Pokaż fakturę na chwasty, bo stracisz dotację!
"Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego" - te słowa przypisywane carowi Piotrowi I Wielkiemu idealnie oddają relacje zależności między niektórymi urzędnikami i "ich" petentami. W takiej właśnie sytuacji znalazł się Internauta Mariusz Siomka.
- Prowadzę ekologiczne gospodarstwo rolne. W 2009 roku na 26 hektarach posiałem ekologiczny jęczmień. Po jego skoszeniu nie orałem pola i nie siałem żadnych roślin. W 2010 roku podczas kontroli z firmy certyfikacyjnej, kontroler zadał mi pytanie o pochodzenie nasion, bo na polu rosła trawa i chwasty. Wyjaśniłem mu, że posiały się same, ponieważ nie orałem pola. Kontroler stwierdził, że muszę mieć rachunek za nasiona, bo jeśli go nie mam to znaczy, że nic u mnie nie rośnie. Zacząłem tłumaczyć, że natura ma to do siebie, że chwasty sieją się z powietrza i odrastają z korzeni. Odpowiedział mi, żebym nie uczył kontrolera i kazał podpisać przyznanie się do winy, że wykorzystałem nasiona niezgodne z przepisami o nasiennictwie ekologicznym. Po miesiącu otrzymałem pouczenie z jednostki certyfikującej, że jeśli zrobię tak jeszcze raz, to zabiorą mi dopłaty. Po co to przyznanie się do winy? Może urzędnih chciał wykazać się i poczuć potrzebny - pisze Internauta Mariusz Siomka.
Jeśli Ty również spotkałeś się z jakimś bublem prawnym i chciałbyś nam o tym opowiedzieć – ** Opowiemy Wasze historie na łamach Wirtualnej Polski.