Niemieccy salafici przekonają filmami Polaków do szariatu? Ekspert: skutek będzie raczej odwrotny
Czy islamscy radykałowie z Niemiec przekonają Polaków do szariatu? Według Svena Lau, najbardziej znanego niemieckiego salafity i jednego z bohaterów reportażu "Dużego Formatu" ("Polacy, niesiemy wam szariat"), planują oni publikować propagandowe nagrania w internecie. O komentarz zapytaliśmy dr. Kacpra Rękawka, eksperta PISM ds. bezpieczeństwa europejskiego.
W największym uproszczeniu salafici nawołują do "oczyszczenia" religii muzułmańskiej i powrotu do jej korzeni. - To wydaje się dla wielu osób atrakcyjne w dzisiejszym świecie - mówi dr Rękawek. Ekspert zauważa, że ruch ten sprawia wrażenie dynamicznie rozwijającego się fenomenu i choć nie jest nowy w Europie Zachodniej, to z pewnością jest taki dla Polski i państw wschodniej części kontynentu.
Dlaczego budzi taką podejrzliwość? Safalici uznają prawo szariatu za lepsze niż jakikolwiek inny świecki system, ponieważ pochodzi ono od samego Allaha. Już to budzi cały szereg pytań o zagrożenia dla demokratycznych wartości. Służby wywiadowcze Niemiec wzięły ten ruch na celownik także dlatego, że nawet 500 obywateli tego kraju mogło wyjechać na Bliski Wschód zasilić szeregi dżihadystów. Przynajmniej część z nich miała zostać zradykalizowana przez salaficką propagandę.
Zobacz także wideo. Angela Merkel: Islam jest częścią Niemiec.
W rozmowie z Wirtualną Polską dr Rękawek stara się jednak tonować nastroje zagrożenia. - Nie każdy salafita to ktoś, kto chce pojechać do Syrii i obcinać głowy amerykańskim czy brytyjskim dziennikarzom - mówi ekspert PISM, nawiązując do ostatnich egzekucji zakładników Państwa Islamskiego.
Nie znaczy to jednak, że można przymykać oczy na to, co dzieje się u naszych sąsiadów zza Odry. Zwłaszcza po tym, jak w marcu tego roku aresztowano w Niemczech grupę osób podejrzewanych o związki z islamskimi terrorystami. Wśród zatrzymanych była Karolina R., mająca podwójne polsko-niemieckie obywatelstwo (czytaj więcej)
.
Jak groźne mogą być nagrania?
Czy więc opisywane w dodatku "Gazety Wyborczej" nagrania polskich imigrantów konwertytów na salaficką wersję islamu, które mają być publikowane na YouTube'ie, trafią na podatny grunt? I jakie niosą ze sobą ryzyko? - Jeśli mówimy o jednostkowych przypadkach, gdy ktoś wypuści takie nagranie, to nie do końca widzę to jako bezpośredni wstęp do serii zamachów terrorystycznych - ocenia dr Rękawek. Wątpi on, by podobne filmiki wprost wzywały do przemocy, bo wówczas ich twórcami szybko zainteresowałaby się polska i niemiecka policja.
- To będzie raczej nastawione na nawracanie ludzi, a to nie jest nielegalne z punktu widzenia prawa - dodaje. Jednak zdaniem analityka takie działania mogę przynieść w naszym kraju odwrotny skutek. - Moim zdaniem Polska jest pełna ludzi, którzy mają dość islamofobiczne podejście, choć nie znają żadnego muzułmanina. Raczej wywoła to ruch w drugą stronę - wzmocni niechęć do muzułmanów - ocenia ekspert. Dr Rękawek ostrzega, że taka reakcja, mimo wszystko, może być rękę radykałom. - Salafici z Niemiec mogą być z tego powodu zachwyceni, bo im właśnie chodzi o polaryzację postaw w stosunku do nich. "Nieważne jak mówią, byleby mówili" - ekspert przypomina o kontrowersyjnej taktyce promocji. - Tego typu nagrań, a nawet nawoływań do przemocy w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, można znaleźć tysiące. Setki ludzi z tych krajów wyjeżdżają też do Syrii. Gdybyśmy wzięli tylko taką perspektywę, to ulice Berlina czy Londynu już dawno powinny spływać krwią po zamachach radykalnych islamistów, a tak nie jest - dodaje dr
Rękawek.
Rekrutacja
Ekspert pytany o to, kto mógłby być najbardziej podatny na radykalną ideologię i werbunek islamistów, odpowiada, że istnieje klisza, iż są to osoby mające jakieś problemy, prawne, rodzinne, finansowe. - Pewnego rodzaju osłabienie, poczucie krzywdy czy odrzucenia jest potencjalnie dobrym momentem dla różnego rodzaju ugrupowań skrajnych, by taką osobę przechwycić w swoją orbitę. Dlaczego jednak w Polsce kogoś takiego miałaby przechwycić organizacja salaficka, a nie np. skrajnie lewicowa czy prawicowa, których jest w Polsce po prostu więcej? - wyjaśnia.
Analityk PISM dodaje, że rolę rekruterów ekstremistycznych organizacji często odgrywają osoby z bliskiego otoczenia. - Gdzie w Polsce znaleźć takich rekruterów, skoro jest stosunkowo niedużo muzułmanów? - pyta dr Rękawek.
W Polsce żyje 20-30 tys. wyznawców islamu, z czego część to ludność pochodzenia tatarskiego, która mieszka na tych ziemiach od stuleci. Pozostali to imigranci i konwertyci. Właśnie wśród tej ostatniej grupy radykalni islamiści mają potencjalnie największe szans zdobyć jakieś wpływy - ocenia ekspert, jednocześnie dodając, że nie ma jednego profilu osoby podatnej na radykalne idee.
Uczyć się na problemach innych
W przyszłości w Polsce będzie prawdopodobnie osiedlać się coraz więcej imigrantów, zróżnicowanych także religijnie. Zdaniem dr Rękawka nie można wykluczyć, że znajdą się wśród nich osoby (lub pojawią w kolejnych pokoleniach) o poglądach niewspółmiernych dla naszego krajobrazu politycznego i społecznego.
Według analityka PISM trzeba przygotować się społecznie na taką zmianę. - 70 lat polskiej homogenicznej historii społecznej kończy się. Nie szykujmy się na przyjazd muzułmanów, ale na to, że w pewnym momencie w polskich miastach i miasteczkach będą pojawiać się ludzie obcej narodowości, mówiący innym językiem i mające inny kolor skóry - mówi dr Rękawek i dodaje: - Im mniej negatywnych postaw z naszej strony, tym bardziej będą chcieli stać się Polakami.
Nie mniej ważne, zdaniem eksperta, jest obserwowanie problemów związanych z imigracją w krajach Europy Zachodniej i wyciąganie z nich wniosków.
Wydaje się to być wyjątkowo istotnym zadaniem, ponieważ władze nie tylko Niemiec, ale też Francji, Wielkiej Brytanii i państw skandynawskich przyznają, że ich obywatele walczący obecnie dla Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku liczeni są w setkach. We wrześniu tego roku serwis TVP Info zapytał MSZ, czy wśród dżihadystów są też Polacy. Otrzymał odpowiedź, że "na chwilę obecną" nie ma informacji o takich osobach. "Na chwilę obecną".
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska