Nie będzie wielkich zmian w polityce USA po wyborach
Przywódcy światowi z zapartym tchem czekają na wynik niezwykle wyrównanego pojedynku wyborczego Bush-Kerry, ale bez względu na to, kto go wygra, nie zanosi się na jakiś wyraźny zwrot w amerykańskiej polityce zagranicznej, nie będzie też żadnych zmian w ładzie światowym - pisze korespondent Reutera Timothy Heritage.
25.10.2004 | aktual.: 25.10.2004 11:16
Wielu przywódców zagranicznych, którzy poparli amerykańską inwazję na Irak, w tym premier Włoch Silvio Berlusconi i premier Japonii Junichiro Koizumi, pragnie, aby prezydent George W. Bush pozostał w Białym Domu na drugą kadencję, bo nie chce znaleźć się w izolacji z powodu wojny.
Wielu przeciwników wojny, choć nie mówi tego otwarcie, chce doprowadzić do zakończenia narastającego od czterech lat amerykańskiego unilateralizmu pod rządami Busha i życzy zwycięstwa jego rywalowi, senatorowi z Partii Demokratycznej, Johnowi Kerry'emu.
Inne wielkie mocarstwa, takie jak Chiny i Rosja, opowiadają się za status quo, bo znane zło wydaje się im lepsze od nieznanego.
Wielu liczy na zmiany stylu i tonu, uważając, że nawet małe zmiany mogą poprawić stosunki z licznymi sojusznikami, których zraziła wojna iracka i którzy coraz bardziej stanowczo odmawiają uznania Waszyngtonu za globalnego przywódcę moralnego i światowego policjanta.
Jednak nadal nie jest rozstrzygnięta kwestia, czy Bush albo Kerry mogą przywrócić zaufanie do Stanów Zjednoczonych i czy Kerry obrałby podejście bardziej multilateralne, którego pragnie wielu sojuszników USA.
Istnieją między nimi różnice, ale z naszego punktu widzenia nie są one tak ostre, jak postrzega je większość Europejczyków - powiedział Karsten Voigt, koordynator współpracy niemiecko- amerykańskiej w MSZ w Berlinie.
Annette Heuser, dyrektorka ośrodka badawczego Fundacji Bertelsmanna w Brukseli, powiedziała: W gruncie rzeczy nie jest ważne, kto wygra. Wyzwania stojące przed Europą nie ulegną zmianie. Najważniejszy jest Irak.
W oczach wielu przywódców na świecie przedsięwzięta przez Amerykanów inwazja na Irak w 2003 roku naznaczyła kadencję Busha bardziej niż cokolwiek innego.
Wśród innych kluczowych posunięć była wojna z terroryzmem ogłoszona przez Busha po atakach 1 września na USA, amerykański sprzeciw wobec protokołu z Kioto w sprawie walki z globalnym ociepleniem oraz odmowa uznania przez Waszyngton Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Analitycy polityczni mówią, że w tych kluczowych sprawach nie należy oczekiwać istotnych zmian, bez względu na to, kto wygra. Nie sądzą też, aby Kerry odstąpił od tradycyjnego sojuszu Ameryki z Izraelem na Bliskim Wschodzie. Utrzymać się mogą także rozbieżności z Europą co do tego, jak poradzić sobie z zagrożeniem nuklearnym ze strony Iranu.
Jednak wielu Europejczyków wolałoby Kerry'ego - albo kogokolwiek innego niż Bush - po prostu tak, jak woli się powiew świeżego powietrza. W niedawnym sondażu przeprowadzonym we Francji, która przewodziła opozycji wobec wojny w Iraku, dziewięć osób na dziesięć oświadczyło, że pragnie zwycięstwa Kerry'ego.
U nas przeważa myślenie "Ktokolwiek, byle nie Bush" - powiedział Andre Kaspi, profesor historii Ameryki Północnej na paryskiej Sorbonie.
Badania ankietowe w Europie pokazują stale, że Europejczycy zrazili się do polityki Busha i stylu jej prowadzenia.
Wśród polityków europejskich premier Włoch Berlusconi najbardziej otwarcie popiera Busha - i jest w tym niemal osamotniony. Większość prawdopodobnie wolałaby Kerry'ego, a nawet ci, którzy poparli wojnę w Iraku, zaczęli się wahać.
Polska mówi o wycofaniu swych wojsk z Iraku, choć prezydenci z Partii Republikańskiej tradycyjnie cieszą się sympatią Polaków.
Nawet premier W. Brytanii Tony Blair, sojusznik Busha w sprawie Iraku, ma powody, by się dobrze zastanowić nad sytuacją. Obserwatorzy polityczni mówią, że dopóki Bush będzie urzędował w Białym Domu, Blairowi nie uda się odbudować swej pozycji w Europie i zapewnić sobie roli łącznika między USA i Unią Europejską.
Obiegowa opinia głosi, że dla Blaira najkorzystniejsze byłoby zwycięstwo Busha - powiedział biograf Blaira, Philip Stephens. - W rzeczywistości premierowi potrzebne jest zwycięstwo Kerry'ego. Przejęcie Białego Domu przez Demokratów dałoby Blairowi sposobność do znalezienia dla W. Brytanii nowej równowagi w stosunkach z Europą i USA.
Odwrotnie niż w wypadku Blaira, prezydent Rosji Władimir Putin był przeciwny inwazji na Irak, ale dał jasno do zrozumienia, że chce, aby jego stary przyjaciel pozostał w Białym Domu. Putin szybko poparł podjętą przez Busha wojnę z terrorem i obawia się, że Kerry zwiększyłby presję na Kreml w sprawie przestrzegania zasad demokracji w Rosji, w tym także w Czeczenii.
W Azji premier Japonii Koizumi otwarcie poparł Busha, a wcześniej wysłał do Iraku swych żołnierzy (do zadań niebojowych). Przywódca Japonii też nie ufa Kerry'emu, bo kandydat Demokratów, inaczej niż Bush, nie wykluczył bezpośrednich rozmów z Północną Koreą.
Chiny nie ujawniają swych sympatii, ale dyplomaci mówią, że Pekin woli zapewne Busha, bo politycy chińscy, pragnący stabilizacji w kraju i za granicą, już się do niego przyzwyczaili. Pekin uważa jednak, iż zwycięstwo Kerry'ego doprowadziłoby tylko do niewielkich zmian w takich sprawach jak Tajwan, stosunki handlowe czy wojskowy program nuklearny Północnej Korei.
W Ameryce Łacińskiej sympatie zależą od charakteru spornych spraw w stosunkach dwustronnych. Analitycy mówią, że przywódcy Brazylii woleliby, żeby wygrał Bush, bo uważają, iż bardziej popiera wolny handel niż Kerry.
Kuba jest jednym z najzacieklejszych krytyków Busha, ale oficjalnie nie wyraża poparcia dla Kerry'ego, który zapowiada utrzymanie trwającego od przeszło czterdziestu lat amerykańskiego embarga handlowego.