"Spieprzaj, dziadu!"
Takie słowa wypowiedział Lech Kaczyński do atakującego go słownie uczestnika spotkania wyborczego (zarzucał mu, że zmienił partię i nazywał "szczurem"). Miało to miejsce na warszawskiej Pradze Północ, tuż przed drugą turą wygranych przez niego wyborów na prezydenta Warszawy w 2002 r.
Tak brzmiała cała wymiana zdań:
- Partie żeście zmienili, pouciekaliście jak szczury.
- Panie, spieprzaj pan! O, to panu powiem.
- "Spieprzaj pan"? Panie, bo pan się prawdy boisz!
- [z wnętrza samochodu, przez uchylone drzwi] Spieprzaj, dziadu!
- [do dziennikarzy] Ale jak tak się można odzywać: "spieprzaj pan"? Ja się grzecznie spytałem człowieka.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w dwa dni po zajściu Lech Kaczyński wyjaśniał: - Polityk też ma prawo do obrony godności. Pierwszą serię obelg wytrzymałem, dopiero przy drugiej powiedziałem twardo, ale jak na praską ulicę łagodnie, żeby sobie poszedł.