Nadzwyczajne złagodzenie kary dla "Inki"?
Wina "Inki" nie budzi wątpliwości,
wiedziała, że Jacek Dębski zginie, i godziła się na to, ale jej
rola w ujawnieniu prawdziwych sprawców zbrodni i zapobieżeniu
pomyłce sądowej jest nie do przecenienia - powiedział we wtorek
przed sądem prokurator Andrzej Komosa, wnioskując o nadzwyczajne złagodzenie kary dla oskarżonej.
Oskarżyciel wniósł o uznanie winy oskarżonej Haliny G. zarówno za pomoc w zabójstwie Dębskiego, jak i dwa pomniejsze zarzuty (nielegalnie posiadanie naboju do pistoletu i podrobionego prawa jazdy) i wymierzenie jej kary 5 lat więzienia, z uwzględnieniem nadzwyczajnego złagodzenia kary.
Odnosząc się do osoby Barańskiego, a także zabójcy Dębskiego - płatnego mordercy Tadeusza Maziuka, prokurator Komosa powiedział, że nie udało im się oczyścić z zarzutu i podważyć oskarżeń, które w rzeczywistości wysunęła Halina G. Mówił, że obaj ocenili swoją sytuację jako beznadziejną, gdy nie udało się stworzyć alibi, nakłonić świadków do fałszywych zeznań, a potem, kiedy zaczęło ich dręczyć sumienie, obaj postanowili popełnić samobójstwo.
Jacek Dębski, były minister sportu w rządzie Jerzego Buzka, zginął w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. przed restauracją "Casa Nostra" w Warszawie, gdzie ze znajomymi świętował swe urodziny. Była z nim także "Inka", która miała na polecenie nieżyjącego już Jeremiasza Barańskiego, pseud. Baranina, wyprowadzić Dębskiego przed restaurację, by Tadeusz Maziuk, pseud. Sasza (płatny zabójca, który po postawieniu mu zarzutu zastrzelenia Dębskiego popełnił samobójstwo), mógł wykonać tę egzekucję.
Dzień po zbrodni "Inka" sama zgłosiła się na policję i zaczęła mówić o tej sprawie. Stosunkowo szybko ujawniła, że zleceniodawcą zbrodni był mafijny boss z Wiednia Jeremiasz Barański. "Kryła" jednak wykonawcę - "Saszę", mówiąc, że strzelał kto inny. Początkowo "Inka" obawiała się o swe życie i nie ujawniała wszystkich okoliczności całej sprawy, które jednak wyszły na jaw w trakcie śledztwa i procesu rozpoczętego w styczniu tego roku.
Wtedy też opinia publiczna dowiedziała się o tym, w jaki sposób "Baranina" zjednał sobie Dębskiego - mówił mu, że są kuzynami i namówił na wspólne interesy. Doszło do tego, że Dębski zdeponował 400 tys. dolarów na koncie, do korzystania z którego uprawniony był także Barański. Pieniądze zniknęły, zagarnął je "Baranina" i uznał, że wobec takiego obrotu spraw były minister musi zginąć.