NFZ: wydatki na leczenie po przeszczepach stosownie do potrzeb
Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia
Jerzy Miller oświadczył, że wydatki na leczenie immunosupresyjne -
czyli podawanie leków, pozwalających na nieodrzucenie przeszczepu -
są na bieżąco dostosowywane do potrzeb.
Na konferencji prasowej w czwartek nie krył oburzenia z powodu publikacji w "Fakcie". Gazeta napisała, że NFZ poskąpił pieniędzy na leczenie chorych po przeszczepach, wskutek czego będą umierać. "Fakt" cytował dyrektora Szpitala Uniwersyteckiego im. A. Jurasza w Bydgoszczy Krzysztofa Demidowicza.
Jerzy Miller poinformował, że 5 lipca odbyło się spotkanie urzędników NFZ z Demidowiczem, podczas którego ustalono, że braki pieniędzy, jakie odczuł szpital w związku z leczeniem immunosupresyjnym w pierwszym półroczu, zostaną zbilansowane w drugim.
Jak poinformowano dziennikarzy w bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim, pod opieką tamtejszej klinik transplantologii pozostaje około 400 pacjentów, z których każdy powinien miesięcznie dostać leki warte blisko 2 tys. zł. Kierownictwo kliniki szacuje, że rocznie na kuracją zapobiegającą odrzuceniu przeszczepów potrzeba około 6 mln zł. Od początku roku leczenie preparatami immunosupresyjnymi powinien finansować NFZ.
Jerzy Miller przyznał, że szpital w pierwszym półroczu otrzymał na leczenie immunosupresyjne 230 pacjentów 1,706 mln zł, a poniesione koszty wyniosły o mniej więcej 980 tys. zł więcej. W związku z tym na trzeci kwartał tego roku szpital ma otrzymać 1,8 mln zł, a wydatki z pierwszego półrocza mają być ostatecznie zbilansowane w III i IV kwartale tego roku. Miller podkreślił, że zostało to ustalone z dyrektorem Demidowiczem i złożył on podpis pod stosownym dokumentem.
Dokument, pod którym się podpisałem, to aneks gwarantujący mi zapłatę 1,8 mln. zł za leki wydane od 1 lipca do 30 września, co oznacza, że z tych środków pierwszą zapłatę dostanę 25 sierpnia. Do tego czasu muszę kredytować NFZ, a zapłata obejmie tylko udokumentowane leki, wydane pacjentom w lipcu - powiedział w czwartek PAP Demidowicz.
Dyrektor potwierdził, że z obiecanej przez NFZ kwoty na III kwartał być może szpital odzyska 200-250 tys. zł wydanych z własnej kasy na dodatkowe leczenie pacjentów w pierwszym półroczu. Resztę z szacowanych na ponad milion zł tzw. nadwykonań prawdopodobnie lecznica odzyska dopiero w czwartym kwartale.
Z tą sytuacją ja bym sobie poradził i czekał cierpliwie, ale problem polega na tym, że Szpital Uniwersytecki w Bydgoszczy posiada także 50 mln zł zadłużenia tylko z tytułu udzielonych w ciągu ostatnich dwóch lat świadczeń ratujących życie. Przepisy nakazują szpitalowi wykonanie tych świadczeń, a teraz sądy powszechne sprzyjają wszelkim działaniom NFZ zmierzającym do opóźnienia procesu w tej sprawie - podkreślił Demidowicz.
Demidowicz potwierdził swoją wcześniejszą wypowiedź, że nasi prawnicy rozważają powiadomienie o wszystkim prokuratury; to ewidentne narażenie życia naszych chorych.
Nie ukrywam, że nasza wiedza o leczeniu immunosupresyjnym była niewielka. Otrzymaliśmy to zadanie do realizacji bez grosza pieniędzy od Ministerstwa Zdrowia - tłumaczył Miller. W poprzednich latach zarówno przeszczepy, jak i leczenie po tych operacjach było finansowane z budżetu ministra zdrowia. Według Millera, ministerstwo przekazywało szpitalom ryczałtowe opłaty na ten cel.
Byliśmy optymistami, bo sądziliśmy, że świadczeniodawcy będą nam przesyłać regularnie sprawozdania z realizacji programu. Po półroczu nadal nie dysponujemy rzetelną informacją - ubolewał.
Prezes tłumaczył, że z uwagi na wiele niejasności co do prognoz leczenia immunosupresyjnego, celowo NFZ podzielił wydatki na ten cel na dwie transze. Służyło to temu, by po otrzymaniu informacji o rzeczywistej skali potrzeb weryfikować nakłady. Są oddziały (szpitalne, prowadzące leczenie po przeszczepach - PAP), które na trzeci kwartał nie dostaną nic, bo jeszcze mają pieniądze - powiedział Miller.
Zaapelował do dziennikarzy o zachowywanie standardów. Jesteśmy odpowiedzialni za to, aby nie budować obrazu, który mógłby napawać kogokolwiek z ubezpieczonych strachem - powiedział prezes.
Według NFZ, Krystyna S., której zdjęcie zamieścił "Fakt" z podpisem, że "przegrała dramatyczną walkę o życie. Zmarła, bo poskąpiono pieniędzy na jej leczenie", nie była leczona w szpitalach województwa kujawsko-pomorskiego.