SpołeczeństwoNajnowsze ustalenia ws. "ortodonty" z Torunia. Wirtualna Polska dotarła do dokumentów ubezpieczyciela

Najnowsze ustalenia ws. "ortodonty" z Torunia. Wirtualna Polska dotarła do dokumentów ubezpieczyciela

Maciej K. unika nie tylko kilkudziesięciu pacjentów, którzy skarżą się, że zniszczył im zdrowie. Z dokumentów, do których dotarła WP wynika, że dentysta ucieka też przed własnym ubezpieczycielem. To dalszy ciąg historii opublikowanej na naszych łamach.

Najnowsze ustalenia ws. "ortodonty" z Torunia. Wirtualna Polska dotarła do dokumentów ubezpieczyciela
Źródło zdjęć: © zdjęcie Użytkownika dziejesie.wp.pl | Ania

Sprawiedliwości i zwrotu kosztów poniesionych w trakcie badania - tego domaga się kilkadziesiąt osób, które leczyło się u doktora Macieja K., lekarza dentysty działającego na terenie województw: zachodniopomorskiego i kujawsko-pomorskiego.

Ortodonty zabawa w kotka i myszkę

Jedną z osób, która złożyła wniosek o odszkodowanie, była Ania. Założycielka grupy na Facebooku, odpowiedź z firmy INTER Polska, gdzie Maciej K. wykupił ubezpieczenie na prowadzenie działalności, już otrzymała. Odmowną.

W piśmie które wpłynęło do Ani czytamy, że: "INTER Polska w ramach wdrożonego postępowania likwidacyjnego, zwróciło się do do doktora Macieja K. z prośbą o przedstawienie stosownych informacji oraz dokumentów pozwalających na ustalenie odpowiedzialności za przedmiotową szkodę, a tym samym merytoryczne rozpatrzenie wniesionych roszczeń odszkodowawczych" - informuje pismo przesłane do jednej z pacjentek Macieja K.

Nie ma kontaktu - nie ma odszkodowania

Powód, który znajduje się w przesłanych do redakcji Dziejesię dokumentach, może wydawać się absurdalny. - Odmowę motywują brakiem kontaktu z lekarzem - śmieje się kobieta.

W dalszej części tekstu INTER Polska informuje, że: "pomimo wystosowanej korespondencji oraz dłuższego okresu oczekiwania Ubezpieczony nie podjął współpracy zmierzającej do niezbędnego uzupełnienia dokumentacji szkodowej" - czytamy.

W związku z brakiem reakcji ze strony Macieja K. ubezpieczyciel stwierdził, że nie znajduje żadnych podstaw do przyjęcia odpowiedzialności za jakość leczenia doktora K.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2] Źródło zdjęć: © dziejesie.wp.pl

- Chciałam składać odwołanie, nawet je napisałam. Zadzwoniłam jeszcze do ubezpieczalni. Dowiedziałam się, że oni mają związane ręce, gdyż doktor nie odpowiada. Nawet gdybym złożyła odwołanie, to mi tego nie rozpatrzą, bo muszą mieć też odzew ze strony lekarza. Tak tę sprawę zostawiłam - mówi bezsilnie Ania.

Pozostał żal, straty finansowe i odwołanie

Nie jest jedyna. Drugą osobą, która zgłosiła się do redakcji Dziejesię, jest Ewelina. Kobieta również miała zakładany aparat przez Macieja K. i jej także firma INTER Polska wydała decyzję odmowną.

- Doktor K. umywa się od odpowiedzialności. Nie obiera żadnej korespondencji, co dla ubezpieczalni jest pretekstem do odrzucenia prośby o odszkodowanie - żali się Ewelina.

Obraz
© zdjęcie Użytkownika dziejesie.wp.pl | Ewelina

Nasza czytelniczka miała zakładany zarówno łuk dolny i górny, a okres leczenia trwał od 2017 roku do grudnia 2018 roku. - Po pierwszej wizycie usłyszałam, że jak najbardziej mogę zakładać aparat. Po trzech kontrolach górnego łuku doktor zrobił mi wycisk górnych zębów. Dolnego wycisku nigdy nie miałam zrobionego - podkreśla kobieta.

Jak dodaje, kontakt z doktorem Maciejem K. urwał się nagle. - W grudniu 2018 roku doktor zdjął góry łuk i na kolejnej wizycie założył mi aparat retencyjny. To był ostatni raz kiedy go widziałam - zaznacza Ewelina.

Internautka, jak mówi, nie kryła zdziwienia, gdy inny ortodonta, do którego się udała, wspomniał o złym leczeniu. - Okazało się, że założony retainer wrasta się w brodawkę dziąsła i dlatego został "przycięty". Zostałam również poinformowana, że górny łuk został ściągnięty zdecydowanie za szybko, a przed jego założeniem powinnam mieć usunięte przynajmniej dwa zęby. Dolny łuk miał przyklejone zamki na złych wysokościach - wylicza Ewelina.

Obraz
© zdjęcie Użytkownika dziejesie.wp.pl | Ewelina

Koniec końców kobieta została zmuszona do zdjęcia aparatu u innego lekarza, a to wygenerowało koszty, które nasza czytelniczka chce odzyskać.

Potrzebny "kompletny materiał dowodowy"

Głos w sprawie zabrał także ubezpieczyciel. - Pragniemy zwrócić uwagę na fakt, że ustalenie odpowiedzialności cywilnej lekarza musi nastąpić w oparciu o kompletny materiał dowodowy, który pozwoli na ustalenie jego winy, szkody jakiej doznał pacjent oraz związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy zawinionym działaniem lub zaniechaniem lekarza a szkodą - pisze Katarzyna Walczak, dyrektor biura marketingu i PR w INTER Polska.

Jak tłumaczy, w przypadku braku wyjaśnień i dokumentów od jednej ze stron, ubezpieczyciel nie może decydować o przyjęciu bądź odmowie wzięcia odpowiedzialności lekarza, a dalej odpowiedzialności gwarancyjnej zakładu ubezpieczeń. Walczak podkreśla, że bez dokumentów doktora Macieja K. nie są w stanie nic zrobić.

- Nie można ponadto wykluczyć, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy wskaże, iż nie należy obejmować odpowiedzialnością ubezpieczeniową zgłoszonych zdarzeń - czytamy w komunikacie. Kobieta dodaje też, że dalszą właściwą drogą do dochodzenia roszczeń jest droga sądowa.

"Promocyjna cena" i kilkadziesiąt oszukanych osób

Przypomnijmy, na początku listopada informowaliśmy o lekarzu dentyście, który bez specjalizacji ortodonty zakładał aparaty na zęby po "promocyjnej cenie". Działając na terenie Koszalina, Kołobrzegu, Bydgoszczy, Torunia, Grudziądza oraz Brodnicy, lekarz Maciej K. miał w ten sposób zaszkodzić kilkudziesięciu osobom.

Dzięki Paulinie, jednej z poszkodowanych, udało dotrzeć się nam do dokumentów z Okręgowej Izby Lekarskiej w Koszalinie, która wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie lekarza.

Doktor Maciej K. pomimo wielu prób kontaktu, także po publikacji artykułu, nie odniósł się do stawianych mu zarzutów.

Wy również leczyliście się u tego ortodonty? Poinformujcie nas na dziejesie.wp.pl. Czekamy na Wasze historie.

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)