Nie będzie już oszustw? Budżety obywatelskie może czekać rewolucja
Budżety obywatelskie do pilnej zmiany? Marcin Gerwin, czyli "ojciec" budżetów obywatelskich w Polsce skierował do sejmu projekt, który ma poprawić zasady przyznawania pieniędzy. Przede wszystkim ograniczyć ryzyko oszustw i nadużyć, takich choćby jak te, do których miało dojść w tym roku w Elblągu. W grze jest około 700 mln zł rocznie.
17.11.2024 | aktual.: 17.11.2024 12:34
W ubiegłym roku w 113-tysięcznym Elblągu w budżecie obywatelskim (BO) zagłosowało prawie 10 tys. osób. W tym roku nie jest do końca jasne ile, ponieważ wykryto nieprawidłowości na etapie głosowania. Miasto szczegółów nie chce ujawniać. Sprawa trafiła do prokuratury, a wyniki trzeba było unieważnić.
- Jestem tą sytuacją zaskoczona i zniesmaczona. Przez wszystkie lata nie docierały do mnie sygnały, by głosowania przeprowadzano nieuczciwie - mówi elbląska radna KO Karolina Śluz, która sama składa wnioski do BO od początku jego istnienia, w tegorocznej edycji również. 11 lat temu, gdy Elbląg jako drugie miasto w Polsce wprowadził u siebie budżet obywatelski, jej wniosek został zrealizowany w mieście jako pierwszy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Często widać było za to wnioski, które niekoniecznie powinny się pojawiać, np. gdy pracownik biblioteki proponuje projekt związany z tą biblioteką - dodaje radna. - To zmniejsza zaufanie do tego budżetu. Pojawia się nawet dystans u wielu ludzi. Coś zatem należy zmienić, ponieważ budżet obywatelski niekiedy jest coraz mniej obywatelski, i to niezależnie od tegorocznych nieprawidłowości. Trzeba pomyśleć o zmianie formuły, by zachęcić ludzi na nowo, by wrócili do tego budżetu. Przyda się też znalezienie rozwiązania, które pozwoli przyciągnąć nowe osoby.
W rozmowie z WP Karolina Śluz podkreśla, że dostrzega inne mankamenty budżetów obywatelskich, wśród których wymienia m.in. składanie projektów, których beneficjentami mają być szkoły czy wspólnoty mieszkaniowe. Mogą one zyskać duże poparcie, ale z zasady powinny być finansowane z innych źródeł. Przecież szkoły są utrzymywane przez samorządy.
- Budżety obywatelskie od początku nie funkcjonują tak, jak zakładali inicjatorzy. Uważam, że powinny zajść zmiany, ale tych zmian nie można wprowadzić na poziomie samorządowym, tylko na sejmowym. I wiem, że takie zmiany zostały już zaproponowane - dodaje radna.
Marcin Gerwin ma nową formułę
Zmiany, o których wspomina radna Śluz, zostały zaproponowane przez Marcina Gerwina, głównego pomysłodawcę BO w Polsce. Gerwin jest doktorem nauk humanistycznych, politologiem i specjalistą ds. zrównoważonego rozwoju. Wcześniej przekazał projekt zmian wiceministrowi Jackowi Karnowskiemu, a dwa tygodnie temu wysłał petycję w tej sprawie do kancelarii Sejmu.
Główna poprawka ma następującą treść: "Wybór projektów ogólnomiejskich, które zostały zgłoszone w ramach budżetu obywatelskiego, może być dokonywany przez losowo wyłonioną grupę mieszkańców".
- Obecnie wymagane jest przeprowadzenie głosowania powszechnego. Nie ma równości szans, wiele elementów kuleje - tłumaczy swoją motywację Marcin Gerwin. - W mojej ocenie, lepszy byłby wybór projektów poprzez specjalnie utworzony w tym celu panel obywatelski. To byłoby świetne rozwiązanie zwłaszcza dla dużych miast, które nie musiałyby już się bać o frekwencję. Dzięki temu wprowadzilibyśmy też temat rozmowy, debaty nad pomysłami. Ktoś by to wszystko przeczytał i omówił. Do tego trzeba jednak zmiany ustawy. Zaproponowałem krótką poprawkę. Chodzi głównie o głosowanie na poziomie miejskim. Głosowanie na poziomie dzielnic mogłoby zostać, jeśli jest taka potrzeba.
Czy budżet obywatelski wymaga zmian?
Sopocki naukowiec nie ukrywa, że samorządy mogą przekonać się do nowego rozwiązania, ponieważ jest tanie. Chętni do decydowania mieszkańcy mogliby się zgłosić do miasta, z ich grona można wylosować np. 50 osób, które na dwóch lub trzech spotkaniach w roku omówią projekty i rozdysponują dostępne środki. Byliby to reprezentanci różnych grup np. ze względu na płeć, wiek czy poziom wykształcenia.
Jego zdaniem wiele problemów budżetów obywatelskich wynika z głosowania powszechnego. Gdyby je wykluczyć na poziomie ogólnomiejskim, udałoby się też mocno ograniczyć występowanie tych kłopotów.
Za przykład Gerwin podaje szkoły, które chcąc, by w budżecie obywatelskim wygrał projekt finansujący szafki dla uczniów (normalnie powinno ufundować je miasto), wykorzystują listy z adresami e-mail do rodziców i namawiają na głosowanie. I kolejny przykład: spółdzielnia mieszkaniowa może łatwo dotrzeć do swoich spółdzielców, promując projekt na swoim osiedlu. W powszechnym głosowaniu miałby więc on duże szanse, ale na panelu obywatelskim, gdzie zostałby dokładnie przeanalizowany i oceniony, już niekoniecznie.
Zobacz także
- Duże podmioty mają teraz ułatwioną możliwość wygrywania. To jest patologia. To tak jak w wyborach polityków, gdy duże szanse już na starcie ma ten, kto jest rozpoznawalny, choć niekoniecznie jest lepszym kandydatem – zauważa Marcin Gerwin.
I dodaje: - Ja nawet nigdy nie myślałem o tym, że to będzie głosowanie powszechne. Nam na początku zależało na spotkaniach z mieszkańcami, na których moglibyśmy dyskutować o kierunkach rozwoju miasta. Ta forma deliberacyjna mogłaby ograniczyć element promocji, a tym samym nadużycia. Na panel obywatelski każdy wnioskodawca mógłby przyjść, omówić swój pomysł i wszelkie kampanie byłyby niepotrzebne. Wszyscy wnioskodawcy mieliby więc równe szanse. Panel obywatelski wprowadzi kompletnie inną formułę i otworzy nam zupełnie nowy świat.
- Ta koncepcja nie jest zła – ocenia nowy pomysł radna Karolina Śluz. - To ma sens nawet wtedy, kiedy nie ma się doświadczenia z budżetem obywatelskim. Uważam, że budżet obywatelski wymaga bezpośredniego dostępu, a poza tym większej promocji. Ta inicjatywa wciąż nie wzbudza zaufania wszystkich mieszkańców. Sama wielokrotnie słyszałam bezpodstawne głosy, że jakiś wynik głosowania jest ustawiony, więc pora coś pozmieniać. Najlepiej, żeby zmieniał to Sejm, ale z wykorzystaniem doświadczeń praktyków.
Chodzi o setki milionów złotych
Pierwszy budżet obywatelski wprowadził u siebie Sopot w 2011 r. za sprawą pomysłu Marcina Gerwina, który zaproponował go razem z Sopocką Inicjatywą Rozwojową. Sopocianie pozytywnie przyjęli ideę, by mogli głosować nad tym, na co przeznaczyć część miejskich pieniędzy (wtedy niecały 1 proc.). Zagłosowali m.in. za montażem nowych ławek, parkingiem oraz zaprojektowaniem ścieżki rowerowej. Po nich stopniowo wdrażały ten pomysł kolejne miasta, nie był to jednak żaden przymus.
W 2018 r. weszły w życie przegłosowane przez parlament regulacje krajowe, które stanowią: "W gminach będących miastami na prawach powiatu utworzenie budżetu obywatelskiego jest obowiązkowe, z tym że wysokość budżetu obywatelskiego wynosi co najmniej 0,5 proc. wydatków gminy zawartych w ostatnim przedłożonym sprawozdaniu z wykonania budżetu".
Mimo odgórnie narzuconych niektórych zasad, samorządy mogły jednak w miarę swobodnie kształtować regulaminy głosowań na swoich terenach. Ta wolność i popularność pomysłu doprowadziła do tego, że BO wprowadzono też w wielu gminach, w których nie było to obowiązkowe.
Kolejne lata przyniosły jednak wyhamowanie zainteresowania budżetami obywatelskimi. W wielu miastach spadła zarówno liczba składanych wniosków, jak i osób, które oddają swoje głosy.
Do tego doszły różne nieprawidłowości. Elbląg nie jest pierwszym miastem, w którym unieważniono wyniki. Wcześniej doszło do tego m.in. w Redzie, Trzciance oraz Busku-Zdroju. Natomiast w niektórych miastach głosowanie musieli prześwietlać śledczy, bo pojawiły się podejrzenia o oszustwa. Tak stało się np. Malborku, Złotoryi, Grudziądzu, Suwałkach, Lublinie, Kutnie, Jeleniej Górze i Mielcu. Najczęściej chodziło o oddawanie głosów za inne osoby, które niekoniecznie o tym wiedziały.
Według danych GUS w 2022 r. w całej Polsce gminy wyodrębniły na budżety obywatelskie 650,7 mln zł. Tegoroczne podsumowania nie są dostępne, ale prawdopodobnie ta kwota przekroczyła 700 mln zł. W samej Warszawie przeznaczono na nie 101 mln zł, w Krakowie 46 mln zł, we Wrocławiu 33 mln zł, w Łodzi 35 mln zł, w Poznaniu 28 mln zł, a w Gdańsku 21,5 mln zł.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski