ŚwiatDramat na granicy. "Żałujemy, że tu przyjechaliśmy"

Dramat na granicy. "Żałujemy, że tu przyjechaliśmy"

- Ludzie na miejscu czują się bardzo słabo, z każdym dniem coraz gorzej. Niektórzy są tylko wyziębieni, inni mają gorączkę i potrzebują pomocy lekarskiej. Jedna ze starszych kobiet skarży się na problemy z sercem i ciśnieniem - mówią WP Shwan Sado i Faruq Khalaf, którzy są na granicy polsko-białoruskiej. Sytuacja jest tam ciągle dramatyczna, a sami migranci, jak przyznają, zaczynają żałować, że tu przyjechali.

Dramat na granicy z Białorusią. Migranci koczujący z dziećmi z Michałowa tracą siły
Dramat na granicy z Białorusią. Migranci koczujący z dziećmi z Michałowa tracą siły
Źródło zdjęć: © East News | Laski Diffusion

Obaj mężczyźni znajdują się w grupie, która od miesiąca ma koczować na granicy z Polską. Wraz z nimi, jak informowaliśmy w Wirtualnej Polsce, w lesie znajdują się dzieci z Michałowa. Grupa przebywa obecnie w okolicy Białowieży.

Dramat na granicy z Białorusią. "Nie mamy lekarstw"

- Moja roczna kuzynka, Malak Maher Saado, też choruje. Ma dziurę w sercu. Prosiliśmy strażników, by pozwolili nam przejść do Polski, by jej pomóc, ale nas zawrócili. Nie mamy przy sobie żadnych lekarstw. Deszcz pada nam prosto na głowy - usłyszeliśmy.

Jak twierdzą Shwan Sado i Faruq Khalaf, są tam już od 33 dni. - W tym czasie nikt z nas nie miał jak się normalnie umyć. Nie mamy co jeść. Czasami jakiś mieszkaniec okolicznej wsi przyniesie nam po ziemniaku, ale żołnierze nie pozwalają za bardzo miejscowym nam pomagać. Białoruscy strażnicy dają nam po jednym bochenku chleba na całą grupę osób. Już więzienie jest lepsze niż to miejsce - powiedzieli Wirtualnej Polsce.

Koczują na granicy. Próbowali "przekroczyć ją osiem razy"

- Próbowaliśmy pójść do polskiego sklepu kupić jakąś żywność, ale złapała nas policja i odesłała z powrotem do naszego obozowiska na granicę. Sklepikarze sami zawiadamiali policję, jak nas widzieli - mówią mężczyźni i dodają: - Granicę z Polską próbowaliśmy przekroczyć osiem razy. Dwa razy udało nam się załatwić transport samochodem z granicy do Niemiec. Za pierwszym razem podróżowaliśmy minibusem w 12 osób. Zostaliśmy złapani i odesłani. Po raz kolejny spróbowaliśmy dwa dni później, ale znów nas złapano.

Dzieci z Michałowa koczują przy granicy z Polską. Ich grupa znajduje się niedaleko Białowieży
Dzieci z Michałowa koczują przy granicy z Polską. Ich grupa znajduje się niedaleko Białowieży © Google Maps

Dramat na granicy z Białorusią. "Żałujemy, że tu przyjechaliśmy"

Migranci powiedzieli, że koszt przejazdu to około 2 tys. euro od osoby. Przemytnicy pobierają płatność dopiero po przyjeździe do Niemiec. Jeżeli po drodze samochód zostanie zatrzymany przez policję, migranci nic nie płacą.

Faruq Khalaf Hasan
Faruq Khalaf Hasan
Dzieci na granicy z Białorusią
Dzieci na granicy z Białorusią

Zapytani, jak się kontaktują ze światem, odpowiedzieli, że prawie każda z osób na miejscu ma swój telefon, ale większość z nich leży rozładowana. Białoruscy strażnicy graniczni pozwalają pojedynczym osobom raz dziennie ładować telefony w punktach kontrolnych.

- Naprawdę żałujemy, że tu przyjechaliśmy... Uciekaliśmy przed represjami ze strony grup terrorystycznych, ale teraz wolimy wrócić niż tu czekać na śmierć. Prosiliśmy białoruską straż, aby nas deportować do Iraku, ale nam odmawiają. Prosiliśmy o pomoc też polską straż, ale na nic to się zdało - mówią Shwan Sado i Faruq Khalaf. - Błagam, niech ktoś nam pomoże - dodają.

Współpraca i tłumaczenie: Ziyad Abdulqadir

Źródło artykułu:WP Wiadomości
dzieci z michałowabiałoruśgranica
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (995)