Niemieccy hotelarze załamani. Problem przychodzi z Polski
Hotelarze z niemieckiej części wyspy Uznam biją na alarm. Apelują o większe wsparcie państwa i samorządu. Jak wyjaśniają, turyści coraz chętniej wybierają polską część wybrzeża Bałtyku. Są tego powody.
Jak pisze "Rzeczpospolita", zdaniem przedstawicieli branży hotelarskiej z niemieckiej części wyspy Uznam, wsparcie państwa i samorządu jest niewystarczające.
Ich region jest na skraju utraty konkurencyjności. Największym "wrogiem" są obiekty działające po polskiej stronie wyspy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemieccy hotelarze w cieniu polskiej turystyki
Gazeta cytuje wypowiedź jednego z niemieckich hotelarzy dla "Ostsee Zeitung". Przedsiębiorca spodziewa się, że latem jego hotel nie będzie wypełniony nawet w 70 proc., co zmusiło go do zwolnienia ponad 1/3 pracowników.
- Ludzie chcą podróżować, ale bardzo uważnie przyglądają się cenom. Tymczasem wybór za granicą jest ogromny, czasem też tańszy - mówi hotelarz.
Ponadto przedstawiciele branży zauważają, że właśnie Polska jest dla nich coraz większą konkurencją.
Plażowanie "po polsku" lepsze?
Ich zdaniem oferta turystyczna dynamicznie się tu rozwija. Przy polskich plażach powstaje coraz więcej dobrej jakości barów i restauracji. Tymczasem po niemieckiej goście narzekają na słaby wybór dań i niewystarczającą liczbę obsługi.
Eksperci zaznaczają też, że brak wykwalifikowanych pracowników, wyższe płace i rosnące koszty energii są prawdziwym obciążeniem dla naszych zachodnich sąsiadów.
- Jeśli Meklemburgia-Pomorze Przednie naprawdę chce być regionem turystycznym numer jeden, musi także inwestować w turystykę - podkreśla w rozmowie z "Ostsee Zeitung" Nadine Riethdorf, szefowa ds. uzdrowiskowych w nadbałtyckim kurorcie Koserow.
A, póki co, polska branża turystyczna na tym korzysta.
Czytaj również: Niebezpieczne skutki dla Bałtyku? Ekolodzy ostrzegają
Źródło: Rzeczpospolita/WP