Nie zdarzy się to od razu. I to jest okay. My sadzimy ziarna, a kiedyś ktoś inny usiądzie być może w cieniu drzewa, które posadziliśmy - powiedział.

- Chciałbym myśleć, że mówiąc o tych kwestiach - najlepiej jak umiałem - byłem im wierny - podkreślił.

Na pytanie o to, czy można odwrócić skutki brytyjskiego referendum na temat Brexitu, prezydent odparł, że nie należy oczekiwać, iż zmieni się wynik głosowania, które się już odbyło i to przy dużej frekwencji. Zaznaczył przy tym, że najważniejszym przesłaniem, z jakim on przyjechał, jest to, że USA pozostają "bliskimi przyjaciółmi, sojusznikami i partnerami handlowymi tak Wielkiej Brytanii, jak Unii Europejskiej, po obu stronach kanału" La Manche.

Prezydent powiedział, że USA chcą, aby negocjacje Londynu z Brukselą dotyczące wychodzenia z UE "przebiegały w sposób uporządkowany" i aby proces ten nie zaszkodził ani brytyjskiej, ani europejskiej, ani światowej gospodarce, "która w niektórych miejscach wciąż jeszcze jest trochę niestabilna". Zdaniem Obamy trzeba założyć, że referendum na Wyspach przyniesie "trwałą zmianę".

Obama odniósł się również do kryzysu migracyjnego. Ocenił, że ogromny napływ ludności, z którym obecnie mamy do czynienia w Europie, "zawsze będzie szokiem dla systemu". Wyraził przy tym podziw dla tych przywódców europejskich, którzy zdecydowali się przyjąć imigrantów, gdyż jest to "ogromne obciążenie dla budżetu, dla systemu społecznego".

Przyznał, że przywódcy ci mają prawo mówić, iż trzeba zacząć ten napływ jakoś rozsądnie kontrolować. Zaproponował zorganizowanie konferencji przez ONZ dotyczącej kwestii imigrantów. - Dla nas to wyzwanie - mamy bowiem kraje, które są biedne, rozdarte wojną, musimy tam zapewnić pokój, bo tak naprawdę inaczej tych fal imigracyjnych nie da się powstrzymać, nie da się zmienić ich kierunku - zwrócił uwagę.

Dodał jednak, że "z doświadczenia Ameryki wynika, że imigracja w ogromnym stopniu okazała się plusem netto dla naszej gospodarki, naszej kultury i naszego stylu życia".

Poproszony o skomentowanie faktu, że jego prezydentura upłynie pod znakiem wojny i, zważywszy na pozostawienie kontyngentu USA w Afganistanie, będzie on prawdopodobnie jedynym przywódcą w historii Ameryki, przez którego dwie kadencje kraj toczył wojny, Obama powiedział: "Gdy objąłem urząd mieliśmy 80 tys. żołnierzy w Iraku i Afganistanie prowadzących aktywne działania bojowe. Trzeba przyznać, że nasze operacje wojskowe prowadzone teraz w Iraku i Afganistanie są fundamentalnie inne od tych, w jakie angażowaliśmy się, gdy rozpocząłem prezydenturę".

Obama zwrócił jednak uwagę na fakt, że ostatnich latach zmieniła się natura wojny i wrogowie Ameryki to coraz częściej organizacje niepaństwowe. - I ponieważ są to takie właśnie organizacje, coraz trudniej osiągnąć nam ten moment satysfakcji, kiedy (wojna) oficjalnie zostaje zakończona - zauważył.

Przypomniał, że bojownicy, którzy w pewnym momencie zostali pokonani w Iraku, uciekli do Syrii, dozbroili się, a potem znów wrócili do Iraku. Ameryka musi zatem nastawić się "na bardziej hybrydowe podejście do kwestii bezpieczeństwa narodowego". - I z tym, jak sądzę, będziemy się musieli borykać przez lata - ocenił. - Dobra wiadomość jest jednak taka, że jest mniej wojen między państwami niż kiedykolwiek wcześniej i prawie żadnych między wielkimi mocarstwami. I to jest wspaniałe dziedzictwo przywódców w USA, w Europie i Azji, którzy po drugiej wojnie zbudowali tę międzynarodową architekturę - to zadziałało i powinniśmy być z tego dumni".

Zobacz także: Barack Obama jako najlepiej chroniona osoba na świecie

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)