Niemowlę wpadło do gara parującej galarety. Nie udało się go uratować
Poparzony chłopiec zmarł po kilku dniach w szpitalu. Teraz babcia i matka chłopca są pogrążone w żałobie, a prokuratura próbuje wyjaśnić, jak doszło do tragedii.
"Babcia chłopca ugotowała gar wieprzowej galarety, wyniosła go do przedpokoju i ustawiła na kamiennej podłodze, żeby wystygł. Mama Antosia była akurat w toalecie, roczny chłopczyk krążył między kuchnią a łazienką" – opisuje tragedię z Kartowic (woj. lubuskie) "Super Express". Chwilę później roczne dziecko miało wspiąć się na schodek, dotykając klamki od drzwi toalety zachwiać się i wpadło do gara parującej galarety.
Chłopczykowi natychmiast zaczęto udzielać pomocy. Trafił do Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Jak podaje gazetalubuska.pl, miał poparzone około 40 proc. ciała. Następnego dnia, z uwagi na stan zdrowia, został przetransportowany do Regionalnego Centrum Leczenia Oparzeń dla Dzieci i Młodzieży w Szczecinie. Mimo starań lekarzy, chłopczyk zmarł 14 listopada.
Teraz prokuratura prowadzi dochodzenie, które ma wyjaśnić, jak doszło do tragedii.
_**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl**_