O tym, czego Mariusz Kamiński nie powiedział, bo nie musiał [OPINIA]
Marny spektakl z obu stron, zamiast wyjaśnienia dlaczego państwo źle działało. Tak można podsumować maraton przesłuchań Mariusza Kamińskiego, byłego ministra spraw wewnętrznych i koordynatora służb specjalnych. Tymczasem to właśnie Kamiński ponosi odpowiedzialność - co najmniej polityczną - za to, że polski system wydawania wiz był przeżarty korupcją.
23.04.2024 | aktual.: 23.04.2024 19:55
Czy Kamiński był trzeźwy, czy pijany? Czy wyszedł z sali po pytaniach Dariusza Jońskiego słusznie, czy niesłusznie? Wreszcie: czy to Kamiński "rozjechał" sejmowych śledczych z komisji ds. afery wizowej i wyborów kopertowych, czy to śledczy "rozjechali" jego?
Co najwyżej o to dziś, po dwóch dniach przesłuchań prominentnego polityka Prawa i Sprawiedliwości, można się pospierać.
A szkoda, bo Mariusz Kamiński naprawdę mógł być kluczowym świadkiem w sprawie afery wizowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opieszałe służby i odpowiedzialność Kamińskiego
Szkopuł w tym, że sejmowi śledczy skupili się nie na tej aferze wizowej, na której powinni. Afera wizowa ma bowiem dwa oblicza.
Jedno to historia, w którą uwikłani są Piotr Wawrzyk, były wiceminister spraw zagranicznych, Edgard Kobos, były współpracownik Wawrzyka, oraz grupa osób robiących najróżniejsze biznesy na wydawaniu wiz. I o to przede wszystkim politycy zasiadający w komisji śledczej ds. afery wizowej pytali Mariusza Kamińskiego.
Udało się wykazać, że Kamiński oraz Piotr Wawrzyk niektóre kwestie postrzegają inaczej. Czy to dużo, czy mało? Każdy musi sam ocenić. Moim zdaniem żadnej realnej odpowiedzialności Mariuszowi Kamińskiemu nie udało się wskutek przesłuchania przed komisją śledczą przypisać. Można - tylko i aż - uważać, że polskie służby, za które Kamiński odpowiadał, działały zbyt opieszale. Ale to wiedzieliśmy w takim samym stopniu przed przesłuchaniem byłego ministra.
System przeżarty korupcją
Ciekawsze pod kątem przesłuchania Mariusza Kamińskiego byłoby to drugie oblicze afery wizowej - przez większość przesłuchujących pominięte lub wyraźnie zaniedbane.
Czyli to, jak wyglądały kulisy korupcyjnego procederu polegającego na załatwianiu wiz pozwalających na przyjazd do Polski w zamian za łapówki.
Wirtualna Polska - a także Onet, Gazeta Wyborcza oraz kilka innych redakcji - pokazały w zeszłym roku, że procedury wizowe w wielu placówkach dyplomatycznych były omijane, a na porządku dziennym były nieprawidłowości wynikające przynajmniej w części z zachowań o charakterze korupcyjnym.
W Wirtualnej Polsce pokazaliśmy dowody na to, że przedsiębiorcy działający na Bliskim Wschodzie o nieprawidłowościach alarmowali już w lutym 2023 r. I wskazywali, że to proceder, który trwa od lat.
Uczciwie działający biznes pokazywał, konkretnie i na przykładach, że na Bliskim Wschodzie i w Afryce bardzo ciężko dostać się do konsulatu bez dania łapówki pośrednikowi wizowemu. A co za tym idzie, bardzo ciężko jest otrzymać wizę do Polski bez wręczenia łapówki.
Pisaliśmy wówczas, że skoro na przestrzeni co najmniej kilku lat, aby dostać się w ogóle do konsulatu, trzeba było wręczyć łapówkę pośrednikowi trzymającemu łapę na terminach wizyt w konsulacie, bez najmniejszych wątpliwości możemy mówić o co najmniej kilkudziesięciu, a niewykluczone, że i kilkuset tysiącach wątpliwych przypadków.
Pytanie brzmi: czy polscy urzędnicy konsularni byli współorganizatorami procederu, czy może jego ofiarami, bo po prostu nie potrafili przeciwdziałać nieuczciwym pośrednikom? Słyszałem bowiem głosy i za pierwszym z wariantów, i za drugim. Możliwe jest też oczywiście, że w jednym państwie urzędnik otrzymywał swoją dolę, a w innym nic nie dostawał i jedynie denerwował się, widząc, że przy wejściu do konsulatu rządzą lokalni rzezimieszki.
Kolejne pytanie, związane z poprzednim: gdzie były polskie służby? Czy sprawdziły sygnały od biznesu, jak zadziałały?
Ile wie Kamiński
To, co działo się długimi miesiącami w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, było żenujące, nieprzystające do jakichkolwiek standardów w państwie prawa i powinno skończyć się odpowiedzialnością karną. Kogo dokładnie - to wyjaśnia prokuratura. I nie ma powodów sądzić, że nie wyjaśni rzetelnie.
Sejmowe komisje śledcze powinny działać przede wszystkim w celu usprawnienia państwowych procedur. Na konkretnych przykładach mogą wykazać - pokazując to publicznie - kto działał niewłaściwie, ale też dlaczego tak się działo i jak to zmienić.
Po przesłuchaniach Mariusza Kamińskiego właściwie wiemy tyle samo, ile wiedzieliśmy przed tymi przesłuchaniami.
Nie dowiedziałem się - a szczerze na to liczyłem - czy przeżarty korupcją system wizowy był tworzony przy niewiedzy państwa, przy wiedzy i bierności, a może przy pełnej świadomości i współudziale.
Nie dowiedziałem się też, czy Mariusz Kamiński jako osoba mogąca przeciwdziałać nieprawidłowościom - wiedział o nich i nic nie robił, wiedział i coś robił, ale nieskutecznie, czy może nic nie wiedział (a jeśli nie wiedział - dlaczego?).
Czego my się dowiemy
Oczywiste dla każdego, kto śledzi politykę, jest to, że sejmowe komisje śledcze służą tworzeniu speklaklu, show. I nie piszę tego, by kogokolwiek krytykować - tak było, jest i będzie.
Tyle że niektóre sejmowe komisje śledcze wnosiły do życia publicznego coś więcej, niżeli tylko zabawne bon-moty i dające się streścić w 30 sekundach starcia między członkami komisji a przesłuchiwanymi.
Przykładowo komisja śledcza ds. afery Rywina pokazała nam, jak wygląda styk polityki i biznesu, jak bardzo ówcześnie rządzący mogą nie przestrzegać podstawowych standardów. Dowiedzieliśmy się wiele o lobbingu, o niedoskonałościach procesu legislacyjnego.
Komisja ds. afery hazardowej miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale znów - zobaczyliśmy wywalone na stół bebechy polskiego państwa i to, jak w Polsce wygląda lobbing, jak ulegają mu politycy.
Komisja ds. Amber Gold pokazała nam, jak tragicznie funkcjonuje państwo, gdy prokuratura i najróżniejsze urzędy ze sobą nie współpracują, robią tylko to, co należy do danego urzędnika. Zobaczyliśmy też, jak daleko niedoskonali są ludzie, którzy powinni strzec nas przed oszustami, jak choćby niektórzy prokuratorzy.
Co nam pokażą komisje śledcze ds. afery wizowej i wyborów kopertowych? Jeszcze odrobinę za wcześnie by to stwierdzić. Ale wiadomo już, że z przesłuchań Mariusza Kamińskiego zapamiętamy co najwyżej polityczną awanturę.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski