Niemcy po fali przemocy. Zamienią "refugees welcome" na "goodbye Merkel"?
• Seria morderstw i zamachów terrorystycznych wstrząsnęła niemieckim społeczeństwem
• Zmienia się stosunek Niemców do przyjezdnych, zarówno z Bliskiego Wschodu jak i Polski
• Angela Merkel nadal cieszy się dużym poparciem, jednak jej pozycja może się wkrótce pogorszyć
• Dostrzegam ryzyko radykalizacji politycznego centrum - mówi niemiecki politolog
Wuerzburg, Monachium, Reutlingen, Ansbach - to miejsca, gdzie w ciągu zaledwie pięciu dni doszło do czterech głośnych aktów przemocy i terroryzmu dokonanych przez muzułmańskich imigrantów lub ich potomków (Monachium). Fala przemocy nie przeszła w Niemczech bez echa. Jak relacjonuje Danuta Meier z Towarzystwa Polsko-Niemieckiego w Monachium, dla wielu Niemców ostatnie dni były to szokiem.
- Ludzie są wstrząśnięci tym, co się stało. Trudno nie czuć jakiegoś lęku po takich wydarzeniach. Jednak żadnej paniki nie widać - mówi w rozmowie z WP. Dodaje, że media w większości ostrożnie komentują wydarzenia i nie łączą ostatnich incydentów. Nie bez powodu. W Wuerzburgu sprawcą ataku na podróżnych w pociągu był zradykalizowany Afgańczyk (lub Pakistańczyk) zainspirowany przez Państwo Islamskie. W Monachium masakry dokonał Niemiec irańskiego pochodzenia, który inspirował się przykładem Andersa Breivika i innymi masowymi mordercami. W Reutlingen powodem zabójstwa Polki przez Syryjczyka były prawdopodobnie sprawy osobiste, zaś w przypadku zamachu w Ansbach, gdzie imigrant z Syrii wysadził się i ranił 12 osób, motywem był terroryzm.
Mimo ostrożnego podejścia części mediów i polityków, atmosfera wśród mieszkańców Niemiec jest coraz bardziej napięta i nasycona strachem. Jak mówi Meier, jeszcze przed falą przemocy, nastawienie Niemców do przybyszów z zagranicy zaczęło się wyraźnie zmieniać. I nie dotyczy to tylko uchodźców z Bliskiego Wschodu.
- Ta zmiana jest wyraźna, także w stosunku do Polaków. To widać coraz częściej i nie dotyczy tylko niewykształconych ludzi. Ostatnio usłyszałam od pewnej kobiety o lewicowych poglądach, że mieszka w Niemczech i chciałaby, jadąc metrem, słyszeć własny język, a nie tylko polski - mówi polonijna działaczka. - Kiedy słyszę, jak nawet zamożni Niemcy rozmawiają między sobą o imigrantach, jak powtarzają i wyolbrzymiają plotki o tym, jakimi się cieszą przywilejami, to się włos jeży na głowie - dodaje.
Podobne tendencje dostrzega też Daniel Lemmen z Collegium Polonicum w Słubicach.
- Jestem bardzo zatroskany o to, jak społeczeństwo zareaguje na te wydarzenia. Są kraje, w których takie zdarzenia są smutną codziennością. Obecne zamachy to nowość dla Niemiec. Dlatego myślę, że realna jest groźba pełzającej radykalizacji społeczeństwa obywatelskiego - mówi badacz. - Ludzie czują, że taka koszmarna sytuacja jak zamach może zdarzyć się w każdym miejscu i o każdej porze - dodaje.
Rosnące niezadowolenie widać szczególnie w Bawarii. Premier tego kraju związkowego, szef CSU (bawarskich chadeków) Horst Seehofer otwarcie sprzeciwia się liberalnej polityce migracyjnej prowadzonej przez Angelę Merkel. Seehofer rządzi w Bawarii samodzielnie, cieszy się wysokim poparciem i - zdaniem politologów i sympatyków CSU - właśnie dzięki bardziej sceptycznemu stosunkowi do migracji poparcie dla skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD)
utrzymuje się na niskim poziomie. Tymczasem krytyka kanclerz, zarówno wewnątrz swojej partii, jak i z zewnątrz, jest coraz bardziej powszechna.
Mimo to, jak pokazuje ostatni (przeprowadzony przed atakami) sondaż Infratest dimap, poparcie dla kanclerz nie tylko nie maleje, lecz wręcz rośnie i jest na najwyższym od ponad 12 miesięcy poziomie (59 proc.). Nie musi oznaczać to jednak, że taki stan rzeczy będzie się utrzymywał. Badania opinii publicznej pokazują, że Niemcy są zaniepokojeni sytuacją w kraju. Według jednego z nich, przeprowadzonego w ubiegłym tygodniu, aż 77 procent z nich spodziewało się, że w ich kraju dojdzie do kolejnych zamachów terrorystycznych.
Jak dotąd jednak niemiecka kanclerz pozostaje na mocnej pozycji i można odnieść wrażenie, że "nie ma z kim przegrać". W sondażach jej CDU ma kilkunastopunktową przewagę nad SPD, która przeżywa kryzys przywództwa i tożsamości. Także antyestablishmentowa i antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec zmaga się z wewnętrznymi konfliktami i po miesiącach wzrostu popularności, teraz zaczyna wyraźnie tracić zaufanie wyborców.
Czy Merkel może w takim razie spać spokojnie? Zdaniem Lemmena, wszystko będzie zależeć od tego, czy podobne wydarzenia będą się powtarzać.
- Na razie polityczne centrum ciągle mocno popiera Merkel, ale bardzo możliwe, że jeśli dojdzie do kolejnych zamachów, będzie się radykalizować. Fakt, że w AfD jest mnóstwo byłych członków i wyborców CDU sprawia, że taka radykalizacja jest możliwa - mówi politolog. Jego zdaniem, pojawiać się będzie coraz więcej głosów obwiniających o zamachy obecny rząd. - Rozwój wydarzeń w następnych miesiącach pokaże, czy „Refugees welcome“ zmieni się na „Goodbye Merkel“ - podsumowuje.