Nadchodzi trudny czas dla Polaków. "To powinno skłonić do myślenia"
W najbliższych miesiącach przed Polakami zostaną postawione potężne wyzwania. Inflacja, kryzys energetyczny, wojna u wschodniego sąsiada i napływ jeszcze większej grupy uchodźców z krajów Europy Wschodniej. - Z punktu widzenia pozycji Polski na świecie zdecydowanie wolę widzieć mój kraj jako 40 milionowe państwo z 10 proc. udziałem dobrze zintegrowanych w społeczeństwie cudzoziemców, niż 36 milionowe państwo jednonarodowe, które po prostu się "zwija" i traci na znaczeniu - mówi w rozmowie z WP prof. Maciej Duszczyk, ekspert ds. migracji.
Żaneta Gotowalska: Inflacja, rosnące ceny gazu czy prądu, problemy z węglem, a do tego negatywne nastroje wobec Ukraińców, które - jak niektórzy prognozują - mają pojawić się już jesienią. Czy w nadchodzących miesiącach Polacy powinni obawiać się kumulacji problemów?
Prof. Maciej Duszczyk, ekspert ds. migracji: Rzeczywiście stajemy przed bardzo dużymi wyzwaniami, których kumulacja wystąpi na jesieni. Wśród wyzwań, jakie się pojawią, jest również imigracja. Wiemy jednak, jak sobie z tym poradzić, w taki sposób, by napływ cudzoziemców do Polski wpływał pozytywnie na rozwój Polski i - paradoksalnie - zmniejszał nam negatywne konsekwencje innych wyzwań, przed którymi stoimy. Kluczowe będzie utrzymanie konkurencji polskiej gospodarki, a tutaj imigranci są kluczowym zasobem.
Co należałoby więc zrobić?
W gronie ekspertów napisaliśmy "poradnik" dla rządu, administracji, samorządów lokalnych - raport "Gościnna Polska 2022+". Jest tam dziewięć rozdziałów, w których przedstawiamy wyzwania - m.in. rynek pracy, edukacja, mieszkalnictwo. Ale i dezinformacja, z którą będziemy się borykać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na pewno Rosja będzie wykorzystywała dezinformację, aby podsycać potencjalne negatywne nastroje pomiędzy Polakami i Ukraińcami. W raporcie podpowiadamy rozwiązania, które mają sprawić, że wyzwania będą działały na naszą korzyść, a nie dostarczały nam problemów.
Czy w pana ocenie polski rząd robi wystarczająco dużo, by tak się działo?
Z punktu widzenia zarządzania kryzysami imigracyjnymi mamy czterech aktorów: rząd, lokalne samorządy, organizacje pozarządowe i społeczeństwo obywatelskie. Trzeba poukładać między nimi relacje, żeby to zadziałało. Wszystko zaczyna się od decyzji na poziomie rządowym. To przecież rząd odpowiada za zarządzanie kryzysowe. Wyobrażam sobie dużo lepsze działanie, niż do tej pory jest.
Czyli jakie?
Musi być bardzo jasne i konsekwentne realizowanie obietnic. Jeśli rząd zapowiada, że za dwa tygodnie samorządy otrzymają środki na wsparcie uchodźców z Ukrainy, to one za te dwa tygodnie muszą być. To kwestia budowania zaufania, a ono nadal nie jest na wysokim poziomie. Duża część samorządów skarży się, że otrzymuje obiecane środki zbyt późno i to do nich są pretensje, a oni nie są zupełnie winni.
Obawiam się też braku komunikacji - ostatnia konferencja o działaniach jakie są podejmowane w sprawie uchodźców była już naprawdę dawno temu. Do tego mamy obecnie dwóch pełnomocników rządowych. Nie wiem jak podzielili się kompetencjami. Może tu dochodzić do konfliktów, których naprawdę nie potrzebujemy.
Ludzie mają prawo zastanawiać się, czy nie dochodzi tutaj dopiero do jakichś ustaleń w zakresie kompetencji i ustawiania wszystkiego na nowo. A potrzebny jest jasny, prosty przekaz. Im mniej polityki w sprawie wsparcia uchodźców wojennych tym lepiej.
Kolejnym problemem jest też dostęp do edukacji dla ukraińskich dzieci, które już w Polsce są lub wkrótce przyjadą.
Wszystkie dzieci, które będą w Polsce od 1 września, na pewno nie trafią do szkół gdzie realizowany jest polski program nauczania. Odpowiedzialnością Ministerstwa Edukacji i Nauki jest to, by stworzyć system, który będzie do zrealizowania na poziomie samorządów. On musi obejmować nie tylko wchodzenie ukraińskich dzieci do polskich szkół, ale przede wszystkim zapewnienie możliwości nauczania zgodnie z programem ukraińskim.
To w dużej mierze będzie nauczanie zdalne, ale nie takie jak w pandemii. Musi być przygotowana infrastruktura do takiego nauczania, w tym z ukraińskimi nauczycielami i nauczycielkami, którzy będą pomagać uczniom w nauce. Tylko tak nie stracą roku edukacji. Niestety po stronie rządu niewiele się, na ten moment, w tej sprawie dzieje.
Do tego dochodzi problem z dostępnością mieszkań.
Trzeba wykorzystać zasób mieszkaniowy - te miejsca, które teraz są dostępne. Chodzi o tzw. pustostany, ale ponownie - to rząd musi zdefiniować, co pustostanem jest, a co nie. Na pewno po wakacjach będzie możliwe umieszczanie uchodźców wojennych w ośrodkach wypoczynkowych czy kolonijnych, tak jak to już miało miejsce. Do tego należy pamiętać o komunikacji - o tym, w jaki sposób te osoby mają dojeżdżać do pracy czy szkoły. W odwodzie trzeba też mieć możliwość budowy tzw. osiedli domów modułowych.
Wyzwanie mieszkaniowe, które mamy obecnie, powinno skłonić do myślenia. Ale też do otwartej debaty, w której można byłoby ustalić, jak kwestie mieszkalnictwa w ogóle rozwiązać. Obecnie mamy spory problem z mieszkaniami, ale za kilkanaście lat on będzie mniejszy. Demografia jest tutaj nieubłagana.
Obecne zasoby mieszkaniowe będą przejmowane przez wnuków i wnuczki osób, które po prostu będą odchodzić z tego świata. Póki co musimy jednak czasowo rozwiązać problem. Napływ większej liczby uchodźców z Ukrainy powinien być stymulatorem do dyskusji na ten temat i znalezienia odpowiednich rozwiązań. Podajemy je w naszym raporcie "Gościnna Polska".
Napływ Ukraińców to jedno. A inne narodowości?
Wszystko wskazuje na to, że pod koniec 2022 roku co dziesiąty mieszkaniec Polski będzie cudzoziemcem - nie tylko z Ukrainy, ale i Białorusi, Gruzji czy Armenii. Mamy otwarty rynek pracy dla tych osób. Zdecydowana większość z nich będzie łatwo integrowała się w Polsce. To osoby z Europy Wschodniej. Mamy dobre doświadczenia z integracją takich osób. Radzimy sobie z tym.
Musimy być jednak przygotowani na odtworzenie infrastruktury społecznej i przygotowanie funkcjonowania państwa nie dla 36 mln Polaków, ale dla 40 mln mieszkańców, z których 10 proc. będą stanowić cudzoziemcy.
Póki co jednak budujemy mur na granicy z Białorusią.
Mur stoi, nie dyskutuję o nim. Nikt nie zdecyduje się na jego rozebranie. On już z nami będzie. Ta dyskusja powinna być już zakończona. Teraz czas na zastanowienie się nad działaniami na granicy polsko-białoruskiej z uwzględnieniem muru. Tak naprawdę to kluczowe jest pytanie czy on cokolwiek zmienił.
A zmienił?
Na pewno pojawienie się muru sprawiło, że będzie mniej kobiet i dzieci, bo przekraczanie granicy jest trudniejsze. Dane Straży Granicznej pokazują, że tygodniowo kilkaset osób jest zatrzymywanych po przekroczeniu granicy - czy to na odcinkach, gdzie mur stoi, czy tam, gdzie z powodu warunków środowiskowych nie może zostać zbudowany. Do tego trzeba doliczyć pewnie drugie tyle, których Straż Graniczna nie zatrzymała.
Tak więc pomimo budowy muru wyzwania się nie zmieniły. Nadal musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co robić z osobami, które znajdą się na terytorium Polski. Dla mnie kwestie humanitarne i związane z bezpieczeństwem Polski nie stoją w sprzeczności. Nawet jeżeli zamurowalibyśmy granice Polski całkowicie - od strony Ukrainy, Białorusi, a pewnie i Słowacji, to i tak sytuacja nie zmieniłaby się jakoś zasadniczo.
Niektórym polityka budowania muru wzdłuż wszystkich granic Polski bardzo by się spodobała.
Na pewno! Nie chciałbym jednak, żeby kiedyś przerodziła się np. w decyzję Niemiec o zbudowaniu muru wzdłuż granicy z Polską. Kiedy ktoś zaczyna budować mur, musi być przygotowany na to, że ktoś inny kiedyś będzie chciał się od niego także oddzielić.
Jest pan optymistą, jeśli chodzi o to, co nas czeka w nadchodzących miesiącach?
Tak, nadal jestem optymistą. Wierzę, że to, co robią samorządy, organizacje pozarządowe, międzynarodowe, jest wystarczające. Potrzeba nam jednak wielu konkretnych działań rządu i dużo większej aktywności Unii Europejskiej. Polska, za wszelką cenę, powinna zabiegać, by w ramach wspólnoty funkcjonowała polityka solidarnościowa w zakresie migracji, ponieważ po prostu jest ona dla nas korzystna i zabezpiecza nas przed dużymi problemami.
Wyobraźmy sobie, że z wyzwaniem z uchodźcami wojennymi z Ukrainy musielibyśmy sobie radzić sami. Tylko taka polityka pozwala na poradzenie sobie z nimi - nie za miesiąc, nie za dwa, ale także tymi za kilka lat.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski