Naciski, groźby, zastraszanie. "Dowódcy tej formacji są gotowi na wszystko"
"Żandarmeria Wojskowa, przy ewidentnych dowodach na mobbing i molestowanie, zamiast wyjaśniać sprawę, nęka ofiary. Robią wszystko, by zniszczyć kobiety, które zdecydowały się ujawnić patologie. Takie są metody działania tej formacji - bezwzględne" - mówi Wirtualnej Polsce dziennikarka Edyta Żemła.
Żemła to dziennikarka Onetu, która razem z Pawłem Ławińskim i Marcinem Wyrwałem, opisała szereg nieprawidłowości w formacji. Wszystko zaczęło się od majora Roberta Pankowskiego, byłego zastępcy szefa Wydziału Wewnętrznego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej. Opowiedział o wyłudzaniu dodatków wojennych, mobbingu kobiet, wykorzystywaniu stanowisk do osiągania korzyści majątkowych, nielegalnych podsłuchach i działaniach operacyjnych wobec niewygodnych dla formacji osób.
Żandarmeria Wojskowa robi wiele, aby go uciszyć. Major został aresztowany, dostał też wezwanie na badania psychiatryczne. Ale to nie koniec. Kiedy dziennikarze portalu zaczęli zbierać materiały, Żandarmeria Wojskowa wysłała im pismo wzywające do zaprzestania publikacji. Co na to jedna z autorek?
Natalia Durman, Wirtualna Polska: Napisaliście, że Żandarmeria Wojskowa wysłała do was pismo wzywające do zaprzestania publikacji. Kolejny tekst jednak się pojawił. Nie obawialiście się konsekwencji?
Edyta Żemła: Żandarmeria Wojskowa nie miała prawa zakazać nam publikacji tekstu. Może to zrobić jedynie sąd. Pismo było bezprawne. To nieudolna próba nacisku, groźby, zastraszenia - nerwowa reakcja. W sensie prawnym nie ma żadnego umocowania. Możemy więc tylko pokazać jak działa Żandarmeria - jak czuje się bezkarna i jakie metody stosuje.
Nie było żadnych obaw co do publikacji?
Wyrazili się na temat nasi prawnicy. Twórczość Żandarmerii miała chyba na celu tylko zastraszenie.
Jak to oceniasz? Zdziwiło was to pismo?
Byliśmy zdziwieni. Pismo było dla nas zupełnie niezrozumiałe, a jak się potem okazało - również bezprawne. A o czym świadczy? O panice, strachu, o tym, że dowódcy tej formacji gotowi są na wszystko, by pod dywanem ukryć niewygodne dla nich fakty. Formacja, przy ewidentnych dowodach na mobbing i molestowanie, które ujawniliśmy, zamiast wyjaśniać sprawę, nęka ofiary - robią wszystko, by zniszczyć kobiety, które zdecydowały się ujawnić te patologie. Takie są metody działania tej formacji - bezwględne.
Wygląda to trochę tak: mamy być święci, bez skazy i nikt nam nie powie, że będzie inaczej. Mimo faktów. To przerażające. Taką postawę prezentują ci panowie - zupełnie nie rozumieją, że nie tędy droga, że najpierw trzeba uporządkować to, co dzieje się w Żandarmerii, uporać się z nierozwiązanymi sprawami, przeprosić za to, co się działo. Tych kobiet jest znacznie więcej. W tym kierunku Żandarmeria powinna pójść, a nie wysyłać dziwaczne pisma, straszyć ludzi, nękać, próbować uciszać niewygodne osoby, jak w przypadku Pankowskiego.
Jako autorka też się tak czujesz? Nękana?
Nie. Stanowisko redakcji jest takie, że to ważny tekst, który może zmienić rzeczywistość na lepszą. Mamy całkowite wsparcie i zaufanie. Dlatego mogliśmy pracować na tymi materiałami.
Stanowisko redakcji jest jasne. Tekst został opublikowany, niebawem pewnie zacznie się szum. Jakich kolejnych kroków spodziewacie się jako redakcja i autorzy?
Po tekście o kapral Annie, Żandarmeria Wojskowa opublikowała na swoich stronach szkalujące ją pismo. Ujawnili dokumenty sądowe żołnierki, publikując dane, wskazujące kim jest, co robi, gdzie mieszka. To było uderzenie w osobę, która zdecydowała się mówić.
Kolejne szkalujące pismo było po tekście o szeregowej Ewie, która o mało nie straciła dziecka na szkoleniu, ponieważ Żandarmeria nie ma procedur dotyczących zachowania się w przypadku kobiet w ciąży. Tu też był atak personalny na szeregową Ewę - brzydki, podły. I też było sprostowanie, które nie wykazywało znamion sprostowania. Podważało naszą rzetelność, nie wskazując gdzie popełniliśmy błędy.
Jako dziennikarze dopełniliśmy wszelkiej staranności, wykonaliśmy porządną pracę. Ucieszyłam się, gdy prawnik powiedział, że dawno nie widział tak dobrze udokumentowanych tekstów. Sprostowania należy więc wrzucić w cudzysłów. One wiszą na stronie Żandarmerii, ale są piętnujące w stosunku do ofiar i dziennikarzy.
Spodziewam się więc czegoś takiego. Pankowski objawi się jako chory psychicznie wariat. Żandarmeria stwierdzi, że jest niewiarygodny i my również. Natomiast jest to tak nieprzewidywalna formacja, że myślę, iż może nas wszystkich zaskoczyć.
Oto reakcja Żandarmerii
Po rozmowie z Edytą Żemłą, o najnowszą publikację, "bezprawne" pismo do redakcji oraz "zastraszenie" autorów zapytaliśmy rzecznika Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej ppłk Artura Karpienko. Odesłał nas do komunikatu wydanego 29 grudnia.
Czytamy w nim, że "w ocenie Żandarmerii Wojskowej intencja korespondencji została zinterpretowana niezgodnie z zamysłem nadawcy", a Żandarmeria Wojskowa "szanuje prawa dziennikarzy i wolnych mediów do uzyskiwania informacji na tematy istotne dla społeczeństwa".
Jednocześnie formacja wskazuje, że dziennikarze "opisują jednostronnie własną wersję wydarzeń", co jest "dalekie są od obiektywizmu i wnikliwości dziennikarskiej". Tłumaczy, że przesłane pisma dotyczyły wezwania do "zaprzestania publikowania informacji nieprawdziwych".