Panie doktorze, czy dzisiejsze obostrzenia, o których poinformował premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski pokrywają
się z waszymi rekomendacjami?
Tak, one nawet nie wymagają jakiś wielkich konsultacji. Wszyscy widzimy, co się dzieje - jest coraz większa liczba przypadków,
szpitale są praktycznie w 100% wypełnione, poszukiwane są jakieś rezerwy jeszcze w tym systemie.
I niestety wiemy też, że ta liczba przypadków przekłada się na liczbę zgonów. To znaczy pewien
odsetek tych osób, które się zakaziły, niestety tej choroby nie przeżyje. W związku z tym nie było innego sposobu. Bo moment, kiedy się nie
zaszczepimy wszyscy, a przynajmniej znakomita większość, będziemy musieli walczyć z koronawirusem za pomocą restrykcji.
Panie doktorze, jak ocenia pan te wszystkie działania rządu w walce z epidemią do tej pory? Bo bardzo wielu specjalistów twierdzi: okej,
są obostrzenia, ale tak naprawdę one nic nie zmienią, bo ta epidemia już tak mocno się rozpędziła, że bardzo trudno będzie to powstrzymać.
To nie jest prawda, że one nic nie zmienią, bo widać, że w tych województwach, w których wprowadzono na samym początku obostrzenia, ta liczba przypadków
się nieco zaczęła zmniejszać i przyrostu już takiego nie było - to widać w warmińsko-mazurskim.
W związku z
tym te restrykcje działają. No oczywiście można wprowadzić pełen lockdown, co
pewnie zaspokoiłoby życzenia tych, którzy chcą lockdownu albo można nie wprowadzać locdownu w ogóle, co z
kolejni odpowiadałoby tym, którzy są przeciwko lockdownowi.
Decyzje trzeba podejmować kierując się zdrowym rozsądkiem, a nie do końca opinią ludzi, którzy by czegoś
chcieli, bo to nie jest koncert życzeń ani konkurs piękności, tylko to jest walka o życie.
Panie doktorze, zamknięte zostaną między innymi wszelkiego rodzaju salony usługowe, czyli wracamy do pewnego stanu, który miał
miejsce na początku walki z epidemią. Czy to była konieczność - przecież te miejsca zachowały też wszelkie
reżimy sanitarne, a mimo wszystko znowu jest to cios wymierzony w te gałąź.
Tak, musimy pamiętać o tym, że restrykcji nie tylko są związane z możliwością lub niemożnością zachowania reżimu sanitarnego
w tych miejscach, ale z generowaniem pewnej mobilności społecznej, przemieszczania
się ludzi do centrów handlowych - chociażby po to, żeby pójść do fryzjera. Jeśli nie można kupić ubrań, to przynajmniej pójdziemy do fryzjera,
zrobimy zakupy spożywcze.
Im mniej takich miejsc jest czynnych, tym siłą rzeczy mniej celowe
jest przemieszczanie się, zwłaszcza zamkniętych przestrzeniach, i mniejsze jest ryzyko przenoszenia zakażeń. W związku z tym to nie
chodzi konkretnie akurat zawsze o te miejsca.
To chodzi o zmniejszenie motywacji do przemieszczania się i kontaktowania z innymi ludźmi.