Nieznośna lekkość wyborów europejskich [OPINIA]
Choć wszyscy politycy będą zdzierać gardło i zapewniać, że jest inaczej, nadchodzące wybory do europarlamentu nie mają dla zwykłej Kowalskiej i przeciętnego Nowaka żadnego znaczenia - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Migalski.
28.04.2024 10:50
Zapewne w Brukseli zwiększą swój stan posiadania prawicowi populiści, ale rządzić w Unii Europejskiej będzie nadal sojusz chadeków z socjaldemokratami, prawdopodobnie przy wsparciu liberałów. Nic się zatem nie zmieni, bez względu na to, jak 9 czerwca skończy się starcie w Polsce.
Nawet jeśli założymy, że wszystkie 53 mandaty zdobyliby przedstawiciele PiS, albo - żeby było jeszcze bardziej perwersyjnie - Konfederacji, to i tak polityka UE nie zmieni się ani o jotę, ani o centymetr. Podobnie zresztą, gdyby całą pulę wzięła Koalicja Obywatelska, albo - żeby znów zrobiło się śmiesznie - Lewica, to Bruksela będzie działać według dotychczasowego modelu. Ta elekcja w żaden sposób nie zmieni polityki europejskiej i życia obywateli Polski.
Choć liderzy partyjni będą strzępić języki i krzyczeć, że to bitwa o fundamentalnym znaczeniu. Jarosław Kaczyński ogłosi, że w przypadku zwycięstwa PO, naszemu krajowi grozi wymazanie z mapy świata, wykupienie całego majątku przez Niemców, oraz masowy napływ islamskich (koniecznie!) imigrantów. Z kolei Donald Tusk zagrzmi, że jeśli wygra PiS, wojna na Ukrainie skończy się napaścią na Polskę, Europa się od nas odwróci i nie da ani centa, a na rolników spadnie plaga szarańczy oraz długotrwała susza. Inne partie także będę apelować o udział w wyborach i - oczywiście - głosowanie na nich z jak najpoważniejszych i najbardziej fundamentalnych powodów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego będą tak robić? Bo elekcja ta jest ważna tylko dla jednej grupy podmiotów - dla samych partii (i owych 53 szczęśliwców, którzy przez pięć lat będą zarabiać dwa razy tyle, ile zarabia prezydent RP). Tak, partie są żywotnie zainteresowane bitwą 9 czerwca, bowiem za europosłami płyną duże środki na prowadzenie polityki, opłacanie biur poselskich, zatrudnianie setek asystentów.
Jaka jest stawka tych wyborów?
Jest wreszcie powód najważniejszy - efekt społeczny. Co prawda z tych wyborów nic nie wynika dla przeciętnego zjadacza chleba, ale będzie on miał pokazane czarno na białym, jaka partia jaką ma siłę. I o to w tym wszystkim chodzi - Kaczyński chce udowodnić, że pokonał PO dziesiąty raz z rzędu; Tusk - że wreszcie jego KO jest silniejsza, niż PiS; liderzy Trzeciej Drogi - że ich sojusz jest… trzecią siłą polityczną w kraju; Konfederacja - że pozbierała się po klęsce z 15 października; a Lewica - że w ogóle żyje.
Taka właśnie jest stawka tej elekcji. Nie za wysoka, prawda? I ludzie to czują, bowiem akurat ta elekcja cieszy się u nich najmniejszym zainteresowaniem - średnio niecałe 29 proc. z nas chodziło do lokali w eurowyborach. I choć liderzy partyjni będą się bardzo wysilać, to tego nie zmienią - 9 czerwca do głosowania pofatygują się najbardziej zainteresowani polityką oraz najtwardsze elektoraty.
Jeśli należycie Państwo do jednej z tych dwóch grup (lub od obu naraz), to pewnie spotkamy się w jakimś lokalu. Jeśli nie, to życzę słonecznej wyborczej niedzieli i udanego relaksu na działce. Ku zmartwieniu partyjnych przywódców.
Ale pamiętajcie - to oni są dla nas, nie my dla nich. Nie dajcie sobie wmówić, że coś musicie, bo głosowanie jest prawem, a nie obowiązkiem. Zwłaszcza w elekcji, która niewiele, a konkretnie nic, nie zmienia z naszym życiu. Presja wywierana na nas w tej materii przez polityków i komentatorów jest równie nieznośna, jak nieznośna jest lekkość eurowyborów.
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski