Kaczyński stawia ultimatum posłom ws. list do PE. "Nie przyjmuje odmów"
Komitet Polityczny PiS zebrał się w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej, by ustalić ostateczny skład list do Parlamentu Europejskiego. Według informacji Wirtualnej Polski nie wszyscy posłowie chcą kandydować. Ale nie mogą odmówić władzom partii. - Prezes powiedział to jasno na posiedzeniu klubu - twierdzą źródła w PiS.
25.04.2024 | aktual.: 25.04.2024 14:10
- Traktuje się posłów jak mięso armatnie, które musi walczyć o to, by parę osób dostało miejsce w Brukseli - zżyma się jeden z rozmówców z PiS.
Inny mówi tak: - Na listach ma być większość posłów, ale naprawdę - nie wszyscy chcą startować. Ludzie mają już dość kampanii. Nie chcą przepalać energii i zarzynać się w walce z kolegami z listy. Po co?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po to, by - jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce - zmaksymalizować wynik wyborczy PiS. Zgodnie z zasadą Jarosława Kaczyńskiego. - Prezes chce, by nasi "zabijali" się na listach, wymusza rywalizację - zdradził nam jeden z polityków PiS.
Miał na myśli to, że Jarosław Kaczyński wystawi na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego większość znanych posłów, a w okręgach wymusi konkurencję między nimi. Wszystko po to, by uzyskać jak najlepszy wynik w czerwcu. Pisaliśmy o tym w WP w środę - dzień przed zebraniem Komitetu Politycznego.
Zobacz także
Nie wszyscy są jednak z tego zadowoleni. Nie wszyscy bowiem są chętni kandydować, skoro i tak wiedzą, że liczba mandatów do zdobycia jest znacznie ograniczona. Wielu ma też dość kolejnych kampanii. Jeden z posłów PiS przymierzanych na listy do PE przyznaje, że "kiedy trzeba było wesprzeć kampanię do Sejmu, to europosłowie nie chcieli być na listach, a my teraz musimy".
Inny również pyta: - Dlaczego europosłowie PiS nie chcieli wesprzeć list PiS do Sejmu, a teraz posłowie na Sejm muszą?
Wielu w PiS uważa, że nie jest to uczciwe podejście. Podobne odczucia da się zauważyć również w innych formacjach: Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy.
W PiS jednak wszyscy muszą podporządkować się woli lidera. Dlatego wszyscy będą pracować w kampanii i mają być z tego rozliczani. - Prezes Kaczyński na klubie PiS jasno się wyraził: nie przyjmuje odmów - zdradza nasz rozmówca z PiS. A jeśli ktoś będzie uchylał się od kandydowania, poniesie konsekwencje. Jakie? Zdecyduje prezes.
Według wewnętrznych sondaży PiS, partia w wyborach do PE będzie mogła liczyć na ok. 19-20 mandatów. Sceptycy twierdzą jednak, że może być mniej. - Dopalamy listy obecnymi posłami, same duże nazwiska. Większość z nich wie, że się nie dostanie, ale wszyscy mają zmaksymalizować wynik - tłumaczył nasz rozmówca z Nowogrodzkiej.
Inne źródło przyznaje: - Na listach będą też kandydaci z wyborów samorządowych, którzy się sprawdzili i wypromowali. Głównie jednak posłowie. Żadnych beniaminków.
Jak pisaliśmy w WP, na listach do PE w trzynastu okręgach (w każdym będzie dziesięciu kandydatów) znajdzie się większość obecnych parlamentarzystów klubu PiS. W tych samych okręgach często będą kandydować "wewnętrzni" rywale, którzy nie pałają do siebie sympatią lub mają odmienne interesy w partii i regionie. Wszystko po to, by wymusić między nimi konkurencję. Tak będzie m.in. na Dolnym Śląsku.
- Rywalizacja jest największym motywatorem. Każdy będzie chciał zdobyć jak najlepszy wynik, więc każdy będzie pracować. A to przełoży się na liczbę mandatów w PE i końcowy wynik całej partii - słyszymy od naszych źródeł w PiS.
Ale nie wszyscy są z takiego stanu rzeczy zadowoleni. Niektórzy twierdzą, że wielu będzie zniechęconych walką z rywalami z jednej listy.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl