Nie tylko Madryt. Prokuratorzy pytają linie lotnicze o inne podróże b. posłów PiS
Prokuratura rozszerza badanie służbowych podróży trzech posłów, wyrzuconych z Prawa i Sprawiedliwości po wybuchu tzw. afery madryckiej - podaje RMF FM. Śledczy wystąpili o informacje na temat Adama Hofmana, Mariusza Antoniego Kamińskiego i Adama Rogackiego do Straży Granicznej i linii lotniczych. Chodzi o wszystkie wyjazdy tych parlamentarzystów budzące wątpliwości.
14.01.2015 | aktual.: 14.01.2015 21:27
Od linii lotniczych prokuratorzy chcą się dowiedzieć, czy trzej posłowie korzystali z samolotów w dniach, w których deklarowali podróż autem. A jeśli tak, to kiedy rezerwowali bilety i ile za nie płacili.
Straż Graniczna ma z kolei pomóc śledczym w ustaleniu, kiedy parlamentarzyści faktycznie przekraczali granice, wyjeżdżając z kraju i do niego wracając.
Do tej pory prokuratura zebrała jedynie materiał dotyczący słynnej już madryckiej eskapady Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego. Teraz bierze się za ich wcześniejsze wyjazdy - między innymi do Strasburga czy Londynu - informuje radio RMF FM.
W listopadzie Komitet Polityczny PiS podjął decyzję o wykluczeniu Hofmana, Rogackiego i Kamińskiego z partii. Decyzje miały związek ze służbową podróżą trzech posłów PiS do Madrytu na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy - rozpoczętą 30 października.
Media donosiły, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Hiszpanii. Informowały ponadto, że posłowie wzięli na tę podróż kilkanaście tysięcy złotych zaliczki, zgłaszając wyjazd samochodem, a w rzeczywistości polecieli tanimi liniami lotniczymi.
Marszałek sejmu powołał wówczas komisję ds. zagranicznych wyjazdów parlamentarzystów. Zapowiedział też, że powołany zostanie pełnomocnik ds. procedur antykorupcyjnych, a także wprowadzenie limitu kilometrowego samochodowych podróży poselskich.
Byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości konsekwentnie twierdzą, że nie mają sobie nic do zarzucenia, działali zgodnie z przepisami, a cała afera to efekt ataku m.in. marszałka Radosława Sikorskiego.