Obajtek kolejny raz pogubił się w wyjaśnieniach. Pokazujemy dowody
Daniel Obajtek twierdzi, że nie mógł wpuścić kontrolerów NIK, bo Orlen nie dysponuje publicznymi pieniędzmi. Wirtualna Polska pokazuje dowody, że Obajtek się myli. I to podwójnie. Orlen dysponuje publicznymi pieniędzmi. A w przeszłości wpuszczał NIK do kontroli inwestycji powstałych bez publicznych pieniędzy. Wbrew temu, co wynika z najnowszego oświadczenia koncernu.
Od kiedy prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś poinformował marszałek Sejmu, że PKN Orlen uniemożliwia przeprowadzenie kontroli w koncernie i zastraszał kontrolerów doniesieniami do prokuratury, Daniel Obajtek na wiele sposobów próbuje przekonywać, że ma do tego prawo. W środę prezes Orlenu w TVP Info tłumaczył, że "wpuszczając NIK, złamałby prawo". Pokazaliśmy więc w Wirtualnej Polsce, że w przeszłości Obajtek wpuszczał kontrolerów NIK. Dzięki temu NIK prześwietliła m.in. wydatki na działalność sponsoringową, medialną i usługi doradcze, czy w innej kontroli "Inwestycje w moce wytwórcze energii elektrycznej w latach 2012-2018".
Na tym nieścisłości jednak się nie kończą. W środę wieczorem prezes PKN Orlen na antenie Polsatu rozwinął swoją myśl i przekonywał, że NIK może kontrolować jedynie środki publiczne, którymi według niego koncern nie dysponuje. - NIK powinien kontrolować pieniądze publiczne. W Orlenie nie ma pieniędzy publicznych. Współpracujemy ze wszystkimi instytucjami, które mają nas prawo kontrolować, natomiast w Orlenie nie ma tak zwanych pieniędzy publicznych, więc mam cztery opinie znanych kancelarii, które mówią wyraźnie, że NIK nie ma prawa sprawdzać Orlenu - wyraźnie podkreślił Obajtek.
Słowom Obajtka przeczy oficjalny komunikat PKN Orlen wydany w czwartek.
Wyjaśnienia Obajtka i Orlenu wzajemnie się wykluczają
"PKN ORLEN i wszystkie spółki z Grupy ORLEN w pełni współpracują z NIK w ramach kontroli, które obejmują kontrolę wydatkowania środków państwowych oraz działalność organów państwowych, do czego NIK jest uprawniony przepisami prawa. We wszystkich tego typu sprawach PKN ORLEN udostępnia NIK wszystkie żądane informacje i dokumenty.
Natomiast w przypadkach, w których planowana kontrola wykracza poza zakres konstytucyjnie i ustawowo określonych kompetencji NIK i dotyczy komercyjnej działalności Spółki, niezwiązanej z wykorzystywaniem środków państwowych, Spółka stoi na stanowisku, popartym również interpretacjami renomowanych kancelarii zewnętrznych, że NIK nie dysponuje uprawnieniami do weryfikowania jej działalności. W takiej sytuacji przekazywanie informacji czy dokumentów mogłoby zostać ocenione jako działanie sprzeczne z prawem" - podkreśla w oświadczeniu Orlen.
Przytoczony fragment stoi więc w sprzeczności ze słowami Obajtka o tym, że "w Orlenie nie ma pieniędzy publicznych". Dodatkowo Orlen w komunikacie z października chwalił się pozyskaniem środków z NFOŚ. "Trzy ogólnodostępne stacje tankowania wodoru zbudowane zostaną przez PKN ORLEN w Wałbrzychu, Poznaniu i Katowicach. Umowa dotycząca realizacji inwestycji podpisana została z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej" - czytamy na stronie koncernu.
Na tym jednak nie koniec. Obajtek myli się podwójnie, bo Orlen w przeszłości zezwalał na kontrolowanie inwestycji finansowanych nie tylko ze środków publicznych, ale także finansowanych ze środków koncernu. Chodzi o wspomnianą już kontrolę P/18/018 "Inwestycje w moce wytwórcze energii elektrycznej w latach 2012-2018".
W wystąpieniu pokontrolnym NIK w punkcie dotyczącym budowy bloku gazowo-parowego CCGT Płock wyraźnie podkreślono, że "inwestycja była w całości finansowana ze środków własnych PKN ORLEN S.A.". Nie przeszkodziło to koncernowi, na czele którego stał już Obajtek, by udostępnić kontrolerom liczne dokumenty spółki, które znajdują się w aktach kontroli.
Na tych dwóch przykładach widać więc, że za niewpuszczeniem kontrolerów NIK, którzy chcieliby sprawdzić m.in. przebieg fuzji Orlenu i Lotosu, stoją inne powody niż te, na które oficjalnie wskazują obecnie PKN Orlen i Obajtek, bo w przeszłości nie były one przeszkodą do współpracy z kontrolerami.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski