Nowy trop ws. śmierci małżeństwa pod Poznaniem? Zaskakujące odkrycie
Okoliczności śmierci Pauliny Lerch i jej męża Sławomira L. nadal pozostają niewyjaśnione. Pojawił się zaskakujący szczegół, który może postawić sprawę w nowym świetle. Chodzi o to, co policjanci zastali w domu pary.
Ciała Pauliny Lerch i jej męża znaleziono wieczorem w niedzielę 1 września w willi pod Poznaniem. Początkowo śledczy założyli, że powiązany z gangami narkotykowymi Sławomir L. zabił swoją żonę, a następnie popełnił samobójstwo.
Teza ta została obalona po sekcji zwłok, która nie ujawniła na ciałach ran postrzałowych ani kłutych. Nie pozwoliła również ustalić przyczyny śmierci małżeństwa. Prokuratura podkreśla, że ustalenie powodu zgonu już na wstępie było trudne ze względu na znaczny stopień rozkładu zwłok. Stąd pierwsze, błędne przekazy o ranach postrzałowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmora powstańczej Warszawy. Tak zwalczali niemieckich "gołębiarzy"
Nowy trop w sprawie?
Jak dowiedzieli się reporterzy "Faktu", zaalarmowana przez rodzinę Pauliny policja, po przybyciu do podpoznańskiej willi zauważyła, że w domu włączone było ogrzewanie podłogowe. Nie byłoby to być może niczym zaskakującym, gdyby nie to, że interwencja prowadzona była na przełomie wyjątkowo upalnych dni z przełomu sierpnia i września.
Wśród sugestii pojawiają się te, że to taki ruch mógłby przyspieszyć rozkład ciał. Szczegóły tego tropu ustalają śledczy.
Znajomi pary od początku nie wierzyli, że Sławomir L. zamordował swoją żonę i podkreślali silne uczucie, jakim darzyło się małżeństwo.
Źródło: "Fakt", WP Wiadomości