Nazwali go "doktorem śmierć" - wkrótce wyrok
21 kwietnia Sąd Okręgowy w Warszawie ma wydać wyrok w sprawie z powództwa kardiochirurga dr G. przeciwko "Faktowi". Tabloid napisał o lekarzu aresztowanym przez CBA m.in. "doktor śmierć". G. żąda przeprosin i 500 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych.
Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu, twierdząc, że powoływali się na słowa dwóch ministrów, weryfikowane w innych źródłach.
Sprawa dotyczy publikacji "Faktu" z 2007 r. pt. "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy", ze zwrotami "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz". Teksty ukazały się po zatrzymaniu G. przez CBA w lutym 2007 r. i informacjach o zarzutach, ujawnionych na konferencji prasowej przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i szefa CBA Mariusza Kamińskiego. "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" - tych słów użył wtedy Ziobro, co podchwyciło wiele mediów. Ziobro podkreślał potem, że nie przesądzał o winie lekarza. Sam przegrał jednak proces w tej sprawie.
W trakcie procesu w sprawie przeciwko "Faktowi" autorzy artykułu zeznawali, że konferencja ministrów była głównym źródłem ich wiedzy. - Dwóch ministrów sformułowało bardzo poważne, bezprecedensowe zarzuty, że lekarz powodował śmierć pacjentów. To było porównywalne może tylko z aferą w łódzkim pogotowiu - mówiła w 2008 r. dziennikarka "Faktu".
We wtorek w kończącym się procesie sąd przesłuchiwał kardiochirurga. - "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "doktor śmierć" to w zasadzie są stygmaty, które zostały związane przez wydawcę z moim nazwiskiem" - mówił dr G. Podkreślił, że określenia "Faktu" odbiły się echem nie tylko w Polsce, ale i zagranicą; przywoływał przy tym publikacje w prestiżowym piśmie medycznym "The Lancet" oraz w prasie niemieckiej i francuskiej.
Publikacja "Faktu" przekłada się - zdaniem lekarza - na to, że jest od czterech lat bezrobotny, jedynie przez krótki okres był konsultantem przy budowie szpitala w Krakowie. - Jestem zadłużony po uszy - podkreślił G. - Nie pracuję, bo nikt mnie nie przyjmie do pracy ze stygmatem "lekarz-morderca" - mówił kardiochirurg.
Przed aresztowaniem i publikacją tabloidu dr G. - wedle jego własnych słów - wykonał w ciągu 20 lat ponad 550 przeszczepów serca. - Operowałem pacjentów, których nikt nie chciał operować, m.in. na dzień przed zatrzymaniem. Gdy mnie aresztowano, zostawiłem na liście oczekujących ok. 20 osób dyskwalifikowanych do przeszczepu w innych ośrodkach. Ci ludzie zginęli" - mówił dr G. Publikacje "Faktu" były też - według G. - uderzeniem w jego psychikę; skarżył się m.in. na depresję i bezsenność.
- Dziennikarze nie powinni słuchać ministrów, tylko spytać pacjentów, lekarzy i sięgnąć po statystyki - podkreślił kardiochirurg.
Natomiast prawnicy reprezentujący pozwanych podkreślali, że dr G. nie udowodnił związku między publikacją w "Fakcie" a swoją krzywdą. Jeden z nich, mec. Rafał Zięba zaznaczył, że współpraca z krakowskim ośrodkiem dowodzi, że kardiochirurg mógł znaleźć pracę. Udowadniał też, że wpisując w internetową wyszukiwarkę frazy "doktor śmierć" w pierwszych 10 wynikach wcale nie pojawia się nazwisko powoda. Zwracał uwagę, że żądana przez dr G. kwota zadośćuczynienia jest "niebotyczna" w porównaniu np. z propozycjami ugodowymi Skarbu Państwa dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej (250 tys. zł).
Ogłoszenie wyroku sąd wyznaczył na 21 kwietnia.
Za słowa "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", G. wytoczył b. ministrowi sprawiedliwości proces o ochronę dóbr osobistych. W grudniu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Krakowie nakazał Ziobrze przeprosiny w trzech stacjach telewizyjnych i zapłatę G. 30 tys. zł zadośćuczynienia. Lekarz wygrał też cywilny proces z "Super Expressem" za nazwanie go "doktor śmierć". Ponadto G. pozwał b. szefa CBA za nadanie jego sprawie kryptonimu "Mengele". Lekarz twierdzi, że nadano go przed operacjami, które dały asumpt do zarzutów spowodowania śmierci pacjentów.
G. - ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie - został w lutym 2007 r. zatrzymany przez CBA pod zarzutem korupcji oraz zabójstwa pacjenta i przyczynienia się do śmierci innego. G. opuścił areszt w maju 2007 r. - sąd uznał, że nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta. W 2008 r. prokuratura umorzyła zarzuty związane ze śmiercią pacjentów. W listopadzie 2009 r. Sąd Najwyższy uchylił decyzję o umorzeniu tego wątku śledztwa.
W trwającym przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów procesie G. ma zarzuty korupcji i mobbingu. G. jest oskarżony o to, że w kilku przypadkach uzależnił od łapówki przyjęcie chorego na oddział kardiochirurgii, a w kilkudziesięciu innych przypadkach o to, że po operacji przyjął pieniądze. Razem z nim oskarżeni są pacjenci. Kilka zarzutów dotyczy też mobbingowania przez dr G. personelu z kliniki. Oskarżony nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
W grudniu kardiochirurg został ponownie oskarżony - tym razem o "błąd w sztuce". Prokuratura wysłała do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa akt oskarżenia przeciw G., zarzucając mu, że w 2005 r. naraził pacjenta szpitala MSWiA w Warszawie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu.
Dr G. tłumaczył, że w tej sprawie chodziło o pacjenta, który z powodu nowotworu nie kwalifikował się do przeszczepu i który zmarł kilkadziesiąt dni po operacji w Aninie. Dodał też, że - niezależnie od ewentualnego procesu karnego w Warszawie - w sprawie tego pacjenta uniewinnił go sąd lekarski w Krakowie.