NIK: samodzielność szpitali klinicznych to fikcja
Samodzielność szpitali klinicznych to fikcja - uważa NIK. Z najnowszego raportu Izby wynika, że nie mogły one same decydować ani o sprawach kadrowych, ani o majątkowych. Zmiany nie sprzyjały także pacjentom.
13.06.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
W czasie objętym kontrolą, tj. w latach 1999-2001, stan prawny szpitali klinicznych zmieniał się dwa razy. Pod koniec 1998 r. szpitale oddłużono i oddzielono od akademii medycznych. Stały się samodzielnymi zakładami opieki zdrowotnej podległymi ministrowi zdrowia. Latem ubiegłego roku ponownie podporządkowano je akademiom medycznym.
NIK przypomina, że szpitale kliniczne miały m.in. same negocjować stawki za przeprowadzane badania i diagnostykę. Z raportu wynika jednak, że w 1999 r. tylko nieliczne ze szpitali uzyskały za te usługi zwrot kosztów. W znacznej części koszty badań i diagnostyki wykonywane na potrzeby akademii medycznych obciążały świadczenia zdrowotne lub powiększały straty szpitali. Według NIK, akademie medyczne uważały, że na te świadczenia powinny otrzymywać dodatkowe dotacje z budżetu państwa.
NIK informuje, że rektorzy akademii medycznych ograniczali samodzielność szpitali klinicznych także przez decydowanie o obsadzaniu stanowisk dyrektorów i ordynatorów oddziałów. Każdy z pracowników akademii był jednocześnie zatrudniony w szpitalu, choćby na 0,1 etatu.
Szpitale kliniczne nie zostały wyposażone przez ministra zdrowa w majątek trwały. Po usamodzielnieniu musiały więc zabiegać albo o zdobycie albo o dzierżawę sprzętu.
Według Izby, zmiana formy prawnej szpitali klinicznych nie wpłynęła też na poprawę ich sytuacji finansowej. Pomimo przejęcia przez Skarb Państwa zobowiązań, jakie zaciągnęły szpitale działając jako jednostki budżetowe (łącznie 312,7 mln zł) wielkość nowych zobowiązań wymagalnych, jakie szpitale te zaciągnęły do końca I półrocza 2001 r. wyniosła 257,7 mln zł.
Zmiany w szpitalach klinicznych nie sprzyjały także pacjentom. Według NIK, dostępność do wysokiej jakości świadczeń przez nie oferowanych była ograniczona przez kasy chorych. W 19 szpitalach kontrolerzy stwierdzili, że zapotrzebowanie na świadczenia przewyższało wielkość usług refundowanych przez kasy.
W efekcie tworzyły się kolejki pacjentów oczekujących na przyjęcie do specjalisty; niektóre placówki nie prowadziły rejestrów oczekujących. Według NIK, stwarzało do możliwości korupcji. Na przykład w Szpitali Okulistycznym w Warszawie czas oczekiwania na zabieg związany z leczeniem zaćmy wynosił ok. 20 miesięcy.
Zdarzało się także, że kasa chorych w ogóle nie kontraktowała świadczeń ze szpitalem klinicznym i wybierała prywatny zoz. Było tak np. w Poznaniu, kasa nie zawarła umowy na usługi genetyczne ze szpitalem, tylko z prywatny zakładem, którego szefem był kierownik katedry genetyki w tym właśnie szpitalu.
Niektóre szpitale udostępniały swoje pomieszczenia i aparaturę medyczną fundacjom tworzonym na ich terenie. Wówczas pacjent mógł uzyskać świadczenie szybciej, ale odpłatnie. Jednocześnie działalność fundacji nie była korzystna dla szpitali. Na przykład, warszawski szpital "Dzieciątka Jezus" do 2001 r. nie otrzymał od fundacji żadnej kwoty z jej dochodów w 1999 r. (jask)