Niemiecki ma być wiodącym językiem w UE. Posłowie PiS jednoznacznie oceniają pomysł
Trzech posłów Bundestagu zwróciło się do Angeli Merkel o podjęcie działań mających na celu częstsze korzystanie z języka niemieckiego w unijnych instytucjach. Posłowie PiS zgodnie komentują tę decyzję. – Niemcy już raz narzucili swój język w UE. Najpierw niech rozliczą się z tego co zniszczyli – uważa Dominik Tarczyński.
Niemieccy posłowie Bundestagu zwrócili się z apelem do Angeli Merkel, aby zwiększyć rolę języka niemieckiego w dyplomacji europejskiej po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Johannes Singhammer, poseł Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), Gunter Krichbaum i Axel Schäfer spotkali się na początku roku z Güntherem Oettingerem, komisarzem UE ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa.
Propozycja niemieckich parlamentarzystów pokrywa się z wypowiedzią przewodniczącego KE Jean-Claude Junckera, który podczas konferencji we włoskiej Florencji mówił w maju, że "język angielski powoli, traci znaczenie w Europie". Z propozycją nie zgadzają się polscy politycy, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska.
Eurodeputowany Ryszard Czarnecki twierdzi, że zastąpienie języka angielskiego przez niemiecki to mission impossible. – Niemcy jako największy kraj UE, który wpłaca największe pieniądze do budżetu Unii, chce mieć z tego powodu jakieś korzyści. Brexit to tylko pretekst, aby promować własny język w strukturach UE. Poza tym nie wydaje się, żeby im to przeszkadzało - mówi wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Niemcy chcą umocnić swoją pozycję w Unii Europejskiej
Dodatkowo europoseł z ramienia PiS nie widzi nic nadzwyczajnego w zachowaniu niemieckich deputowanych. – Oni dbają o swoje interesy jak każdy, to jeden z elementów współzawodnictwa. Polska, tam gdzie to możliwe, powinna robić to samo – kontynuuje Czarnecki przypominając, że jesteśmy największymi mniejszościami narodowymi w kilku krajach, jak chociażby Wielka Brytania.
Podobną opinię ma w tej kwestii jego partyjny kolega Arkadiusz Mularczyk. – Niemcom nie wystarcza już ekonomiczna dominacja, teraz chcą to przenieść na wymiar polityczny – tłumaczy polityk.
Suchej nitki na pomyśle posłów Bundestagu nie zostawia z kolei Dominik Tarczyński. – Najpierw niech zapłacą za to, co już zniszczyli w Unii Europejskiej. Trzeba ich za to rozliczyć. Z historii wiemy, że już raz narzucili język niemiecki w Europie – wyjaśnia bez ogródek polityk, który niedawno chwalił się swoimi umiejętnościami językowymi.
Juncker jest w błędzie
Na pytanie Wirtualnej Polski na ile postulat może się sprawdzić w przyszłości, posłowie PiS zgodnie twierdzą, że sytuacja jest mało prawdopodobna. – Język angielski jest zbyt powszechny, żeby zniknął z oficjalnej komunikacji w UE. Poza tym w Unii w dalszym ciągu będzie Irlandia i Malta, gdzie angielski jest językiem urzędowym – twierdzi Czarnecki.
– W rozmowach kuluarowych w europarlamencie przed językiem niemieckim jest jeszcze francuski. To właśnie te kraje będą grać pierwsze skrzypce w UE – dodaje wiceprzewodniczący PE, zauważając rosnącą rolę państw Nowej Unii, które mogą wskoczyć w miejsce Wielkiej Brytanii.
Polacy nie gęsi...
Swój ton wypowiedzi o to, jakim językiem będzie rozmawiała UE podtrzymuje Tarczyński. – Trzeba o to zapytać Tuska, który co prawda nauczył się języka angielskiego, ale nadal jest wykonawcą poleceń Merkel. To obrzydliwy język. Niemcy chcą zdominować Unię Europejską – tłumaczy Tarczyński.
- Oprócz angielskiego językiem UE powinien być polski. Reprezentuje kulturę pierwotnych Słowian i podkreśla historyczną rolę regionu – dopowiada były polityk Solidarnej Polski.
Sprawę lekceważy Kinga Gajewska z PO, z którą Tarczyński w przeszłości wdał się w polemikę. – W Niemczech trwa kampania wyborcza, więc takie ruchy mają wymiar politycznej gry. Patrząc na liczbę ludności angielskim, jako ojczystym posługuje się 13%, niemieckim 18% a francuskim 19%. Jednak ważniejszy wymiar ma język komunikacji, a tu angielski jest niekwestionowanym liderem – kończy posłanka.
Źródło: Euractiv/WP.