Polska"Nigdy nie pakowałem do worków tylu osób, co przy COVID-19". Ratownik o pracy w dobie pandemii

"Nigdy nie pakowałem do worków tylu osób, co przy COVID-19". Ratownik o pracy w dobie pandemii

Od ponad roku walczą z koronawirusem na pierwszej linii. Dla nich pandemia to nie tylko statystyka nowych zachorowań. Ratownicy medyczni z COVID-19 stykają się bezpośrednio. Pan Michał mówi w rozmowie z WP o codzienności w pracy w karetce: zmęczeniu, dramatach, jakie mają miejsce w szpitalach, a nawet hejcie, który w związku z jego zawodem spotyka go w sieci.

"Nigdy nie pakowałem do worków tylu osób, co przy COVID-19". Ratownik o pracy w dobie pandemii
"Nigdy nie pakowałem do worków tylu osób, co przy COVID-19". Ratownik o pracy w dobie pandemii
Maciej Zubel

22.03.2021 14:07

Ostatnio w mediach społecznościowych na jednym z fanpejdży pojawiło się zdjęcie, przedstawiające ekran komputera dyspozytora medycznego. Widać na nim powody, dla których ludzie dzwonili po karetkę. We wszystkich widocznych wezwaniach wpisana jest "duszność" – objaw COVID19.

Liczba zgłoszeń przewyższa możliwości

- W skrócie można powiedzieć, że wygląda to dokładnie tak, jak wyglądał ten monitor - mówi w rozmowie z WP Michał, ratownik medyczny z Warszawy. Jak dodaje, obecnie liczba zgłoszeń jest na tyle duża, że w wielu przypadkach karetki po prostu nie ma.

- Wcześniej zespoły ratownictwa były jeszcze w miarę wydolne. Teraz są momenty, że niezrealizowanych wyjazdów jest nawet około osiemdziesięciu na daną godzinę. Czyli pacjenci dzwonią i w ciągu kilku godzin karetka nie wyjeżdża, bo jej po prostu fizycznie nie ma - relacjonuje.

- Miałem wezwanie do ataku padaczki z urazem głowy, które dostałem w późnych godzinach nocnych. To było zgłoszone ponad 3 godziny wcześniej. Przed pandemią nie było takich sytuacji. Do pacjenta, który wymagał pilnej interwencji zespoły wyjeżdżały na bieżąco - opowiada pan Michał.

Pytany o nastroje w zespole, mówi, że mimo najlepszych chęci, morale są złe. A wszystko bierze się ze zmęczenia, bezsilności i poczucia, że nikt nie wie, ile obecna sytuacja jeszcze potrwa.

- Wcześniej był czas, żeby z zespołem ratownictwa zjechać na stacje, napić się kawy czy jak człowiek skorzystać z toalety. Teraz trzeba jeść kanapkę między wyjazdami i kawy pić dwa razy więcej niż wcześniej– mówi.

Jak dodaje, codziennością stały się wyjazdy do miejsc oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów od szpitala. Zdarza się, że zespoły ratownictwa medycznego z Warszawy, szukając miejsca dla pacjenta z COVID-19, jeżdżą do Radomia, Nowego Miasta nad Pilicą, Kozienic, Siedlec czy Mińska Mazowieckiego. Po dojechaniu na miejsce - jak mówi - zdarza się, że "w kolejce czekają już cztery karetki. Wszystkie z Warszawy".

- To już nie jest tak jak było kiedyś, że pracując w jednej dzielnicy, jak się dostawało sąsiednią dzielnicę, gdzie były inne zespoły, to się zastanawiało czy się dyspozytor nie pomylił, bo na przykład z Ochoty się jechało na Wolę. Teraz potrafimy z Ursynowa jechać na Pragę, bo to jest jedyna wolna karetka - opowiada pan Michał i dodaje: - Ostatnio widziałem zgłoszenie, gdzie z jednej z warszawskich dzielnic karetka jechała do Tarczyna do potrącenia na przejściu dla pieszych.

- Nigdy w pracy w zespołach ratownictwa medycznego nie miałem wątpliwej przyjemności tylu osób pakować do worków, co pracując w szpitalu covidowym - mówi rozmówca WP.

"Antycovidowców widziałbym jako wolontariuszy na oddziale"

Pytany o opinię osób, które nie wierzą w istnienie pandemii koronawirusa pan Michał odparł, że chętnie by ich widział jako wolontariuszy na oddziale przy pacjentach z COVID-19.

- Zobaczą czy COVID nie istnieje, zobaczą ludzi którzy się duszą, którzy leżą miesiąc w szpitalu i widzą tylko oczy, bo nikt inny do nich nie wchodzi, tylko ludzie w białych strojach – mówi.

Hejt i ignorancja

Okazuje się jednak, że ciężkie doświadczenia podczas dyżuru to nie wszystko. Rozmówca WP opowiedział też, jak raz na jakiś czas zdarza mu się dzielić w mediach społecznościowych swoimi doświadczeniami. Zamieszcza wpisy o tym co się dzieje w jego szpitalu czy co należy robić żeby uniknąć zakażenia. Za to wszystko - jak mówi - często w komentarzach spotyka go hejt.

Zresztą nie tylko jego. Pan Michał ma przyjaciela z "ogromną wiedzą z zakresu wirusologii”.

- I on się pochylił kiedyś nad tym, żeby komuś wytłumaczyć czy maska chroni czy dusi ludzi. Napisał to bardzo merytorycznie przeliczając na drobnostki. "Doucz się" – usłyszał w odpowiedzi od pewnej pani - kończy pan Michał.

Przeczytaj także:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (400)