Nowe dowody w sprawie inwigilacji prawicy
W ABW odnalazły się nowe dokumenty w sprawie inwigilacji prawicy na początku lat dziewięćdziesiątych - ujawnia "Życiu Warszawy" koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann.
03.07.2006 | aktual.: 03.07.2006 07:04
Opóźnienie ujawnienia akt inwigilacji prawicy nie bierze się znikąd. Podczas kwerendy w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego odnalazły się nowe, niezwykle ciekawe dokumenty dotyczące inwigilacji prawicy - mówi dziennikowi Wassermann. To bardzo obszerny materiał, nieznany dotąd prokuraturze. Obecnie jest badany i to przedłuża całą sprawę - dodaje.
Zdaniem Wassermanna, niewykluczone, że odnaleziony w ABW materiał odsłoni wiele nieznanych dotąd faktów. "Może mieć istotne znaczenie dla sprawy. Mam nadzieję, że pozwoli dotrzeć do poziomu wyższego niż pułkownik Jan Lesiak. Jest wreszcie szansa, że poznamy nie tylko wykonawców całej operacji, ale też zleceniodawców" - tłumaczy.
Sprawa inwigilacji prawicy - przypomina "Życie Warszawy" - to jedna z najbardziej bulwersujących i tajemniczych afer politycznych ostatnich lat. Jak ustaliło śledztwo, w pierwszej połowie lat 90. doszło do nielegalnej inwigilacji przez Urząd Ochrony Państwa prawicowej opozycji skonfliktowanej z prezydentem Lechem Wałęsą. Jedynym oskarżonym w tej sprawie jest płk Jan Lesiak. Warszawska prokuratura zarzuca mu przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie technik operacyjnych i źródeł osobowych wobec legalnych ugrupowań prawicowych. Grozi mu do trzech lat więzienia.
Jednak od ujawnienia sprawy prawicowi politycy powtarzają, że inwigilacja nie była samodzielną decyzją Lesiaka. Kto był jego mocodawcą? Według nieoficjalnych informacji, wiedzę na temat akcji miał ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski i szef UOP Jerzy Konieczny - podaje dziennik. (PAP)