Napięta sytuacja na Morzu Czarnym. "To igranie z ogniem przez Putina"
Agresywne działania Rosji na Morzu Czarnym nie umknęły opinii Zachodu. Pojawiły się głosy, że Kreml ryzykuje wywołaniem bezpośredniej wojny z NATO i uprawia piractwo. Mocne słowa pod adresem Rosji skierowała Turcja. Według ekspertów to igranie z ogniem przez Putina.
Przypomnijmy, napięta atmosfera panuje na Morzu Czarnym odkąd Rosja jednostronnie wycofała się w lipcu z umowy zbożowej. Zapewniała ona do tej pory bezpieczny transport żywności z Ukrainy przez Morze Czarne. Kreml ostrzegł, że od teraz statki płynące do ukraińskich portów mogą być postrzegane jako cele wojskowe.
W niedzielę rosyjski okręt patrolowy oddał strzały ostrzegawcze w kierunku zmierzającego do Ukrainy statku handlowego pod banderą Palau, gdy jego kapitan nie zareagował na wezwanie do zatrzymania się w celu przeprowadzenia kontroli. Następnie żołnierze rosyjscy dostali się na pokład jednostki ze śmigłowców Ka-29. Ukraińskie ministerstwo obrony zidentyfikowało statek jako turecki.
W reakcji na zdarzenie turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan wezwał Władimira Putina do powstrzymania się od poważniejszej eskalacji na Morzu Czarnym.
Z kolei jak ostrzega na łamach Politico były naczelny dowódca sił zbrojnych NATO w Europie (SACEUR), admirał marynarki wojennej USA James Stavridis, działania Rosji na wodach międzynarodowych Morza Czarnego wywołują prawdziwe ryzyko eskalacji do wojny morskiej pomiędzy NATO a Federacją Rosyjską".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tajne ataki na Rosjan. Analityk o nowym ostrzeżeniu
Według płk Andrzeja Kruczyńskiego, jest to igranie z ogniem przez Rosję. Jego zdaniem, ze względu na odmienne interesy Kremla i Zachodu w rejonie Morza Czarnego jest on obarczony sporym ryzykiem konfliktu.
"Stroszenie piórek"
- To bardziej wygląda jednak na "stroszenie piórek". Rosja zdaje sobie bowiem sprawę, że Sojusz ma przewagę w basenie Morza Czarnego. Zarówno na morzu jak i w powietrzu. Gdyby miało dojść do wojny morskiej Putin nie ma szans. Przewaga morska i powietrzna NATO jest przygniatająca. To nie byłaby operacja lądowa, gdzie można przeciwnika zaskoczyć. Tam nie ma gdzie uciec, a wszystko pod kontrolą ma Sojusz – mówi Wirtualnej Polsce płk Andrzej Kruczyński, były oficer GROM i uczestnik działań specjalnych i misji zagranicznych.
Ekspert zwraca uwagę na inny aspekt - wojny psychologicznej.
- Podejrzewam, że rozkaz o akcji wymierzonej w turecki statek przyszedł z samej góry. Dowódcy okrętów rosyjskiej floty zdają sobie sprawę z ewentualnego wybuchu konfliktu na morzu, ale są postawieni pod ścianą. Takimi incydentami Rosja chce wystraszyć armatorów statków handlowych płynących do Ukrainy. Jeśli będą się one powtarzały, armatorzy odmówią wysłania transportu. Załoga statku to nie żołnierze, a ubezpieczenie dostawy kosztuje kosmiczne pieniądze. Rosji o to chodzi. To zagrywka typowo psychologiczna – część zrezygnuje, pozostali dwa razy się zastanowią – komentuje Kruczyński.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Według dr hab. Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza i eksperta ds. obronności z Uniwersytetu Rzeszowskiego, aktywność Rosji na Morzu Czarnym może wynikać z tego, że kontrofensywa ukraińska zmierza w kierunku morza, w celu odcięcia Krymu.
- Dla Rosjan ważna będzie dalsza kontrola akwenów Morza Azowskiego i Morza Czarnego. Chcą utrudniać działania Ukrainy, choćby poprzez wystrzeliwanie pocisków z okrętów wojennych. Rosjanie mogą się obawiać ustaleń ostatniej narady w Kijowie amerykańsko-brytyjsko-ukraińskich wojskowych. Stąd prewencyjnie postanowili zaznaczyć swoją obecność na Morzu Czarnym – twierdzi ekspert.
Jego zdaniem, ważna w tym kontekście jest reakcja Turcji.
- Turcja nie ma interesów zbieżnych z Rosją, szczególnie w rejonie Morza Czarnego. Ankarze bardzo zależy na dominacji w tamtym rejonie, punktem honoru jest kontrolowanie cieśnin. Turcja jest ważnym partnerem NATO, a w tamtym rejonie strategicznym. Sojusz nie ma zamiaru wpychać Erdogana w objęcia Putina. A Erdogan nie ma zamiaru w nie wpaść. Poczuł siłę w relacjach z rosyjskim przywódcą – uważa dr hab. Maciej Milczanowski.
W wywiadzie udzielonym "Politico" były naczelny dowódca sił zbrojnych NATO w Europie James Stavridis działania Rosjan nazywa "piractwem".
"Nie ma już spokojnych akwenów na świecie"
"Jeśli Rosja zacznie przejmować statki albo próbować je odstraszyć, myślę, że to prawdopodobne, iż NATO odpowie poprzez wsparcie korytarza humanitarnego dla żeglugi" – mówi James Stavridis.
W jego ocenie Sojusz mógłby chronić statki wypływające i wpływające do ukraińskiego portu w Odessie samolotami bojowymi NATO w powietrzu i prawdopodobnie okrętami wojennymi NATO w ramach eskorty.
- Nie ma już spokojnych akwenów na świecie. Zatoka Adeńska na Oceanie Indyjskim między Jemenem a Somalią w Afryce pokazuje, że piraci byli, są i będą. Wygląda na to, że Rosjanie wzięli z nich przykład. Żeby zapobiec takim incydentom Zachód nie może stać i przyglądać się biernie. Nie wyobrażam sobie, żeby kolejne podobne zdarzenia nie spotkały się z reakcją NATO, które może eskortować i chronić statki handlowe do Ukrainy. A przynajmniej zrobić strefę buforową – uważa płk Andrzej Kruczyński.
Podobnie uważa dr hab. Maciej Milczanowski. - Piractwo jest adekwatnym określeniem zachowania Rosji. Do niej pasują takie przymiotniki jak bandycki, terrorystyczny czy właśnie piracki. Wydawało się, że po setkach lat każdy kraj przechodzi ewolucję. Ale nie Rosja. Ten kraj stoi w miejscu, a wręcz się cofa - podsumowuje Milczanowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski