"Newsweek": są przesłanki, że w aferę podsłuchową byli zamieszani ludzie związani z PiS
W poufnym raporcie na temat śledztwa w sprawie afery podsłuchowej pojawiają się tropy, według których mogła to być operacja przeprowadzona przez ludzi związanych z PiS - pisze "Newsweek".
"Newsweek" dotarł do raportu, który trafił w ubiegłym tygodniu do Prokuratora Generalnego i szefa ABW. Według tygodnika, w dokumencie pojawiają się tropy wskazujące na to, że ludzie związani z Prawem i Sprawiedliwością mogli być zamieszani w aferę podsłuchową.
Pomimo to prokuratura w ogóle nie zajęła się wątkiem politycznym w śledztwie - nie zbadano ewentualnego politycznego motywu przestępstwa, skupiono się jedynie na biznesowo-ekonomicznych motywach działań podejrzanych.
W zeznaniach jeden z kelnerów (Konrad L.) stwierdził nawet, że usłyszał od drugiego: "Łukasz mi mówił, że celem tej akcji jest obalenie rządu i że musimy to przeczekać". Pojawia się też zeznanie, w którym Łukasz N. (drugi z kelnerów) wspomina, że Falenta powiedział mu: "Jak PiS przejmie władzę, to ja mogę nawet dostać tekę, z tymi informacjami, które mam".
Afera taśmowa
Afera wybuchła, gdy na początku czerwca 2014 roku "Wprost" ujawnił stenogram ze spotkania Marka Belki, prezesa NBP z Bartłomiejem Sienkiewiczem, wtedy szefem MSW. Później pojawiły się nagrania rozmów byłego ministra transportu Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem (byłym wiceministrem finansów) oraz byłego ministra finansów Jana Vincenta-Rostowskiego z Radosławem Sikorskim.
Kilka miesięcy później okazało się, że istnieje więcej nagrań, zarejestrowano m.in. spotkanie Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza oraz szefa CBA Pawła Wojtunika z ówczesną minister infrastruktury i rozwoju Elżbietą Bieńkowską.
Zarzuty wobec nagrywających
W połowie września Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zakończyła śledztwo w sprawie afery podsłuchowej. Praska prokuratura prowadziła śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Zarzuty w nim postawiono czterem osobom - biznesmenowi Markowi Falencie, który według śledczych miał zlecić wykonanie nagrań, jego współpracownikowi Krzysztofowi Rybce oraz wykonującym nagrania dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Grozi za to do dwóch lat więzienia. Falenta nie przyznaje się do zarzutów.
Prokuratura Generalna podawała w czerwcu, że nagranych zostało przeszło 100 spotkań, w których uczestniczyło około 90 osób. Część czynności w śledztwie prowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.