"Nocna zmiana" Jacka Kurskiego to hit PiS. Sam Jarosław Kaczyński udowadnia, że to manipulacja
Telewizja Polska z okazji 25. rocznicy odwołania rządu Jana Olszewskiego wyemitowała znowu film "Nocna zmiana" Jacka Kurskiego. Ten dokument z 1994 r. ma na celu budowanie mitu, który pomaga PiS w uprawianiu polityki dzisiaj. Ale pełen jest tez, którym zaprzecza sam Jarosław Kaczyński, przyznając w swojej książce, że upadek rządu był przesądzony już w maju.
W 4 czerwca jak w soczewce widać plemienność politycznych podziałów. Zwolennicy PO świętują tego dnia wybory z 1989 roku, jak ognia unikając słowa "częściowo" przed "wolne". Tego dnia zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego upamiętniają "nocną zmianę", czyli odwołanie rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku. Od kilku lat, w zależności od tego, kto akurat jest u władzy, jedna z tych rocznic obchodzona jest państwowo, a druga opozycyjnie.
Najbardziej znane fragmenty filmu "Nocna zmiana"
Teraz czynniki państwowe zaangażowały się w uczczenie 25. rocznicy upadku Olszewskiego: prezydent Duda spotkał się z byłym premierem, MSWiA zorganizowało konferencję z udziałem marszałków Sejmu i Senatu, a prezes PiS wystąpił w TVP, która w primie timie wyemitowała "Nocną zmianę" Jacka Kurskiego. To film na prawicy kultowy, w przystępny, wręcz atrakcyjny sposób ukazujący subiektywną wersję tamtych wydarzeń. A przede wszystkim umacniający mit, na którym Jarosława Kaczyński buduje do dzisiaj.
Prezes Kaczyński i prezes Kurski
I to pomimo, że sam udowadnia, jak naciągana jest teza filmu. Jacek Kurski próbuje przekonać nas, że przerażeni wizją dekonspiracji agenci obalili rząd. Wszystko zaczęło się od zgłoszonej przez Janusza Korwin-Mikkego uchwały lustracyjnej, która nakazywała szefowi MSW opublikować listę agentów zajmujących stanowiska w administracji czy zasiadających w parlamencie.
Jarosław Kaczyński przekonuje, że nie wie, kto inspirował posła w muszce do zgłoszenia wniosku. I nie ma dowodów, by mu nie wierzyć. Ale możliwe, że żądny rozgłosu Korwin sam wpadł na taką inicjatywę, a środowisko Kaczyńskiego sprytnie wykorzystało ten fakt do stworzenia legendy. Wszak lustracja nie zaczęła się w chwili złożenia wniosku - od początku rządów Olszewskiego pracował nad nią zespół Anotniego Macierewicza i Piotra Naimskiego.
Wszyscy pamiętamy sceny narady liderów partii z Lechem Wałęsa, słynne "Panowie, policzmy głosy" Donalda Tuska i "To jest taki trochę gangsterski chwyt" Waldemara Pawlaka. Ale film to tylko wycinek rzeczywistości, w dodatku zmontowany niczym thriller, nie pokazujący pełnego obrazu. Mówił o nim nawet Jarosław Kaczyński, i to w dyskusji po emisji filmu. Prezes PiS stwierdził, że rząd Olszewskiego i tak musiał upaść.
Wystarczy poczytać Kaczyńskiego
Rozwija ten wątek w wydanej w zeszłym roku autobiografii. Kaczyński wyraźnie wskazuje, że jego zdaniem już w chwili powstawania rząd Olszewskiego nie miał wystarczającej większości. "Odrębną kwestią był inny kierunek rozszerzenia koalicji, czyli wciągnięcie do niej Unii Demokratycznej. Nie ukrywam, że byłem zwolennikiem tego rozwiązania" - pisze Kaczyński (s. 192).
Jan Olszewski padł ofiarą zwykłej politycznej walki. Początek lat 90. pełen był podobnych planów. Jarosław Kaczyński przyznaje się na przykład, że chciał obalić wybranego w wyborach prezydenta Lecha Wałęsę. "Próbowałem jeszcze sondować, czy Mazowiecki zgodziłby się na jakąś operację przeciw Lechowi Wałęsie, skrócenie jego kadencji albo przynajmniej ograniczenie uprawnień".
Spór
Kaczyński w swojej książce nie szczędzi gorzkich słów samemu Olszewskiemu. Pisze, że premier był przekonany, że jego piękna opozycyjna przeszłość da mu poparcie społeczne (tu cytat z prezesa PiS), "które w niemałej mierze miało go immunizować wobec oddziaływania zwykłej parlamentarnej arytmetyki". I dodaje, że plan Olszewskiego był groźny dla jego środowiska politycznego, a w dodatku "kompletnie oderwany od rzeczywistości".
Kaczyński z Olszewskim poróżnili się też o kwestie personalne przy konstruowaniu nowego rządu. Po tym, jak Lech Wałęsa zablokował kandydaturę Lecha Kaczyńskiego na szefa MON, brat lidera PC miał zostać szefem Urzędu Rady Ministrów. "Wiedziałem, że tym razem to już opór premiera". Mimo tego popierał rząd.
Przesądzony los
Szybko jednak ekipa Olszewskiego zaczęła przegrywać głosowania w Sejmie, który w niczym nie przypominał dzisiejszego parlamentu: pełen był miniaturowych partyjek i indywidualnych posłów. Rosła za to liczba posłów niezadowolonych z działań ekipy Olszewskiego. "Mogliby pewnie obalić rząd znacznie lepiej umcowany niż gabinet Jana Olszewskiego" - przyznaje prezes PiS w książce "Porozumienie przeciw monowładzy".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kaczyński szczegółowo opisuje negocjacje nad poszerzeniem zaplecza parlamentarnego rządu i uderzającą obojętność czy wręcz niechęć Olszewskiego. Zabiegi kończy spotkanie premiera z liderem Unii Demokratycznej Tadeuszem Mazowieckim. "Dla mnie nie było wątpliwości, że los rządu został tym samym rozstrzygnięty" - pisze Kaczyński. Ta diagnoza dopełniła się 4 czerwca, następcą Olszewskiego został młody Waldemar Pawlak. Na stanowisku wytrwał zaledwie 33 dni, także z powodu braku większości.
Tak samo, jak odwołany nieco ponad rok później rząd Hanny Suchockiej. I to nie tak przytłaczającą liczbą głosów jak ekipa Olszewskiego, ale zaledwie jednym głosem. Jednak wokół tego wydarzenia nie wytworzyła się taka atmosfera spisku, wszyscy postrzegają to jako efekt zwykłej gry politycznej. Podobnie było z "nocną zmianą". Dowód? Obrońcy Olszewskiego szybko wrócili do normalnej aktywności politycznej, niektórzy dołączyli do rządu Suchockiej, czy później Buzka, współtworzonego przez tych, którzy doprowadzili do dymisji Olszewskiego.