Niemiecka prasa sceptycznie wobec Busha
Niemiecka prasa zareagowała sceptycznie na
reelekcję George'a W. Busha. Gazety wskazują na liczne zagrożenia
dla świata wynikające z decyzji amerykańskich wyborców. Gazety
wzywają Europę i Amerykę do współpracy przy rozwiązywaniu
problemów świata.
04.11.2004 | aktual.: 04.11.2004 10:49
Musimy życzyć sobie, żeby Bush przestał być Bushem - napisał tygodnik "Die Zeit". Komentator wyjaśnia, że amerykański prezydent powinien być "mniej butny i bardziej krytyczny wobec siebie oraz powinien bardziej wsłuchiwać się w głosy innych".
Cele, jakie chce zrealizować w najbliższych czterech latach Ameryka, wymagają sprawdzonych i gotowych do pomocy przyjaciół, a ci chcą nie tylko być wysłuchiwani, lecz także pragną, aby okazywano im szacunek. Jak inaczej chce Bush zatrzymać irański i północnokoreański program atomowy, uratować dolara, pokonać terroryzm i uchronić iracką demokrację (która jest także w interesie Europy) przed żądzą krwi ze strony wrogów? - czytamy w "Die Zeit".
Jeżeli Bush nie chce wyjść naprzeciw Europie, to powinien posłuchać, co mówi jego własny naród - zauważa komentator i przypomina, że 87% Amerykanów chce, aby ich kraj współpracował z ONZ.
"Sueddeutsche Zeitung" ostrzega przed negatywnymi skutkami polaryzacji Stanów Zjednoczonych dla świata. Ameryka z Bushem na czele stała się dla wielu Europejczyków "obca" - zauważa komentator i dodaje, że "wybory wzmocniły jeszcze to wrażenie".
Zdaniem "SZ", Bush reprezentuje większość kraju, który podniósł polityczny podział do rangi programu i walkę pomiędzy obozami do rangi masowego sportu. Ameryka jest w stanie unieść ciężar tego napięcia, lecz świat poza Ameryką nie jest do tego zdolny. (...) Istnieje realne zagrożenie, że polaryzacja Ameryki obejmie pozostały świat, a nawet ulegnie wzmocnieniu. Pojednanie z USA pod rządami Busha zdaje się być nie do pomyślenia dla wielu narodów, przede wszystkim w Europie i naturalnie w świecie arabskim - ocenia dziennik.
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" apeluje do Europejczyków o porzucenie postawy "antybushowskiej" i podjęcie dialogu z ponownie wybranym prezydentem w celu ustalenia wspólnych celów.
Rządy w Europie i nie tylko, które były skonfliktowane z Bushem, nie powinny teraz chować się, aby wyleczyć kaca. (Rzeczywistość) wymaga chłodnego i opartego na realnych przesłankach politycznych określenia interesów i uwolnienia się od popularnej postawy antybushowskiej lub głupiego antyamerykanizmu - czytamy. Warunkiem jest jednak porzucenie przez Amerykę prób podzielenia Europy oraz rezygnacja Europejczyków z "pedagogicznego moralizowania" - ocenia "FAZ".
"Bild", który jako jedyna niemiecka gazeta opowiedział się przed wyborami za Bushem, wezwał do "otwarcia nowego rozdziału" w stosunkach pomiędzy Europą i Ameryką - "bez zwycięzców i zwyciężonych". My w Europie musimy wreszcie zacząć traktować poważnie prezydenta, nie wolno nam dłużej zniesławiać go, przedstawiać w sposób karykaturalny i oczerniać - uważa gazeta. Bush ma szanse wejść - podobnie jak Ronald Reagan - do historii świata jako jeden z wielkich prezydentów - ocenia "Bild".
Większość obywateli USA, którzy wzięli udział w wyborach, wybrała wojnę - napisał "Neues Deutschland". Związana z postkomunistyczną PDS gazeta podkreśliła, że od tej chwili Bush nie jest prezydentem reprezentującym mniejszość, lecz prezydentem realnej większości. Właśnie dlatego wynik wyborów jest tak niepokojący. Amerykańskie społeczeństwo, nie tylko rząd, odrzuciło nadzieję na pokojową politykę. Bush da to odczuć swoim czasami niechętnym sojusznikom (sprzeciwiającym się wojnie w Iraku - PAP) i całemu światu.
"Koelner Stadt-Anzeiger" przewiduje, że zwycięstwo Busha spowoduje w Niemczech wzrost poparcia dla urzędującego kanclerza Gerharda Schroedera w wyborach parlamentarnych w 2006 roku. Wyborcy nie zapomnieli, że szefowa CDU Angela Merkel popierała bez zastrzeżeń wojnę Busha. Był to instrument w walce z konkurentami w polityce wewnętrznej. Może stać się tak, że reelekcja amerykańskiego prezydenta ułatwi ponowny wybór niemieckiego kanclerza. Przynajmniej to byłoby wspólnym elementem łączącym obu polityków - zauważa ironicznie gazeta.
Jacek Lepiarz