NATO przygasło i przyjęło strategię strusia
Spotkanie ministrów obrony NATO w Krakowie w ubiegłym tygodniu pokazało, że sojusz wchodzi na ostatnią prostą przed swoim jubileuszowym szczytem w kwietniu tego roku. Już 60 lat zapewnia bezpieczeństwo swoim członkom. Przez ten czas ugruntował swoją pozycję najpewniejszego w historii systemu obrony. Do niedawna byli o tym przekonani wszyscy – i członkowie, i potencjalni przeciwnicy, i postronni obserwatorzy. Ale w ostatnich latach ta marka zaczęła blednąć. NATO przygasło. Przyjęło strategię strusia wobec pojawiających się problemów, wyzwań, pytań. W wyniku tego sojusz nie wiedział i dzisiaj nadal nie wie, dokąd ma podążać. A jak mówił filozof: żeglarzu - jeśli nie wiesz do jakiego portu chcesz zmierzać, pomyślne wiatry nigdy nie będą ci wiały. I tak jest ostatnio z NATO. Same niepomyślne wiatry. A jeśli któryś mógłby okazać się pomyślny, to nawet o tym nie wiemy.
24.02.2009 | aktual.: 24.02.2009 09:32
Szok po nieudanym użyciu w 2001 roku – pierwszym w dziejach NATO i jak dotąd jedynym – najsilniejszej broni, jaką jest słynny artykuł 5. (zasada muszkieterów: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego), wciąż trwa. Mechanizmy i procedury stosowania tej broni przeciwko symetrycznym zagrożeniom z czasów zimnej wojny okazały się zupełnie nieadekwatne do potrzeb radzenia sobie z typowymi dla nowych czasów zagrożeniami asymetrycznymi, takimi choćby jak strategiczne ataki terrorystyczne czy też dywersje informacyjne (cyberataki).
Mimo to do tej pory nie doczekaliśmy się poważniejszej analizy tej najważniejszej strategicznej próby sojuszu. Wiemy tylko, że nie była udana. Ale dlaczego? I co zrobić, aby kolejne nie były podobne? Jak usunąć obawy niektórych państw członkowskich, takich np. jak Polska lub kraje bałtyckie, że NATO może nie być w stanie zagwarantować wystarczająco pewnego wsparcia bezpieczeństwa ich terytorium? Nie ma na to odpowiedzi, choć minęło już ponad 8 lat od tego historycznego wydarzenia.
Nie ulega wątpliwości, że stary, jeszcze z XX wieku, drogowskaz, jakim jest koncepcja strategiczna NATO, zaczął gwałtownie rdzewieć po 11 września 2001 roku, kiedy zaatakowane zostało najsilniejsze państwo sojuszu. Ostatnio drogowskaz ten opadł zupełnie i nikt już nim nie zawraca sobie głowy. Wszyscy wiedzą, że trzeba szybko postawić nowy. Ale jaki? Tego chyba nie wie nikt. Działamy raczej chaotycznie: od potrzeby do potrzeby, reagujemy operacyjnie, a nie strategicznie. Poszliśmy np. szeroką ławą trochę bezrefleksyjnie do Afganistanu, a tam – wiatr w twarz. Zniechęca on do dalszego marszu w kierunku podejmowania zadań globalnych, rozwijania partnerstwa globalnego, a nawet perspektywicznej przebudowy sojuszu w globalną organizację bezpieczeństwa, co nazwałbym próbą przekształcenia NATO w GLOBALTO, czyli z organizacji traktatu północnoatlantyckiego w organizację traktatu globalnego.
Przed ubiegłorocznym szczytem NATO w Bukareszcie zastanawiano się nad tym poważnie. Preferowali taką opcję Amerykanie, namawiając do zacieśniania więzów z takimi państwami, jak Australia czy Japonia. Ale Europa nie była zainteresowana taką opcją. Upadła więc, a Sekretarz Generalny NATO ją wręcz dezawuował. Ale ostatnio, na spotkaniu w Krakowie, najwyraźniej zmienił zdanie. Czyżby jednak GLOBALTO było jedną z realnych perspektyw transformacji obecnego sojuszu euroatlantyckiego? Osobiście nie bardzo w to wierzę. Samo NATO nie jest do tego zdolne w dającej się przewidzieć przyszłości. Chyba że wspólnie z UE. Sądzę, że GLOBALTO mogłoby ewentualnie powstać jako synteza tych dwóch organizacji w swoisty „tandem bezpieczeństwa” NATO-UE.
Tym bardziej, że samo NATO ma, jak na razie, poważne kłopoty w skutecznym spełnianiu swej misji w najbliższym otoczeniu strategicznym. Spogląda na wschód – a tam znowu wiatr w oczy. Bo Rosja bezceremonialnie „rozpycha” się strategicznie w swoim sąsiedztwie, nie przejmując się jakimiś, ustanawianymi przez NATO, partnerstwami dla pokoju, planami działań na rzecz członkostwa, uchylaniem lub przymykaniem drzwi przed kandydatami, a nawet planami ewentualnościowymi dla samych członków NATO z nią sąsiadujących (plany ewentualnego wsparcia militarnego państw członkowskich w razie ich zagrożenia). NATO było raczej bezradnym obserwatorem bezwzględnego militarnego rozprawiania się Rosji z Gruzją – bądź co bądź kandydatem do członkostwa i członkiem „Partnerstwa dla Pokoju”, które to w swojej idei miało jednak coś dodatkowego dawać jego uczestnikom. Jeszcze bardziej widoczna była słabość NATO w obliczu styczniowego kryzysu gazowego, który objął nie tylko drugiego kandydata, jakim jest Ukraina, ale także sporo państw
członkowskich sojuszu.
Wobec takich wyzwań w bezpośrednim sąsiedztwie strategicznym i raczej zniechęcającego doświadczenia z podjęcia pierwszego poważnego zadania globalnego w Afganistanie, nie sądzę, aby idea globalizacji NATO miała większe szanse na realizację w bliskiej przyszłości. Byłoby to odciąganie uwagi NATO od skupienia się na zapewnieniu skutecznej realizacji w nowym środowisku bezpieczeństwa jego podstawowej funkcji, jaką jest zapewnienie kolektywnej obrony bezpośrednio państw członkowskich. GLOBALTO natomiast może być dalszą perspektywą, ale raczej jako wspólna inicjatywa NATO i UE.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski