Notowania PiS wciąż bardzo złe - co się dzieje?
Zaledwie około dwóch miesięcy przed wyborami najciekawszą częścią sondaży jest oczywiście poparcie dla partii politycznych. Czy jednak wyniki są całkowicie miarodajne? - zastanawia się w komentarzu do wyników najnowszego sondażu politycznego Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu".
26.08.2011 | aktual.: 14.09.2011 08:43
Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - Poparcie dla Platformy najwyższe od miesięcy - PiS dołuje Komentarz Janiny Paradowskiej - Platforma może rządzić samodzielnie! Najnowszy sondaż
Niektórzy z polityków przebąkują przy różnych okazjach, że oficjalne prognozy wyborcze (bo tak trochę asekuracyjnie ośrodki demoskopijne nazywają swoje badania) mocno się różnią od wiedzy, jaką partie uzyskują na podstawie własnych sondaży. Czasami są to sondaże przeprowadzane na specjalne zamówienie przez duże firmy badawcze, czasem zaś przez specjalnie powołane do tego partyjne komórki. Wszystkie uzyskiwane w ten sposób wyniki mają jedną cechę wspólną: różnica pomiędzy dwoma głównymi konkurencyjnymi ugrupowaniami - Platformą Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością - jest w nich znacznie mniejsza niż w sondażach oficjalnie publikowanych i czasami sięga jedynie paru punktów.
Niedawną wypowiedź Grzegorza Schetyny, który w wywiadzie dla "Newsweeka" mówił właśnie o małej przewadze PO nad PiS, można oczywiście uznać za czystą taktykę, służącą zmobilizowaniu do głosowania większej grupy potencjalnych wyborców PO, zakulisowa wiedza pozwala jednak uznać, że nie jest to wypowiedź bezpodstawna. W jednym ze świeżych wewnętrznych sondaży jednej z głównych partii różnica na korzyść PO wynosiła jedynie cztery punkty. Sondaże drugiej strony przynoszą zapewne podobne rezultaty.
Z tego powodu o wiele większą różnicę, jaką pokazuje najnowsze badanie dla Wirtualnej Polski, trzeba uznać za skutek dobrze znanych efektów, takich jak większa niechęć wyborców PiS wobec ankieterów czy skłonność potencjalnych zwolenników PO do deklarowania głosowania na tę partię, podczas gdy taka deklaracja wcale nie oznacza, że osoby te w dniu głosowania faktycznie wyjdą z domu i pójdą do lokalu wyborczego, aby oddać głos. Zresztą właśnie zmobilizowanie do tego odpowiednio dużej grupy ludzi jest największym zmartwieniem Platformy. Dlatego możemy się spodziewać, że w najbliższych miesiącach różne pozarządowe ośrodki, sprzyjające Platformie, zasypią nas kampaniami profrekwencyjnymi. Warto w tych okolicznościach pamiętać, że frekwencja nie jest neutralna. Jedne elektoraty są bowiem bardziej, inne mniej zdyscyplinowane. Jednym do głosowania nie jest potrzeba żadna zachęta, innych trzeba długo namawiać.
Sondaż WP pokazuje także wyraźną tendencję spadkową poparcia dla PiS w ostatnich tygodniach. Trudno jednoznacznie orzec, z czego ona wynika lub wiązać ją z jakimś konkretnym zdarzeniem, trzeba natomiast uwzględnić, że dla każdej partii prowadzenie kampanii wyborczej w czasie wakacji jest bardzo trudnym zadaniem. Poparcie, jakie się wówczas zdobywa, to na ogół tylko kwestia widoczności polityków jednego lub drugiego ugrupowania w mediach. Tam zaś najwięcej jest rządzących. Istotne zmiany mogą nastąpić we wrześniu, kiedy - i jeżeli - dojdzie do debat pomiędzy przywódcami poszczególnych ugrupowań, a krótka kampania rozkręci się na dobre.
Znaczący jest mizerny wynik SLD. Nawet jeżeli przyjąć, że w badaniu został on nieco zaniżony, to i tak trzeba założyć, że w niewielkim stopniu przekracza 10%, a to dla ugrupowania Grzegorza Napieralskiego rezultat bardzo kiepski. Wszystko wskazuje na to, że Sojusz nie potrafi znaleźć przewodniego motywu kampanii, a jego kierownictwo kompletnie się pogubiło i nie umie odpowiedzieć na coraz odważniejsze i agresywniejsze zagarnianie lewicowego elektoratu przez Platformę. A przecież im słabszy wynik wyborczy, tym słabsza pozycja Sojuszu jako potencjalnego koalicjanta tej czy innej partii i tym mniej można będzie wytargować od koalicyjnego partnera. Jeżeli SLD nie poprawi swojego rezultatu rzutem na taśmę, dni Napieralskiego jako przewodniczącego będą zapewne policzone. Trudno jednak wyobrazić sobie, jaki ukryty atut szef SLD mógłby mieć w rękawie.
Choć PSL w sondażu pojawia się poniżej progu wyborczego, jego posłowie mogą być spokojni - taka sytuacja powtarza się właściwie przed każdymi wyborami: najpierw wyniki na poziomie 4 czy 3%, a potem spokojne przeskoczenie progu wyborczego i ostateczny rezultat lepszy nawet o kilka punktów. Siła Stronnictwa na wsi i w regionach zawsze jest nie-doceniana.
Złym sygnałem dla polityków PJN jest praktycznie zerowe poparcie dla ugrupowania Pawła Kowala. PJN walczy o przetrwanie i jeżeli nie zdobędzie 3%, gwarantujących wsparcie państwa, najprawdopodobniej zniknie z mapy politycznej. Może się to zresztą stać również w razie niewejścia do parlamentu, co byłoby bardzo poważną porażką projektu secesjonistów z PiS.
Dziś można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że w przyszłym sejmie znajdą się cztery partie: PO, PiS, SLD i PSL. Warto jednak kolejny raz powtórzyć, że bardzo istotny będzie stosunek sił pomiędzy nimi. Całkiem inaczej funkcjonuje bowiem władza ugrupowania, które wygrało wybory z dużą przewagą nad konkurentami, a inaczej takiego, które zdobyło zwycięstwo jedynie kilkoma punktami. Warto też pamiętać, że teoretycznie możliwa jest sytuacja, w której koalicję stworzy wcale nie zwycięskie ugrupowanie, ale to z drugiego miejsca.
Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu" specjalnie dla Wirtualnej Polski