Nastoletni migranci z granicy. Co się z nimi dzieje? Dyrektor placówki wyznaje
Trwa dramatyczna sytuacja na granicy polsko-białoruskiej. Służby informują o zatrzymaniach nastolatków. Te, które nie są pod opieką dorosłych, ze strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców trafiają do domów dziecka. Dyrektor placówki w Kętrzynie przekazał, że w tym roku trafiło do niego 49 takich dzieci - wszystkie uciekły.
Każdego dnia migranci próbują przedostać się przez granicę z Białorusi do Polski. Wśród nich są także nastolatki. Część z nich podróżuje bez opieki osób dorosłych. Jak wyjaśnia rzecznik prasowa warmińsko-mazurskiej straży granicznej Mirosława Aleksandrowicz, takie dzieci decyzją sądu rodzinnego z ośrodka dla cudzoziemców trafiają do domów dziecka.
Według informacji rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Olsztynie sędziego Olgierda Dąbrowskiego-Żegalskiego w tym roku sąd w Kętrzynie zdecydował o umieszczeniu w miejscowym domu dziecka 49 małoletnich. "Wszyscy oni zadeklarowali Straży Granicznej zamiar złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej" - podał rzecznik sądu.
Wszystkie dzieci miały miedzy 15 a 17 lat. Niektórzy nie mieli ze sobą dokumentów i wówczas ich wiek ustalano na podstawie badań lekarskich.
Nastoletni migranci uciekają
Dyrektor domu dziecka w Kętrzynie Bożena Biegańska-Wójtowicz przyznała w rozmowie z PAP, że nastoletni imigranci wcześniej czy później uciekają z placówki.
Nie kryją, że ich celem jest zachodnia Europa i tam chcą się dostać. Biegańska-Wójtowicz powiedziała, że ostatnio najdłużej jedno z dzieci było w domu dziecka dwa tygodnie.
O ucieczce z domu dziecka informowana jest natychmiast policja i Straż Graniczna. Dyrektorka placówki przyznaje, że służby kilka razy odnalazły uciekinierów, ale zwykle po kilku dniach ci znów uciekali.
Dom dziecka nie jest zamknięty, można z niego swobodnie wychodzić. Dzieci wykorzystują to i mówiąc, że idą do miasta, już z niego nie wracają.
Czasami personel domu dziecka zauważa, że cudzoziemskie nastolatki na krótko przed ucieczką telefonują, czy wymieniają informacje w internecie. "Komunikują się w swoich językach, my nie wiemy, o czym rozmawiają" - przyznała dyrektor domu dziecka.