HistoriaNellie - podziemny czołg Winstona Churchilla

Nellie - podziemny czołg Winstona Churchilla

Jesienią 1939 roku Brytyjczycy spodziewali się, że nowy konflikt z Niemcami potoczy się tak jak I wojna światowa. Dlatego zainwestowali w broń, która miała przełamać silne fortyfikacje na granicy francusko-niemieckiej. Tak powstała jedna z najdziwniejszych broni w historii - poruszający się pod ziemią 130-tonowy czołg "Nellie".

Nellie - podziemny czołg Winstona Churchilla
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

Wydarzenia drugiej wojny światowej toczyły się dość przypadkowo i równie przypadkowa była sława uzyskana przez niektóre typy uzbrojenia: Stukasa, Spitfire'a, Shermana. Mogło przecież być i tak, że jedną z broni decydujących o zwycięstwie stałyby się... czołgi walczące pod ziemią.

Taki podziemny czołg opracowała u progu 1940 roku Armia Brytyjska. Jeden z jego kryptonimów brzmiał "Nellie", to żeńskie imię skrywało ważącego 130 ton i mającego niemal 24 metrów długości potwora. "Nellie" przypominała nowoczesne tramwaje nie tylko długością, ale także szerokością i budową: miała nawet przeguby. Była jednak trzy razy cięższa: kilkadziesiąt ton ważył pancerz, mający chronić nowy brytyjski czołg przed pociskami wroga.

Na pole bitwy czołg przywożony był w dwóch częściach i montowany w warsztatach polowych. Następnie - z "zawrotną" prędkością dochodząca do 5 km/h - jechał na stanowisko bojowe. Poruszał się tak powoli, pomimo że dysponował dwoma silnikami o mocy po 800 koni mechanicznych. Jeden z nich napędzał gąsienice, a drugi wyposażenie bojowe.

Brytyjski "czołg" Nellie fot. Wikimedia Commons

Gdy już "podziemny czołg" dotarł na pole bitwy, jego zadaniem było zagłębić się w ziemię. Napędzana jednym z dwóch 800-konnych silników i zamontowana na froncie czołgu koparka kołowa, spulchniała ziemię. Część urobku była wywożona na górę taśmociągiem, a cześć odsuwana monstrualnym pługiem. W ten sposób powstawała szeroka na blisko 2,5 metra aleja, prowadząca w kierunku pozycji przeciwnika. Była nie tylko wykopana w ziemi, ale w dodatku osłonięta wydobytym urobkiem.

Załogę podziemnego czołgu stanowiło trzech ludzi. Jedynie dowódca mógł obserwować teren, korzystając z peryskopów w specjalnych osłonach. Kierowca siedział tyłem do kierunku jazdy: maszyna poruszała się pod ziemią, pokonując kilkaset metrów na godzinę, można też było nią - w minimalnym zakresie - sterować. Najważniejszym członkiem załogi był inżynier pokładowy dbający o "uzbrojenie" czołgu: koparkę, pług i taśmociągi. Zadaniem "Nelly" nie było bowiem niszczenie przeciwnika, a zabezpieczenie własnych żołnierzy przygotowujących się do szturmu. Dzięki zamówionym 200 egzemplarzom podziemnych czołgów, brytyjscy żołnierze nie musieliby pokonywać rozległej przestrzeni pomiędzy własnymi pozycjami a okopami wroga, tylko rozpoczęliby szturm, wyskakując - i to dosłownie - "spod ziemi".

Widok z góry na fragment okopów we Francji, 22 lipca 1917 r. Z prawej i na dole - pozycje niemieckie, w lewym górnym rogu okopy brytyjskiefot. Wikimedia Commons

"Nellie" miała długą historię, zainicjowaną jeszcze w czasach pierwszej wojny światowej. Świadczy o tym m.in. mnogość kryptonimów. Pomysł określano z początku jako "White Rabbit Number Six", co stanowiło jednak zbyt wyraźne nawiązanie do Białego Królika podróżującego pod ziemią w "Alicji z Krainy Czarów". Zmieniono więc go na "Cultivator No 6", czyli "maszynę rolniczą numer 6". Gdy w Admiralicji - bowiem to królewska marynarka opracowywała podziemny czołg - zorganizowano Departament Lądowego Sprzętu Marynarki, podziemny czołg oznaczono "NLE", pochodzącymi od nazwy departametu: Naval Land Equipments. Od "NLE" było blisko do "Nellie", choć równie często używano określenia "mole", czyli kret.

Czy budowa podziemnego czołgu miała sens? Dziś możemy powątpiewać, ale ponad siedemdziesiąt lat temu żadnych wątpliwości nie było. Wspomnienia pierwszej wojny światowej był zbyt świeże. Toczono ją w okopach, a każda próba zaatakowania przeciwnika zapowiadała krwawą jatkę. Mordercza była nie tylko walka o stanowiska nieprzyjaciela, ale nawet przebiegniecie kilkuset metrów ziemi niczyjej, dzielącej pozycje wrogich armii. W takiej sytuacji obie strony konfliktu przenosiły wojnę pod ziemię: już 21 grudnia 1914 roku Niemcy przeprowadzili pierwszy tego rodzaju atak. Minimalnie wyprzedzili Brytyjczyków i Francuzów, którzy również zorganizowali podobne jednostki.

W 1916 roku w Armii Brytyjskiej, w "kompaniach tunelowych", służyło 25 tys. żołnierzy, a dwa razy tyle było oddelegowanych do pomocy. W skład wojsk tunelowych wchodzili prawdziwi fachowcy-górnicy, posługujący się specjalistycznym sprzętem: mechanicznym koparkami, taśmociągami czy sprężarkami dostarczającymi powietrze do tuneli. Nic więc dziwnego, że - jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej - pojawił się pomysł, żeby owe koparki, taśmociągi i sprężarki ulokować w opancerzonym pojeździe. Pomysł odłożono do archiwów 11 listopada 1918 roku - w momencie zakończenia wojny.

Gdy jednak we wrześniu 1939 roku wybuchła wojna, sytuacja na froncie zachodnim wskazywała, że konflikt będzie wyglądał jak w czasie I wojny światowej. Nawet szybki upadek Polski nie zachwiał tego przekonania. Według Francuzów i Brytyjczyków Rzeczpospolita została pokonana w przeciągu kilku tygodni dlatego, że Niemcy mieli nad Polakami dużą przewagę, w dodatku Hitlerowi pomogli Sowieci. Wszyscy szykowali się do wojny pozycyjnej toczonej w okopach i nowoczesnych betonowych pozycjach fortyfikacyjnych, takich jak niemiecki Westwall (czyli Wał Zachodni) czy francuska Linia Maginota.

Jesienią 1939 roku o projekcie podziemnego czołgu przypomniał Winston Churchill, świeżo mianowany Pierwszym Lordem Admiralicji, czyli ministrem marynarki. Z jego inicjatywy zbudowano niewielki model, który - w grudniu 1939 roku - okazał się sprawnie działającą maszyną. Projekt dostał dofinansowanie w wysokości miliona ówczesnych funtów szterlingów, czyli około ćwierci miliarda dzisiejszych złotówek. W tym czasie zaczęto też pracować nad - ostatecznie niezrealizowanymi - innymi modelami podziemnych czołgów: jeden miał obrotową tarczę tnącą, a drugi spulchniał ziemię przed swoim pługiem ładunkami wybuchowymi. Wreszcie 22 stycznia 1940 roku złożono zamówienie na 200 podziemnych czołgów piechoty i 40 pojazdów nieco szerszych, zdolnych do wykopania alej, którymi mogłyby poruszać się samochody i czołgi. Zamówienie miało być zrealizowane do marca 1941 roku.

Atak podziemnych czołgów

Gdyby losy wojny potoczyły się nieco inaczej, owe podziemne czołgi pojawiłyby się na froncie. Można wyobrazić sobie ofensywę aliantów prowadzoną wiosną 1941 roku w kierunku niemieckiego Westwallu. Alianci użyliby w nich kilkuset podziemnych czołgów: nie tylko typu "Nellie", ale i innych, być może wyprodukowanych także przez Francuzów. Bezpośrednie przygotowania do ataku rozpoczęłyby się jeszcze przed zmrokiem: alianckie pojazdy powoli zagłębiałyby się w ziemię. Ryzyko zaplątania się w korzenie drzew albo utknięcia na skałach byłoby ograniczone do minimum: od wielu tygodni na ziemi niczyjej działałyby przecież patrole rozpoznawcze, zbierające próbki gleby i wytyczające najlepszy szlak.

Podziemne fortyfikacje na Linii Zygfryda - niemieckich umocnieniach przy granicy z Francją fot. Wikimedia Commons/Das Bundesarchiv

Podziemne czołgi miałyby do pokonania dystans kilku kilometrów, musiałoby zająć im to całą noc. Hałas czyniony przez koparki byłby maskowany przez wybuchy pocisków artyleryjskich lub przez nisko latające samoloty. Przed wzrokiem obserwatorów podziemne czołgi byłyby zakryte sztuczną mgłą. Oczywiście nie wszystkie "Nellie" doszłyby do niemieckich pozycji: niektóre doznałyby awarii, inne wpadłyby na miny, jeszcze inne zgubiłyby drogę. Jednak nad ranem z każdej alei wykonanej przez podziemne czołgi, w stronę niemieckich bunkrów ruszyłaby kompania szturmowa, zajmując okopy i umocnienia, a z kilkudziesięciu - runęłyby szwadrony czołgów, niszcząc artylerię, dezorganizując system łączności, opanowując magazyny i węzły komunikacyjne. Front niemiecki mógłby legnąć w gruzach, a droga do Berlina byłaby otwarta...

Wojna potoczyła się jednak zupełnie inaczej. Wbrew przewidywaniom wywiadu alianckiego, wiosną 1940 roku Niemcy mieli wystarczającą ilość benzyny - dostarczonej przez Rosjan - żeby rozpocząć wojnę manewrową. W kampanii rozpoczętej 10 maja 1940 roku, niemieckie dywizje pancerne błyskawicznie przełamały pozycje obrońców, wyrzuciły Brytyjskie Siły Ekspedycyjne z Europy i zmusiły Francję do podpisania zawieszenia broni. Wielka Brytania musiała samotnie toczyć wojnę. Jej nowym premierem został Winston Churchill. Musiał sprostać nie tylko kłopotom wojskowym, ale i gospodarczym, a ofiarą cięć budżetowych padła też "Nellie": serię produkcyjną ograniczono do 33 sztuk. I chociaż druga wojna światowa obfitowała w wielomiesięczne walki pozycyjne, to podziemne czołgi nie zostały już wykorzystane w walce, a projekt zakończono w 1943 roku. Zbudowano zaledwie kilka egzemplarzy, ostatni z nich - prototypową "Nellie" - zezłomowano na początku lat 50. XX wieku.

Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaczołgwinston churchill
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)