Nie jadą na majówkę, bo wydają na komunie. Pokoje na Mazurach stoją puste
Polacy oszczędzają i rezygnują z majówkowych wyjazdów. Widać to szczególnie w regionach, które zawsze cieszyły się ogromną popularnością turystów. Podobnie jak na Podhalu, na Mazurach jest jeszcze dużo wolnych miejsc noclegowych, a właściciele obiektów żalą się na słabnący popyt.
Do majówki pozostał ponad tydzień. W 2023 roku sezon może być wyjątkowo długi, bo wystarczy wziąć trzy dni urlopu, aby cieszyć się dziewięcioma dniami wolnego. Przed pandemią i wojną znalezienie wolnego miejsca noclegowego na tak długi weekend graniczyłoby z cudem.
Niepewne czasy i galopująca inflacja, sprawiły, że Polaków nie stać na zaplanowanie dłuższego wyjazdu - twierdzą właściciele obiektów noclegowych na Mazurach. Dziewięć dni przed rozpoczęciem majówki wiele pokoi jest jeszcze wolnych, a ceny nie są astronomiczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bez szans na 20 stopni. Majówka nas nie rozpieści
Najtańsze oferty pobytu dla dwóch osób od 28 kwietnia do 3 maja w krainie jezior zaczynają się od około 500 złotych. Popularna wyszukiwarka noclegów pokazuje, że możemy wybrać spośród 732 obiektów, a ponad 100 ofert mieści się w przedziale do tysiąca złotych. Najdroższe oferty przekraczają 10 tysięcy zł, ale w większości są to ogromne wille premium z wieloma sypialniami i basenem lub jacuzzi.
W popularnych turystycznie miejscowościach takich jak Mikołajki, Mrągowo czy Giżycko na pięciodniowy nocleg dla dwóch osób wystarczy budżet około 1-2 tys. złotych.
- Przygotowania do sezonu trwają. Wszystko odnawiamy, odświeżamy, szorujemy, myjemy i pierzemy. Zimą nie ma tak dużego zainteresowania Mazurami, a konkurencja w postaci obiektów ze spa jest duża, dlatego dopiero wiosną ruszamy pełną parą z sezonem - mówi nam Agata, właścicielka Willi Ata w Mikołajkach.
- Mogę powiedzieć, że około 80 procent obiektu jest zajęte. Mamy jeszcze kilka wolnych miejsc. Widać jednak, że klienci oszczędzają, np. dzielą wyjazd i nie zostają na całe dziewięć dni. Niektórzy przyjadą za tydzień i wyjadą 2 lub 3 maja. Pozostali przyjadą 3 maja i zostaną do niedzieli - dodaje.
Majówka na Mazurach. Słabe zainteresowanie turystów
Sytuację zupełnie inaczej przedstawiają właściciele z innych okolic Warmii i Mazur. - Zajętą mam dopiero połowę pokoi. To jest mój piąty sezon i zawsze na dwa tygodnie przed majówką miałam wszystko pełne. Może to wina pogody? Bo widziałam, że zapowiadają mrozy w nocy. Reklamy zagranicznych wyjazdów też robią swoje. Mam nadzieję, że czerwiec i wakacje będą lepsze, ale już zaczynam się obawiać, jak poradzimy sobie finansowo. Nie obniżę przecież cen, bo i tak jesteśmy najtańsi w okolicy - żali się Anna Kraszewska oferująca na wynajem domki letniskowe Orion w Giżycku.
Jeszcze bardziej narzekają wynajmujący pokoje w mniej znanych miejscowościach. Kiedyś takie miejsca cieszyły się dużą popularnością - turyści chcieli odpocząć od zgiełku i spędzić wolne w ciszy. Cena też okazywała się niższa niż w przypadku dużych ośrodków turystycznych.
- Jest naprawdę dużo gorzej. Dużo mniej zapytań, jeszcze mniej rezerwacji. Do tej pory takie terminy były zajęte trzy miesiące wcześniej. Nie jesteśmy dużym obiektem, mamy tylko cztery pokoje. Ale na majówkę nie mamy ani jednej rezerwacji. Przed nami chude lata, pewnie będziemy szukać alternatywnej pracy - zapowiada Maciej Kordiak z gospodarstwa Puszcza Romnicka.
Właściciel żali się, że to wszystko wina inflacji: - Obiekty nastawione na niskobudżetowego turystę tracą najbardziej. Miałem świadomość, że tak się stanie, ale nie mam na to wpływu. Naprawdę staraliśmy się nie podnosić cen, ale koszty ogrzewania i mediów są bardzo duże. Nie możemy przecież dopłacać do biznesu.
"Nie jadą na majówkę przez wydatki na komunie"
Prezeska Turystycznej Organizacji Otwartej potwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską, że w tym roku nie będzie rekordowego obłożenia na Mazurach.
- To nie jest kryzys, który będzie się pomniejszał. Właściciele będą mieli trudności, bo opłaty za wodę, prąd, gaz czy koszty jedzenia i zatrudnienia pracowników poszły do góry. Wielu Polaków zastanawia się: czy jechać do wynajętego domku, czy jednak wybrać się do rodziny na wieś. Niektórzy nigdzie nie pojadą. Z kolei ci, którzy mają pieniądze, wolą wycieczkę za granicę w podobnej cenie - komentuje Alina Dybaś-Grabowska.
I dodaje, że mniej turystów to także problem dla restauracji, sklepów z pamiątkami, kawiarni czy obiektów muzealnych lub oferujących rozrywkę.
- Spadek popytu na pewno dotknie miejscowości na Mazurach czy nad morzem, gdzie panuje sezonowość. Szczególnie narażone będą miejsca, gdzie większość rodzin utrzymuje się z turystyki. Natomiast nie panikowałabym i na ocenę poczekała do października. Pracuję w branży 25. rok i nigdy nie było takiego samego sezonu. Często jest tak, że jedna część jest słaba, a w drugiej narzekamy na nadmiar gości. Sezon majówkowy to też czas komunii. Ludzie mają wydatki w związku z organizacją uroczystości lub z zakupem prezentów. Ci, którzy kiedyś podróżowali trzy razy w roku, odkładają pieniądze na jeden porządny wyjazd w okresie wakacyjnym - podsumowuje Dybaś-Grabowska.
Majówka na Podhalu
Jak pisaliśmy na WP, sytuacja podobnie wygląda na Podhalu. Przed rozpoczęciem sezonu w 2023 roku w górach jest jeszcze wiele wolnych miejsc, a kilkudniowy pobyt nie kosztuje fortuny.
- Teraz skończyły się rezerwacje miesiąc przed. Nie mamy dużego obłożenia. Wielu dopiero niedawno wznowiło swoją działalność. Kiedyś telefony się rozdzwaniały, obecnie musimy walczyć o każdego klienta. Ludzie liczą każdą złotówkę, chcą taniej. A my musimy się przecież z czegoś utrzymać - mówiła nam Małgorzata, która wynajmuje pokoje w Bukowinie Tatrzańskiej.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski