Na tropie sekty
Temat sekt "podnosi temperaturę". Choć nieraz zarzuty wobec nich okazały się uzasadnione, niekiedy autorzy materiałów o sektach, zamierzając ostrzec społeczeństwo i/lub w pogoni za sensacją, gubią podstawowe zasady dziennikarstwa i próbują każdą opisywaną przez siebie alternatywną grupę religijną napiętnować jako destrukcyjny, totalitarny psycho-kult - pisze Piotr Szarszewski w "Tygodniku Powszechnym".
01.08.2005 | aktual.: 01.08.2005 09:31
Dziennik “Rzeczpospolita” 10 czerwca opublikował dwa artykuły pod wspólnym tytułem “Podziemny krąg”. Ich autorzy - Jarosław Jabrzyk z TVN i Bertold Kittel z “Rz” - ujawniali kulisy działania w Polsce tajnej, niezwykle wpływowej i niebezpiecznej sekty, którą kieruje ponoć Małgorzata Pawlisz: grupy, która przez zakamuflowaną działalność, tworzenie organizacji fasadowych (np. Stowarzyszenia Polskiej Rady Azji i Pacyfiku) i organizowanie konferencji poświęconych ważnym problemom współczesnego świata zdołała omamić i wykorzystać do swoich celów polityków z pierwszych stron gazet, w tym premierów Marka Belkę i Józefa Oleksego. Dopełnieniem wiedzy o sekcie, poza artykułami zamieszczonymi w kolejnych dwóch wydaniach “Rz”, był wyemitowany 12 czerwca program “Superwizjer” TVN-u. Tytuł: “Sekta idzie do władzy”.
Po czym zapadła cisza. Jedynie portale internetowe, tygodnik “Polityka” oraz lokalne gazety i stacje radiowe poświęciły sprawie nieco uwagi, na ogół jednak ograniczając się do cytowania artykułów z “Rz”. Organizacje “antykultowe”, np. Ruch Obrony Jednostki i Rodziny, Ogólnopolski Komitet Obrony Przed Sektami czy Dominikańskie Ośrodki Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, których podstawowym celem jest ostrzeganie społeczeństwa przed niebezpieczeństwami działalności grup psycho-manipulacyjnych o charakterze religijnym, ekonomicznym i politycznym oraz pomoc osobom przez te grupy poszkodowanym (niekiedy jednak ich skądinąd słuszna działalność nabiera wyraźnego charakteru strukturalnej walki z mniejszościami wyznaniowymi) - rzadko w podobnych sytuacjach zachowujące umiar, wykazały daleko idącą wstrzemięźliwość w ferowaniu ocen.
Warto ową ciszę przerwać, by zastanowić się nie tyle nad tym, czy sekta istnieje i którzy z polityków weszli w jej szeregi (tego dowiemy się z procesu, jaki Pawlisz wytoczyła dziennikarzom i ich pracodawcom), ale w jaki sposób i w oparciu o jaki materiał dowodowy dziennikarze stworzyli wizerunek groźnej sekty.
Od ducha do misji "pieniądz"
Opis sekty opieram na tym, co ustalili dziennikarze “Rz” i TVN. Założył ją w latach 80. Romuald Danilewicz, alias “Kundalini”, charyzmatyczny guru, który zgromadził wokół siebie rzeszę oddanych młodych wyznawców. Celem grupy, wpisującej się charakterem w tradycję New Age, była przemiana ludzkości pozbawionej aspektu duchowego i przez to skazanej na zagładę.
Organizacja przedstawiała się jako Studencka Grupa Aktywności, pozyskiwanie zaś przez nią wyznawców podczas festiwalu w Jarocinie zarejestrował w filmie “Fala” Piotr Łazarkiewicz. Po 1989 r. sekta skupiła się na zarabianiu pieniędzy i utajnieniu działalności. Jej członkowie zakładali firmy, które stały się zapleczem finansowym grupy. Co kilka miesięcy musiały zmieniać adresy i telefony, uciekając przed właścicielami wynajmowanych lokali, którym nie płacili czynszu. Najskuteczniejszą w realizacji misji “pieniądz” miała być Małgorzata Pawlisz, w przeszłości prawa ręka Danilewicza, a obecnie niekwestionowana przywódczyni ruchu. Na początku lat 90. została wiceprezesem ZUS, później szefowała towarzystwu emerytalnemu “Diament”.
W obu firmach zatrudniała członków sekty, często płacąc za ich pracę więcej, niż powinna. Jak twierdzą dziennikarze, niedługo później, zakładając fundacje i stowarzyszenia, we władzach których zasiadali prominentni politycy, grupa rozpoczęła infiltrację sektora państwowego. Tylko dzięki przychylności polityków miała otrzymać dofinansowanie z Ministerstwa Gospodarki, oficjalnie przeznaczone na pokrycie kosztów konferencji “Dialog między cywilizacjami” w 2003 r.
W ten sposób organizacja, a właściwie jej “elita” i przywódczyni, niezmiernie się wzbogaciła. Szeregowi członkowie mieli im oddawać majątki, nierzadko popadając w ubóstwo zmuszające ich do żebractwa. Aby uczynić wyznawców jeszcze bardziej bezwolnymi i zapobiec ich ewentualnemu odejściu, “elita” miała uciekać się do nieetycznych metod kontroli umysłu, “prania mózgu” i hipnozy. Dzieci urodzone z par kojarzonych przez Danilewicza poddawano tzw. ograniczaniu - głodzono i bito.
Sekta wzorcowa
Grupa, jak opisują ją dziennikarze śledczy “Rz” i TVN, jest nieomal modelowym przykładem sekty destrukcyjnej. Zbieżność jej wizerunku medialnego z modelem naukowym, paradoksalnie, zamiast budzić podziw nad dociekliwością śledczych, rodzi wątpliwości co do prawdziwości opisu. Rzeczywistość bowiem rzadko idealnie pokrywa się z wzorcem, zwłaszcza gdy jest tak skomplikowana, jak to się z reguły zdarza w małych, alternatywnych grupach wyznaniowych.
Wiedza o sekcie Pawlisz przedstawiona przez dziennikarzy - pomijając film “Fala” Łazarkiewicza, artykuł z tygodnika “Wprost” z 1987 r., wyznania Rafała - obecnego członka sekty, oraz bliżej nieokreślonej grupy wciąż zniewolonych - pochodzi de facto z jednego źródła. Tym źródłem są eksczłonkowie ruchu, którzy porzuciwszy sektę zdecydowali się ujawnić prawdę o jej działalności. Łączy ich, jak się wydaje, poczucie bycia ofiarą i chęć odwetu.
Ale, jak pisze Eileen Barker w studium “Nowe ruchy religijne”, wiedza pochodząca od takich osób jest często niepełna, zdeformowana i naznaczona piętnem subiektywności. Niekiedy też eksczłonkowie przekazują mediom informacje nieprawdziwe, chcąc zemścić się za realne lub wyimaginowane krzywdy, które z ręki członków organizacji ich spotkały, albo chcąc zainteresować sobą media - pisze Piotr Szarszewski w "Tygodniku Powszechnym".