Nikt nie wie, kiedy tupolew zniknął z radarów!
Na kilometr od lotniska w Smoleńsku rosyjscy kontrolerzy mogli nie widzieć już prezydenckiego tupolewa na radarze, choć dalej naprowadzali pilotów - ujawnia TVN24. Co więcej, Rosja najpierw odmówiła przekazania nam zapisów pracy tego radaru, a teraz twierdzi, że tych taśm w ogóle nie ma. - Wielokrotnie prosiliśmy o taśmy, ale bez skutku - przyznaje Edmund Klich (65 l.), polski akredytowany przy komitecie lotniczym w Moskwie.
07.01.2011 | aktual.: 07.01.2011 11:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Klich ujawnił też, że rosyjski kontroler lotu Paweł Plusnin zeznał, iż na minutę przed lądowaniem tupolewa była widoczność 1000 metrów, czyli znacznie lepsza, niż zeznawał wcześniej.
Taśmy z zapisem pracy radaru pokazałyby śledczym, jakie konkretne działania podejmowali rosyjscy kontrolerzy i gdzie znajdowała się maszyna tuż przed katastrofą. Taśm, jak podaje TVN24, Rosjanie najpierw nie chcieli nam dać, a teraz mówią, że w ogóle ich nie ma. – Nie dostaliśmy tych taśm, a wielokrotnie wnioskowaliśmy o to, argumentując, że można by je odczytać w naszych laboratoriach – tłumaczy Edmund Klich.
Ze stenogramów rozmów wieży z załogą wynika, że kontrolerzy upewniali pilotów o prawidłowym kursie podchodzenia do lądowania, choć maszyna – jak wynika ze wskazań wysokościomierzy i miejsca upadku – opadała za szybko i za wcześnie. Dlatego takie ważne jest ustalenie tego, co pokazywał kontrolerom radar.
Wiarygodność rosyjskich kontrolerów podważają też ich własne zeznania. Jeden z nich Paweł Plusnin początkowo mówił, że widoczność na lotnisku kilkanaście minut przed tragedią sięgała 800 metrów, ale specjalnie zaniżył ją dla polskich pilotów do 400 metrów, by ich zniechęcić do lądowania. Potem te zeznania Rosjanie wycofali i przysłali nowe, że widoczność była rzeczywiście tylko na 400 metrów. Tymczasem Edmund Klich przyznał, że widział kolejne zeznania Plusnina, w których kontroler mówi, że na minutę przed lądowaniem tupolewa widoczność była na 1000 metrów.
Polscy eksperci lotniczy nie kryją zaskoczenia tymi rewelacjami, ale wskazują, że chodzi tu o widoczność z wieży kontroli, a nie o to, co widzieli z góry piloci. Tam minimum bezpieczeństwa dla tak takiej maszyny jak tupolew wynosi 1800 metrów. Dlatego – ich zdaniem – decyzja pilotów o podjęciu próby lądowania i tak została podjęta z naruszeniem przepisów. Choć sprzeczne zeznania kontrolerów, jak podkreślają, z pewnością utrudniają śledztwo.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Chora dziewczynka: Dziękuję Wam za listy!