Nieskuteczny monitoring w Polsce. Przestępcy czują się bezkarni
Na co dzień to one śledzą nasze poczynania. Teraz urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli przyjrzeli się im samym oraz ludziom odpowiadającym za ich funkcjonowanie. NIK w swoim najnowszym raporcie nie zostawiła suchej nitki na miejskich systemach monitoringu. Podczas kontroli wyszło na jaw m.in., że zarejestrowane przez operatorów przestępstwa stanowią jedynie 5 proc. całości zdarzeń. - W niektórych miastach ignorowano wyniki analizy zagrożeń i zalecenia policji, pozostawiając kamery bez obsługi w czasie największego prawdopodobieństwa wystąpienia sytuacji niebezpiecznych - poinformował rzecznik NIK Paweł Biedziak.
06.05.2014 | aktual.: 08.05.2014 10:21
W przeciągu ostatnich trzech lat w skontrolowanych miastach operatorzy monitoringu zaobserwowali ponad 152 tys. zdarzeń. W zdecydowanej większości były to jednak pospolite wykroczenia drogowe. Poważne przestępstwa (rozboje, pobicia, kradzieże i niszczenie mienia) stanowiły zaledwie 5 proc. wszystkich dostrzeżonych przypadków. W jednej trzeciej kontrolowanych miast miejski monitoring ujawniał przede wszystkim przypadki nieprawidłowego parkowania. Tylko 25 proc. wszystkich danych trafiało do policji i w większości były to też informacje o wykroczeniach drogowych.
Najwyższa Izba Kontroli oceniła, że w 20 proc. skontrolowanych miast dane osobowe zaobserwowanych osób nie były odpowiednio zabezpieczone - archiwizowano je na dyskach komputerów niezabezpieczonych żadnym hasłem lub w pomieszczeniach dostępnych dla osób postronnych. W niektórych miastach do przetwarzania danych dopuszczono osoby, które nie miały upoważnień nadanych przez administratora danych.
W związku z tym wyszło na jaw, że aż połowa skontrolowanych miast nielegalnie przetwarzała dane osobowe. Zbiory danych nie zawsze były zgłoszone do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Kolejnym rażącym błędem, który wyszedł na jaw, to fakt, że aż w połowie miast operatorzy musieli jednocześnie obserwować obraz ze zbyt wielu kamer. Co za tym idzie, często zdarzało im się przeoczyć ważne zdarzenie.
Ponad 50 proc. miast poddanych kontroli nie zapewniła całodobowej obserwacji. Zdaniem urzędników NIK w praktyce oznaczało to, że w przypadku wystąpienia groźnego zdarzenia - choć zostało ono utrwalone na dysku - nie było natychmiastowej i adekwatnej reakcji policji lub straży miejskiej.
- Monitoring miejski służy głównie do nakładania mandatów za złe parkowanie. Rzadko przyczynia się do wykrycia poważniejszych przestępstw, a władze miast nie mają czytelnych kryteriów, które oceniają zasadność montażu kamer - komentuje raport szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski.
Jak dodał, niezbędne jest podjęcie przez rząd inicjatywy legislacyjnej, która ureguluje w osobnej ustawie zasady i warunki prowadzenia monitoringu wizyjnego w miejscach publicznych.
Właściwie jedynym miastem, które pozytywnie wyróżnia się na tle kontrolowanych miast, jest Warszawa. Jak twierdzi NIK, współpraca między jednostką obsługującą system monitoringu a Komendą Stołeczną Policji była bardzo dobrze zorganizowana. Policji przekazano informacje o prawie połowie zaobserwowanych zdarzeń. Dotyczyły one głównie włamań, pobić i rozbojów oraz kradzieży. Świadczy to o prawidłowym umiejscowieniu kamer, adekwatnej do liczby zainstalowanych kamer liczbie pracowników obsługi oraz uważnie i całodobowo prowadzonej obserwacji.
W grudniu 2013 r. MSW przedstawiło projekt założeń do ustawy o monitoringu wizyjnym. Proponuje w nim, by monitoring w otwartej przestrzeni był prowadzony wyłącznie w celu zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego lub w celu ochrony osób i mienia. Wprowadzony ma zostać obowiązek oznaczenia miejsca usytuowania kamer.
Cały raport NIK o funkcjonowaniu monitoringu miejskiego można znaleźć tutaj.