"Nie minie tydzień i pod Pałacem nie będzie krzyża"
Usunięcie osób spod krzyża przy Pałacu Prezydenckim i postawienie wokół niego barierek to pierwszy krok do jego przeniesienia i rozwiązania trwającego od kilku tygodni sporu - uważają eksperci, z którymi rozmawiała Polska Agencja Prasowa.
Zobacz zdjęcia: Krzyż jest, "obrońców" nie ma
Zobacz także: "Cyrk" pod krzyżem
W sobotę nad ranem stołeczni policjanci usunęli kilka osób spod krzyża przy Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Zrobili to na prośbę BOR. Krzyż pozostał na miejscu. Kancelaria prezydenta twierdzi, że na razie nie planuje przeniesienia krzyża.
Politolog prof. Wawrzyniec Konarski powiedział, że usunięcie ludzi spod krzyża to, jego zdaniem, przygotowanie do ostatecznego uregulowania tej sytuacji przez administrację prezydencką. - Myślę, że jest to także przygotowanie atmosfery i odpowiedź na te opinie, w których sugerowano wcześniej, że strona urzędnicza powinna być bardziej aktywna - stwierdził.
Także socjolog dr Jacek Raciborski mówi, że odsunięcie osób spod krzyża to pierwszy krok do jego przeniesienia spod Pałacu. - Jestem przekonany, że nie minie tydzień i pod Pałacem nie będzie krzyża - dodał.
Jego zdaniem jest to efekt wsparcia, jakie Kancelaria Prezydenta RP uzyskała od hierarchów Kościoła. Jak zaznaczył, impulsem, który spowodował zmianę stanowiska kościoła była wielka, nocna demonstracja młodzieży.
- Ta młodzież w gruncie rzeczy manifestowała niechęć do odebrania im ich miejsca publicznego. Próba takiej sakralizacji Traktu Królewskiego i upowszechnienia tej świeżej martyrologii spotkała się z prawdziwą niechęcią młodych warszawiaków - ocenił Raciborski.
Z kolei Konarski ostrzega stronę rządową i administrację przez nadużywaniem rozwiązań siłowych i chwali m.in. za zapowiedź umieszczenia w Pałacu tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej.
- To jest dobra droga, gdyż z jednej strony pokazuje, że strona rządowa nie zgadza się na anarchizację życia publicznego, z drugiej strony działa w kierunku pokazania, że ma dobrą wolę jeśli chodzi o upamiętnienie ofiar katastrofy - powiedział.
Prof. Konarski dodał, że takie dwutorowe działanie jest typowe dla działań politycznych. - Bardzo często stosuje się metodę kija i marchewki. W jakimś sensie strona rządowa jest na to skazana. Nie może postępować inaczej, gdyż przyjęcie tylko działań siłowych ją skompromituje - ocenił.
Dodał, że w swoich działaniach administracja państwowa powinna używać argumentu, że przeniesienie krzyża to efekt kompromisu zawartego między stronami konfliktu. - Można powiedzieć, że istnieje zawarta wcześniej podstawa do koncyliacyjnego uregulowania tego sporu w postaci tego porozumienie, więc przeniesienie krzyża będzie jego konsekwencją - mówił politolog.
Konarski nie ma jednak złudzeń, że takie argumenty nie będą satysfakcjonować tych, którzy się nazywają obrońcami krzyża.
3 sierpnia zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu ludzie uniemożliwili przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny - tak miało się stać zgodnie z porozumieniem podpisanym między warszawską kurią, Kancelarią Prezydenta, harcerzami i Duszpasterstwem Akademickim Kościoła św. Anny. 5 sierpnia uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę, po czym krzyż miał wrócić do kościoła. Krzyż został postawiony przed Pałacem Prezydenckim podczas żałoby po katastrofie smoleńskiej przez harcerzy.