Nowa teoria w sprawie wilka z Bieszczad. Był karmiony, aby fotografowie pstrykali zdjęcia
Wilk, który pogryzł dzieci w Bieszczadach, nie bał się ludzi, ponieważ był przyzwyczajony do podawanego mięsa na nęciskach dla fotografów. To nowa hipoteza, którą naukowcy tłumaczą nietypowe zachowanie zastrzelonego drapieżnika.
- Jeśli nie chcecie odstrzałów, śmierci kolejnych polskich wilków, nigdy nie lajkujcie zdjęć zrobionych na nęciskach - mówi WP dr hab. Sabina Nowak, biolog, która od 20 lat bada zachowania polskich wilków. Stawia nową hipotezę tłumaczącą dziwne zachowanie "wilka z Wetliny" (to nieoficjalny pseudonim nadany zabitemu wilkowi). Brak naturalnego strachu przed ludźmi i poszukiwanie jedzenia blisko osiedli mogły wynikać z przyzwyczajenia do podawania mięsa na tzw. czatowniach fotograficznych.
Wielki biznes na polskich wilkach
Dr Nowak ujawnia kulisy błyskawicznie rozwijającego się w Bieszczadach biznesu. Za udział w kilkudniowym fotograficznym safari z polskimi wilkami, rysiami czy niedźwiedziami niemieccy fotografowie płacą nawet kilka tysięcy euro. To oferta z serwisu Naturblick. Dlatego w Bieszczadach powstają wciąż nowe, w dodatku stałe miejsca dokarmiania i wabienia zwierzyny. Właśnie w ten sposób mógł zostać zmieniony naturalny instynkt młodego wilka. W dodatku jedno z takich komercyjnych nęcisk znajduje się kilka kilometrów od wsi Wetlina, czyli blisko terenów, gdzie widziano wilka, który zaatakował dzieci.
- Jestem już w stanie rozpoznać pyski wilków, których zdjęcia pojawiają się co kilka dni na Facebooku. Apeluję do internautów, aby nie lajkowali tych rzekomo świetnych fotografii zrobionych w dzikiej scenerii. Podsycając próżność fotografów, przyczyniamy się do wyroków śmierci na kolejne zwierzęta. Ponieważ osobnik raz przyzwyczajony do podawania jedzenia przez człowieka będzie stracony dla dzikiej populacji. Gdy zechce się usamodzielnić, będzie się zachowywał właśnie jak nasz wilk z Wetliny, szukał jedzenia u ludzi - mówi dalej dr Sabina Nowak.
To drapieżnik, a nie mordka z Facebooka
Jak przekonuje naukowiec, "wilk z Wetliny" zachowywał się identycznie jak inne wilki nieudolnie i wbrew naturze oswajane przez ludzi. Chodzi o przypadki wilczycy "Hardej" oraz wilka "Pumpaka". - Miał rok, był wilczym nastolatkiem i podobnie jak ludzkie nastolatki był niedoświadczony, co w przełożeniu na wilcze życie oznacza, że był niewprawny w polowaniu na dzikie zwierzęta i skłonny do ryzykownych zachowań - ocenia dr Sabina Nowak.
Jak przekonuje naukowiec, głośny przypadek z Bieszczad powinien być nauczką, inaczej wkrótce możliwe będą kolejne problemy z wilkami. Do komercyjnej czatowni w Wetlinie od wielu miesięcy przychodzi ta sama grupa wilków. Na wykonanych tam zdjęciach (krążą po Facebooku i zachwycają publiczność) łatwo rozpoznać wilczycę matkę i jej podrośnięte potomstwo. W tym roku samica ta pojawiła się 20 maja z sutkami wyraźnie wydłużonymi od karmienia mlekiem.
- Gdy tylko jej nowe szczenięta podrosną, też je tam przyprowadzi. Fotografie będą zapewne jeszcze bardziej oszałamiające i zyskają tysiące lajków na portalach społecznościowych. Będzie to już co najmniej drugie pokolenie szczeniąt przywykłych do korzystania z pokarmu dostarczonego przez człowieka, a także do obecności i zapachów siedzących w czatowniach ludzi - twierdzi dr Nowak.
Naukowe śledztwo w sprawie wilka z Wetliny wciąż trwa, a przypadkiem są już zainteresowani naukowcy z całej Europy. To pierwszy udokumentowany na przestrzeni ponad 100 lat atak wilka na człowieka. Wszystko wskazuje na to, że zachowanie wilka i jego śmierć to skutek nieodpowiedzialnego postępowania ludzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl