Górale płaczą przed majówką. "Straszna bieda, masa wolnych pokoi"
- Straszna bieda, na razie mam rezerwację na jeden pokój z 30. W tamtym roku mieliśmy wszystko sprzedane, a teraz naprawdę nie wiem, co będzie - żali się Filip Naglak, właściciel pensjonatu w Zakopanem. Zainteresowanie majówką w górach jest mniejsze niż w poprzednich latach.
W majówkę 2023 roku wystarczy wziąć trzy dni dodatkowego wolnego, żeby mieć aż dziewięciodniowy urlop. Dni wolne od pracy przypadają w poniedziałek (1 maja) i środę (3 maja). Dla wielu osób to idealna okazja, żeby wybrać się na dłuższy wyjazd. Z kolei dla branży turystycznej majówka to pierwsze żniwa i rozbieg przed sezonem letnim.
Okazuje się, że w tym roku na Podhalu jest jeszcze wiele wolnych miejsc, a kilkudniowy pobyt nie kosztuje fortuny. Sprawdziliśmy, ile trzeba zapłacić za nocleg dla dwóch osób, które chciałyby zameldować się w sobotę, 29 kwietnia, i wyjechać w środę, 3 maja. Ceny porównywaliśmy przy pomocą popularnych portali, które pośredniczą w rezerwacji miejsc noclegowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Otworzyła własny biznes w Albanii. Turyści ciągle zadają jej jedno pytanie
"Ludzie liczą każdą złotówkę, chcą taniej"
Najtańszy nocleg na Podhalu znajdziemy w Kościelisku, Białym Dunajcu, Białce Tatrzańskiej czy Bukowinie Tatrzańskiej. Ceny w wybranym przez nas terminie zaczynają się od 500 zł za pokój. Do wyboru jest łóżko dwuosobowe lub dwa oddzielne miejsca do spania. Standard w przypadku najtańszych ofert jest porównywalny - każdy z obiektów, które sprawdziliśmy, posiada łazienkę, szafę, telewizor. W tej cenie nietrudno też o pokój z balkonem z widokiem na góry.
W kwocie od 500 do 700 zł znaleźliśmy ponad 70 obiektów, które mają po kilka pokoi do wynajęcia. Większość z nich cieszy się dobrymi opiniami klientów, znalazły się takie które miały nawet powyżej 9/10 gwiazdek.
- Teraz skończyły się rezerwacje miesiąc przed. Nie mamy dużego obłożenia. Wielu dopiero niedawno wznowiło swoją działalność. Kiedyś telefony się rozdzwaniały, obecnie musimy walczyć o każdego klienta. Ludzie liczą każdą złotówkę, chcą taniej. A my musimy się przecież z czegoś utrzymać - mówi Małgorzata, która wynajmuje pokoje w Bukowinie Tatrzańskiej.
"Na 30 pokoi mamy zajęty dopiero jeden"
Na słaby popyt przed majówką narzekają też górale z Zakopanego. Tam jednak ceny za nocleg są zdecydowanie wyższe. Za pięć dni noclegu dla dwóch osób najmniej zapłacimy 700-800 zł, ale dopiero podwyższenie budżetu powyżej 1000 zł otwiera przed nami dłuższą listę dostępnych miejsc.
- Na 30 pokoi mamy zajęty dopiero jeden. Jest zdecydowanie mniej telefonów, ludzie pytają, czy da się taniej. W poprzednim sezonie były bony turystyczne. Już na święta mieliśmy tylko kilka rezerwacji. Zapowiada się, że będzie zdecydowanie mniej turystów. My nie podnieśliśmy mocno cen, może 10-15 zł na osobie za dobę. Ale musieliśmy, bo opłaty za ogrzewanie i prąd poszły do góry. W tamtym roku płaciliśmy kilka tysięcy, a teraz 20 tys. zł za sezon grzewczy. Zbliżają się ciężkie czasy - mówi Filip Naglak, właściciel pensjonatu w Zakopanem.
Wyraźna polaryzacja rynku
Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku obiektów oferujących wysoki standard. - Z naszej oferty zarezerwowane jest 80 proc. Mamy dużo apartamentów w centrum Zakopanego, gdzie w rezerwacjach przeważają rodziny 2+2 lub 2+1. Takich większych grup jest mniej. Widzimy tendencję do dzielenia majówki na pół - czyli albo do 3 maja, albo od 3 do 7 maja - twierdzi Aleksandra Król z 4-gwiazdkowego obiektu hotelowego, gdzie za dobę trzeba zapłacić od 480 zł. To oznacza, że pięciodniowy nocleg to wydatek rzędu co najmniej 2400 zł.
Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej mówi, że to wszystko efekt polaryzacji rynku. - Obiekty wysokojakościowe, czyli w dobrej lokalizacji, droższe i oferujące wyższy standard, deklarują dużo wyższy stopień obłożenia. Jest część społeczeństwa, dla której kilka tysięcy za pobyt to racjonalna kwota. Po drugiej stronie są obiekty mikro-hotelowe w domach prywatnych, czy pensjonaty prowadzone przez lokalne społeczności. Grupa docelowa tych obiektów jest najbardziej cenoczuła i ona przestała po prostu jeździć. Tu widać bardzo duży spadek popytu - wyjaśnia.
Jak dodaje ekspert, widać też, że nawet klienci wybierający droższe obiekty rezygnują z wydłużonych pobytów i zamiast całej majówki, wykupują nocleg na poszczególne dni.
- Co ciekawe, w fazie rezerwacyjnej ilość zapytań jest zbieżna z tą, która była w 2019 roku. Ale konwersja jest zdecydowanie niższa, czyli turystów jest mniej. Goście zainteresowani danym pobytem nie wysyłają trzech maili, a 10, szczegółowo weryfikując obiekty i ostateczną cenę - dodaje.
Hot-dog ze sklepu zamiast restauracji
- Widzimy też tendencję, że goście wybierają obiekty, które gwarantują coś więcej niż tylko nocleg. Nie chcą wystawiać się na legendarne "paragony grozy", wolą dokupić obiady czy kolacje w obiekcie hotelowym. W ten sposób wiedzą, jaka będzie finalna cena jeszcze przed wyjazdem - twierdzi Wagner.
Taki ruch turystów może odbić się na restauratorach. - Karczmy i restauracje na pewno będą pełne i będą w nich kolejki, ale rachunek za stół będzie niższy niż w zeszłym roku. Turyści będą jedli pizzę na trzy osoby, jedną porcję pierogów podzielą na dwójkę dzieci. A ci, którzy zjedli obiad w hotelu, kupią tylko kawę i ciasto - prognozuje nasz rozmówca.
Co ciekawe - zdaniem Wagnera wiele osób, zamiast wydać pieniądze w restauracji, przeznaczy je na jedzenie w sklepach spożywczych. - Obserwuję, że w godzinach wieczorno-popołudniowych idziemy na hot-doga do sklepu. Więcej osób robi też zakupy i gotuje w apartamentach, gdzie znajdują się części kuchenne. Na pewno nie będzie to majówka dziesięciolecia i długo będziemy odrabiać to, co osiągnęło szczytową formę w 2019 roku - podsumowuje.
Czytaj też:
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski