"Nie widzę zmiany". Ekspert studzi optymizm po słowach Trumpa
- Utwierdzam się w przekonaniu, że ta wojna Trumpa nie interesuje. Ponieważ nie udało się szybko jej zakończyć sukcesem, to on chciałby umyć ręce i przerzucić odpowiedzialność na Europę - powiedział w programie "Tłit" Wirtualnej Polski ekspert PISM dr Daniel Szeligowski.
Paweł Pawłowski pytał swojego gościa m.in. o wtorkowy wpis Donalda Trumpa.
"Po zapoznaniu się z sytuacją militarną i gospodarczą Ukrainy i Rosji i pełnym zrozumieniu jej oraz po zobaczeniu problemów gospodarczych, jakimi to skutkuje w Rosji, myślę, że Ukraina, przy wsparciu Unii Europejskiej, jest w stanie walczyć i zdobyć całą Ukrainę w jej pierwotnej formie" - napisał Trump na platformie społecznościowej Truth Social.
- To jest zbiór różnych stanowisk, które Trump już w przeszłości zajmował - ocenił Szeligowski. Zauważył, że Trump, obok UE, nie wymienił USA.
Newsroom WP. Gość: dr Daniel Szeligowski (całość)
- Od zmiany retoryki do zmiany polityki jest bardzo daleka droga. Ja zmiany polityki na razie nie widzę. Utwierdzam się w przekonaniu, że ta wojna Trumpa nie interesuje. Ponieważ nie udało się szybko jej zakończyć sukcesem, to on chciałby umyć ręce i przerzucić odpowiedzialność na Europę - podkreślił gość WP
Według niego, zaangażowanie USA wojnę, zdaniem Trumpa, miałoby się ograniczyć jedynie do sprzedaży broni.
- Ja niestety nie widzę na razie możliwości takiego zakończenia wojny, jak on przedstawił, a mianowicie powrotu Ukrainy do granic z 1991 roku. To jest granie na ego Ukrainy, ale nie ma żadnej cudownej broni, która pomoże tę wojnę wygrać - oświadczył.
Dr Szeligowski dodał, że nie można wykluczyć, iż wkrótce prezydent USA zmieni zdanie. Jego zdaniem Ukraińcy "mają świadomość huśtawki nastrojów" u prezydenta Stanów Zjednoczonych.
- Nie uważam, żeby po stronie ukraińskiej było przekonanie o zmianie stanowiska amerykańskiego. Wręcz przeciwnie - myślę, że jest zrozumienie tego, że Stany Zjednoczone chcą ograniczać swoje zaangażowanie na rzecz Ukrainy i że trzeba w tym momencie bardziej polegać na Europie - wskazał.
Paweł Pawłowski dopytywał, skąd u Trumpa tak diametralna zmiana stanowiska ws. Ukrainy. Zdaniem Szeligowskiego, po szczycie na Alasce prezydent USA "mógł dojść do wniosku, że rozkładanie czerwonego dywanu przed Putinem do niczego nie prowadzi".
- Natomiast to, że on doszedł do wniosku, że marchewka nie działa, to automatycznie nie oznacza, że stwierdził, iż należy użyć kijka. Od marchewki do kijka jest długa droga, a po drodze można dojść do innego wniosku - dodał.
Gość WP ocenił, że Trump mógł stwierdzić, że Stany Zjednoczone nie powinny angażować się w wojnę między Rosją a Ukrainą.
- Przed administracją Donalda Trumpa otwierają się różne scenariusze. Ten pożądany przez nas to były scenariusz wywarcia presji na Rosję, większej pomocy Ukrainie i zaangażowania w sprawy europejskie - ja tego na razie nie widzę. Moim zdaniem w administracji Trumpa wygrywa frakcja izolacjonistów - przekonywał.
Według niego Trump uważa, że nieprzewidywalność jest jego atutem zarówno w relacjach z sojusznikami, jak i rywalami. - Problem polega a tym, że sojusze opierają się na przewidywalność. Trump ma kłopot, żeby to zrozumieć - podkreślił.
Ekspert wskazał, że Trump od miesięcy grozi wprowadzeniem sankcji przeciwko Rosji, jednak wciąż nic takiego się nie wydarzyło. Według niego nie można jednak wykluczyć, że w którymś momencie Rosjanie "przegną do takiego stopnia, że nawet administracja Trumpa będzie zmuszona zareagować".
Szeligowski uważa, że warunkiem wygranej Ukrainy w wojnie nie jest odzyskanie utraconych terytoriów, a "obrona państwowości". Wskazał, że Putin poniósł porażkę, chcąc "zainstalować w Kijowie swojego namiestnika".
- Drugi niezwykle istotny krok to budowa takiego potencjału odstraszania, żeby Rosja w przyszłości nie odważyła się tej wojny wznowić (...). Do tego jest jeszcze długa droga. Raczej idziemy w kierunku Ukrainy uzbrojonej do tego stopnia, żeby Rosja połamała sobie na niej zęby - powiedział.
Według niego tak długo, jak długo Rosja prowadzi działania w Ukrainie, nie zdecyduje się na atak na którykolwiek z krajów NATO.
Celny cios Ukraińców. "To będzie wielki problem"
- Jednym z warunków zakończenia wojny jest podniesienie kosztów prowadzenia działań przez Rosję - powiedział Szeligowski. Według niego, uderzenia Ukraińców na ważne obiekty w Rosji wpływają na realne ograniczenie jej zdolności produkcyjnych.
Przypomniał, że Ukraińcy atakują m.in. rosyjskie rafinerie, magazyny czy elementy infrastruktury.
- To się dzieje i zaczyna wywierać presję na rosyjską gospodarkę (…). Jeżeli to będzie kontynuowane z taką skutecznością, z jaką Ukraińcy robią to dotychczas, to będzie to wielki problem dla strony rosyjskiej - ocenił gość WP.
Dodał, że co prawda "nie spowoduje to załamania rosyjskiej gospodarki", ale "ograniczy rosyjski potencjał wojskowy".
Dr Szeligowski zwrócił też uwagę, że "finanse", to tylko część rosyjskiej gospodarki. Drugą, równie istotną, są jej zdolności do produkcji broni i dóbr, które ograniczają ukraińskie ataki.
- To jest to, co może się przyczynić do zmiany rosyjskiej kalkulacji zysków i strat (…). To są bardzo praktyczne "sankcje", które na rosyjską gospodarkę nakłada ukraińska armia - powiedział ekspert.
Gość WP mówił też, że na wojnie w Ukrainie skorzystało wielu mieszkańców rosyjskiej prowincji.
- Powstaje nowa klasa społeczna; klasa weteranów i rodzin żołnierzy poległych w Ukrainie. Oni dostają ogromne pieniądze, jak na warunki rosyjskie (…), które pozwalają zupełnie inaczej żyć - ocenił.
Przeczytaj też:
WP Wiadomości