Nowych członków UE czeka rywalizacja o inwestycje
Wbrew rozpowszechnionym oczekiwaniom
rozszerzenie Unii Europejskiej nie zaowocuje silnym wzrostem
napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich (FDI) do ośmiu
krajów postkomunistycznych - napisał w komentarzu brytyjski
ośrodek Economist Intelligence Unit (EIU).
02.05.2004 12:30
Według EIU z punktu widzenia inwestycji nowe kraje UE zdyskontowały już główne korzyści wynikające z integracji z Piętnastką, a dalsze inwestycje spowodowane pozytywnymi dla biznesu zmianami po 1 maja będą nieduże.
"Możliwa jest dalsza poprawa, jeśli chodzi o ocenę ryzyka w tych krajach (przynajmniej u drobnych inwestorów), a wpływ pełnego włączenia się w jednolity rynek na FDI będzie korzystny. Oba te elementy będą jednak równoważone przez czynniki negatywne w postaci wyższych płac, wprowadzenia nieprzyjaznych dla biznesu aspektów unijnych zasad i możliwości spowolnienia dynamiki reform w okresie poakcesyjnym" - dodają analitycy EIU.
"Nowi członkowie (...) będą musieli ciężko pracować, by nie stracić na atrakcyjności w oczach inwestorów, utrzymać konkurencyjność i poprawić otoczenie dla biznesu" - uważa dyrektor EIU Daniel Franklin.
EIU wylicza, że szczytowy napływ zagranicznych inwestycji bezpośrednich do ośmiu pokomunistycznych państw przyjętych do UE nastąpił w 2002 roku. Wyniósł wtedy 23,6 mld dolarów. W 2003 roku był o połowę niższy - osiągnął 11,4 mld dolarów. Było to poniżej przeciętnej rocznej z lat 1995-2002, równej 14,2 mld dol.
O ile w latach 1990-2003 spośród ogólnej sumy zagranicznych inwestycji bezpośrednich w krajach pokomunistycznych, wynoszącej 158 mld dolarów, 60 procent trafiło do krajów przystępujących do UE (w tym 54,8 mld dolarów do Polski), a 40 procent do innych krajów pokomunistycznych, to teraz proporcja ta zacznie się odwracać.
"Dla nowych członków UE niebezpieczeństwo skierowania FDI do jeszcze tańszych krajów jest większe niż nadzieja na przyciągnięcie z Zachodu inwestycji w ramach realokacji wywołanej dążeniem do obniżki kosztów"- głosi komentarz Economist Intelligence Unit.
Jako jeden z powodów uzasadniających tezę, że następstwem rozszerzenia nie będzie boom w zagranicznych inwestycjach bezpośrednich analitycy EIU wymieniają koszty robocizny, które są wprawdzie niższe od przeciętnych w Piętnastce, ale wyższe niż na Ukrainie czy w Azji.
Z chwilą członkostwa zagraniczni inwestorzy stracą też rozmaite zachęty, które rządy krajów akcesyjnych wprowadzały, by skłonić obcy biznes do inwestowania u nich.
Do tego dochodzą koszty harmonizacji przepisów, które mogą oznaczać dla biznesu nowe wydatki i możliwe spowolnienie dalszego tempa reform, jako że ich dotychczasowy motor napędowy - perspektywa akcesji, wyczerpał się.
Następnym motorem działań rządów nowych krajów unijnych, a zarazem kolejnym bodźcem dla inwestorów będzie członkostwo w strefie euro, ale w krótkim okresie czasu taką perspektywę mają przed sobą tylko kraje bałtyckie.
EIU przewiduje, że przeciętny napływ zagranicznych inwestycji bezpośrednich do ośmiu nowych członków UE wyniesie w latach 2004- 2008 łącznie około 20 mld dolarów rocznie. Najwyższy poziom inwestycje zagraniczne osiągną w latach 2005-2006, gdy dokończone zostaną zaległe, duże projekty prywatyzacyjne.
Po tym okresie w inwestycjach będą dominować reinwestowane zyski i uzupełnienia wcześniejszych inwestycji.
Udział nowych członków UE w zagranicznych inwestycjach bezpośrednich do 27 krajów pokomunistycznych spadnie poniżej 50 procent. Na tej zmianie trendu skorzystają Ukraina i Rosja.