Największa na świecie ferma drobiu zniszczona. "Padło 4 mln ptaków"

Nie zważając na rosyjski ostrzał, właściciel fermy drobiu Andrzej Czirkow sam kopał doły, aby zakopać w nich martwe ptaki. W ten sposób próbował chronić lokalne źródła wody przed zanieczyszczeniem. Rosjanie najpierw zablokowali dostawy paszy, potem odcięli prąd. Automatyczny system karmienia i pojenia zwierząt przestał działać. Padło cztery miliony ptaków.

Największa na świecie ferma drobiu zniszczona. "Padło 4 mln ptaków"
Największa na świecie ferma drobiu zniszczona. "Padło 4 mln ptaków"
East News
Mateusz Czmiel

10.04.2022 | aktual.: 10.04.2022 18:30

Największa w Europie ferma drobiu na okupowanej przez Rosjan wsi Czornobajiwka straciła prawie cztery miliony kurcząt. Ptaki padły z głodu. "Trudności w fermie drobiu są symbolem szerszego wpływu rosyjskiej inwazji na ukraiński sektor rolny. Przemysł nie tylko odgrywa kluczową rolę w wykarmieniu świata" - pisze "The Wall Street Journal". Zakład eksportował ok. miliard jaj rocznie.

Kierownik zakładu Andrzej Czirkow próbuje zapobiec katastrofie ekologicznej. Kopie doły, w których zakopuje martwe ptaki, aby nie doszło do skażenia lokalnych źródeł wody. W rozmowie z "WSJ" podkreśla, że ryzykuje swoim zdrowiem i życiem, bo Rosjanie do niego strzelają.

Najpierw zabrakło paszy

Wojska rosyjskie już 26 lutego pojawiły się we wsi. Rosjanie ukradli z farmy wszystkie pojazdy, zrabowali pieniądze i zniszczyli biura. - Po prostu przyszli i zabrali klucze. Mieli nas na lufie karabinu maszynowego… Nie było rozmowy – powiedział kierownik zakładu. Następnego dnia ciężarówki dostarczające paszę dla ptaków przestały docierać do fermy. Zapasy były tylko na dwa dni.

Czirkow i jego kolega wsiedli w ciężarówki i sami próbowali dostarczać pasze. W drodze powrotnej zostali ostrzelani przez Rosjan. Zrezygnowali z dalszych prób.

Brak zasilania, stosy

Pracownicy fermy zaczęli rozdawać ptaki i jajka innym miejscowym rolnikom oraz mieszkańcom. Szybko rozdali 1,45 miliona jaj i 90 tys. ptaków. To jednak kropla w morzu, bo w halach wciąż przebywało ok. czterech milionów sztuk.

Dramat zaczął się 1 marca. Wtedy rosyjskie pociski uszkodziły lokalną elektrownię. Ferma straciła zasilanie, przez co przestał działać automatyczny system karmienia i pojenia ptaków. Zwierzęta zaczęły padać.

Gdy wybuchła wojna lokalny zakład utylizacyjny przestał działać. Sterta padłych kurcząt rosła z dnia na dzień. Kierownik zakładu wyjeżdża traktorem z przyczepą na pole i wrzuca truchła do wykopanego koparką do głębokich dołów. To jedyny sposób, aby nie dopuścić do katastrofy ekologicznej i skażenia lokalnych źródeł wody.

Rzecznik prasowy w obronie terytorialnej

Przed wojną na fermie pracowało blisko 400 osób. Teraz zostało 20. Reszta wyjechała lub chwycili za karabin i poszli walczyć. Nawet rzecznik prasowy spółki, która jest właścicielem fermy, należy do sił obrony terytorialnej Kijowa.

Mężczyzna w rozmowie z "WSJ" podkreślił, że próbuje przekonywać rosyjskich żołnierzy stacjonujących w pobliżu, że są zwykłymi ludźmi. - Kilka razy próbowałem im to wyjaśnić. Oni tylko patrzą – powiedział Czirkow.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieferma drobiurosjanie
Wybrane dla Ciebie