Nałęcz dla WP: Jarucka chciała się zemścić
Warszawski sąd do 6 lutego odroczył proces Anny Jaruckiej, byłej asystentki szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza. Oskarżona jest o posłużenie się fałszywym dokumentem, rzekomo uprawniającym ją do zmiany oświadczenia majątkowego byłego ministra MSZ. Jaruckiej, która nie przyznaje się do winy, grozi do 5 lat więzienia. „Zawiedziona brakiem protekcji Cimoszewicza postanowiła się zemścić. Wykorzystała podjęty w komisji śledczej atak na niego i dostarczyła obciążające dowody, ale nie mówiła prawdy” – komentuje dla Wirtualnej Polski Tomasz Nałęcz, były rzecznik kandydata lewicy w wyborach prezydenckich w 2005 roku.
Anna Jarucka oświadczyła dzisiaj w sądzie, że nie przyznaje się do żadnego z postawionych jej zarzutów...
Tomasz Nałęcz: Stwierdzenia pani Jaruckiej mnie nie dziwią. Z resztą są zgodne z procedurą procesową. Oskarżony w śledztwie i przed sądem ma prawo bronić się w każdy sposób, nawet nie mówiąc prawdy. Ja jestem jednak przekonany, że proces potwierdzi ustalenia prokuratury i uzna winę Jaruckiej Wszystkie zgromadzone dowody wskazują na nią. Ona miała motyw.
Jaki to motyw?
- Osobistej zemsty. Jarucka twierdzi, że nigdy nie zwracała się o żadną protekcję do Włodzimierza Cimoszewicza. Na szczęście ocalał list, w którym zwraca się do Cimoszewicza w tej sprawie. To znaczy ona zwróciła się listownie do jednego ze swoich kolegów o przekazanie tego listu, ale ten kolega wiedział, że Cimoszewicz nie toleruje protekcji. W związku z czym nie ośmielił się dać listu Cimoszewiczowi, Jarucka zwraca się w nim do Cimoszewicza o to, żeby załatwił jej mężowi pracę na placówce w Rzymie. Pisze, że jest w trudnej sytuacji i taki wyjazd rozwiązuje im wszystkie życiowe problemy. Zawiedziona brakiem protekcji Cimoszewicza postanowiła się zemścić.
Jarucka działała sama, czy może jednak na czyjeś zlecenie?
- Jeśli nie ona sama, to kto? Zresztą wydarzenia, na które ona wskazuje absolutnie nie mogłyby mieć miejsca. Nie ma cudów.
Czyli skazanie Jaruckiej to według pana kwestia czasu?
- Nie chciałbym uzurpować sobie kompetencji sądu, ale wszystkie dowody wskazują na to, że ona posłużyła się tym fałszywym dokumentem. Nie ulega wątpliwości, że weszła w posiadanie tego dokumentu w zupełnie innych okolicznościach niż twierdzi. Tam są zresztą dodatkowe elementy świadczące o nieudolnym fałszerstwie. Dokument jest opatrzony faksymile, które było dostępne w MSZ dopiero w kilka miesięcy po powstaniu tego dokumentu. Dokument datowany jest fałszywie. Jarucka dysponowała kopią oświadczenia Cimoszewicza datowaną - o ile pamięć mnie nie myli na 20 kwietnia - tymczasem zapomniała, że to oświadczenie zostało złożone w kancelarii Sejmu 24 kwietnia. O czym świadczy datownik na oryginale, którego ona nie miała. Jaruckiej wydawało się, że popełni zbrodnię doskonałą, polityczną zbrodnią doskonałą. Okazało się, że zostało wiele śladów i udało się schwycić sprawcę za rękę.
Z profesorem Tomaszem Nałęczem rozmawiał Marek Grabski, Wirtualna Polska